7. 3 am

478 62 23
                                    

  Reszta dnia minęła bez zbędnych zdarzeń. Wracałem do domu z Frankiem, zatrzymując się przy końcu jego ulicy, aby się pożegnać. Obiecał mi spotkać się ze mną w tym samym miejscu jutro rano. Zaraz potem przebyłem resztę drogi do mojego domu. Nie byłem zdziwiony, kiedy zauważyłem, że mama nadal jest w pracy, ale to, że Mikey jeszcze nie wrócił było dziwne. Zdecydowałem to zignorować, wziąłem swoją torbę i poszedłem na górę do swojego pokoju. Rysowałem przez chwilę, a potem odrobiłem lekcje. Kiedy siedziałem przy biurku i zastanawiałem się czy zacząć już pisać esej czy jeszcze nie, moja mama wróciła. Poddałem się i zszedłem na dół.
- Cześć mamo. Wiesz może, gdzie jest Mikey?
- U kolegi, powinien niedługo wrócić.- powiedziała.- Miałeś dobry dzień w  szkole?
- Mamo, to szkoła. Chodzę tam tylko dla tego, bo takie jest prawo. Nigdy nie lubiłem chodzić do szkoły.
- Dobrze, dobrze. Już nigdy się o to nie spytam.- uśmiechnęła się i wyciągnęła dłonie wprzód w geście obronnym.- Idź dokończyć lekcje. Kolacja będzie, kiedy Mikey wróci.
  Wróciłem z  powrotem na górę i znów usiadłem przy biurku, patrząc się na pustą kartkę papieru leżącą przede mną. Praktycznie podskoczyłem na krześle, kiedy usłyszałem wibracje mojej komórki.
Frank: Hej G, Co robisz?
Gerard: Próbuję zacząć ten esej
Frank: Już? Musisz mi go pokazać, kiedy już skończysz.
Gerard: Nie ma mowy!
Frank: Aww :(
Frank: Dobra. W takim razie ty też nie możesz przeczytać mojego.
Gerard: Dobra :P
  Po tym skończyliśmy do siebie pisać, a ja zacząłem esej. To było.. dziwne. To był jedyny wyraz, jakim mogłem to opisać. Pan Urie powiedział, że ma to być coś terapeutycznego i zauważyłem, że miał rację. Pisanie o Franku, pisanie o tym, jak się czuję, kiedy jestem z nim.. To było miłe, pomogło mi ułożyć sobie to, co naprawdę do niego czułem. Kiedy Mikey wreszcie wrócił, a kolacja była już gotowa miałem napisane już więcej, niż połowę eseju. Czułem się jakby jakiś ciężar opuścił moje ciało.

* * *
  Tej nocy spałem dobrze i głęboko, jak każdej następnej nocy. Szkoła przelatywała przez kolejny tydzień, a ja zbliżałem się coraz bardziej do Franka. Napisał do mnie w czwartkową noc, pisząc, że w końcu skończył swój esej, a ja odpisałem mu, że skończyłem swój poprzedniego wieczora. Ponownie zapytał, czy będzie mógł go przeczytać, a ja ponownie odpowiedziałem, że nie. Wlałem całe swoje serce do tego eseju i naprawdę miałem nadzieję, że pan Urie mnie za to nie wyśmieje. Nie wyglądał na takiego.
  W piątkowy poranek wszyscy wręczyliśmy nauczycielowi swoje eseje. Teraz musiałem czekać tylko przez cały weekend, żeby dostać go z powrotem. Lecz pan Urie nie oddał ich, aż do piątkowego popołudnia. Zostały one rozdane w pośpiechu, bo każdy chciał jak najszybciej wracać do domu i zacząć weekend. Wziąłem swój, a  potem razem z Frankiem ruszyliśmy w stronę domu. Możliwe, że spotkamy się w ten weekend z Rayem i Bobem, bo jak na razie nie mieliśmy jeszcze żadnych planów.
  Kiedy dotarłem do domu, od razu pobiegłem na górę do swojego pokoju i wyjąłem esej z torby. Mój wzrok zwrócił się na górę strony i ogarnął mną szok. Esej nie był mój, należał do jakiejś dziewczyny z mojej klasy. To znaczyło, że.. ktoś innym ma mój esej. KURWA! Zacząłem szarpać swoje włosy w akcie frustracji, ale nie mogłem nic zrobić, aż do poniedziałku. Wziąłem telefon i napisałem do Franka
Gerard: Ktoś inny wziął mój esej!!!
Żadnej odpowiedzi. Napisałem raz czy dwa razy więcej, ale przestałem, kiedy zorientowałem się, że nadal nie dostałem odpowiedzi. Zszedłem na dół na kolację, a potem położyłem się spać. Moja głowa wirowała ze zmieszania i wyobrażania sobie, co mogło stać się z moim esejem. Ułożyłem się wygodniej w łóżku, mój brzuch zabolał ze zdenerwowania. Tyle sekretów…

  Czułem jakby godziny minęły dopóki nie udało mi się zasnąć. Ale niestety zostałem obudzony zaraz potem, kiedy coś uderzyło w moje okno ze zduszonym dźwiękiem. Potarłem swoje oczy, po czym wstałem z łóżka i powoli, podejrzliwie podszedłem do okna. Spojrzałem na ogród, ale nie udało mi się wychwycić żadnego ruchu. Jęknąłem cicho ze zirytowania, po czym wróciłem do łóżka. Za chwilę zostałem znów obudzony, tym razem przez wibracje mojego telefonu. Podniosłem go wściekle. Ktokolwiek, kto dzwonił o tej godzinie, lepiej niech ma jakiś poważny powód. Odebrałem połączenie i przytknąłem telefon do ucha.
- Co?- spytałem zirytowany.
- Gerard.
Wziąłem podwójny wdech.- Frank? Po co kurwa dzwonisz do mnie o trzeciej nad ranem?- nie to, że byłem zły, że zadzwonił, ale zawsze był jakiś limit do której możesz do kogoś dzwonić.
- Po prostu zejdź na dół. Przyszedłem oddać ci twój esej.
  O kurwa, nie. Chyba moje serce stanęło na dobrą minutę. Frank ma mój esej? Wstałem i ruszyłem na dół jak najciszej potrafiłem, modląc się, aby jakimś cudem Frank nie przeczytał tego eseju. Otworzyłem drzwi wejściowe i wyszedłem na dwór na przyjemne, nocne powietrze.
  Podszedłem do Franka, który czekał na schodach zwrócony tyłem do mnie.
- Hej.- powiedziałem cicho, a on odwrócił się do mnie. Zobaczyłem mój esej w jego dłoniach. Wyglądał na pognieciony, jakby był otwierany i składany wiele razy.- Więc.. pewnie przeczytałeś ten esej.- powiedziałem zmieszany na wpół bojąc się, a częściowo przewidując jego odpowiedź. Przeżyłem największy szok w życiu, kiedy podszedł do mnie i uderzył mnie w ramię. Spojrzałem na niego wielkimi oczami.
- Gerard, ty kompletny dupku.
- Ja?- cały czas patrzyłem na niego zmieszany.
- Tak, ty idioto!- jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Może dlatego, że strasznie bałem się jak zareagujesz? Bo teraz naprawdę się boję. Właśnie mnie uderzyłeś.
- Zasłużyłeś! Te wszystkie rzeczy, które napisałeś w tym eseju.. Nigdy nie zamierzałeś mi powiedzieć?
- Jakie rzeczy?
- Wszystkie! To szczególnie.- pokazał mi esej i wskazał fragment.- Czytałem to na okrągło.. Teraz twoja kolej.
- Co?
- Chcę usłyszeć to z twoich ust.- podał mi kartkę, a ja złapałem ją z powątpieniem. Frank po prostu na mnie patrzył, a jego spojrzenie nic mi nie mówiło.
- Dobrze, przeczytam to.- podszedłem do schodów i usiadłem. Frank usiadł obok mnie. Zacząłem czytać:
„Liceum nie będzie trwać wiecznie i to chyba jedyne, co pozwala mi iść naprzód. Już niedługo to się skończy. Wreszcie będę mógł żyć po swojemu. Niedawno zorientowałem się, że tak naprawdę nie do końca chcę, żeby liceum skończyło się tak szybko. Pierwszy raz od dawna poczułem się w szkole naprawdę dobrze. Wchodzenie do tego budynku w poniedziałkowy poranek nie jest już takie straszne, bo teraz mam powód, żeby na to czekać. Powód? Frank Iero. Nasza przyjaźń stała się naprawdę dziwna. Dziwna i perfekcyjna. Wcześniej nie zwracałem na Franka uwagi, a teraz nie mógłbym wyobrazić sobie nie bycia jego przyjacielem. Przez całe swoje życie czekałem na perfekcyjnego przyjaciela i teraz wreszcie go mam. Jasne, że nie znam Franka tak długo, ale.. Czuję jakbyśmy znali się od lat. Chyba po prostu do siebie pasujemy.
  Ale teraz mam problem. Jestem pewny, że zakochałem się we Franku. Oczywiście powiedzenie mu o tym to okropny pomysł. Dlaczego? Bo po pierwsze, on na pewno nie czuje do mnie tego samego. Po drugie, liceum nie trwa wiecznie. Nawet jak coś się między nami wydarzy, nie będzie trwało dłużej niż rok szkolny. Pójdziemy przecież w przeciwne strony. Nie sadzę, że zdołam to wytrzymać. Dlatego właśnie nigdy mu o tym nie powiem..”  Złożyłem kartkę na pół i oddałem ją Frankowi z powrotem, nie spoglądając mu w oczy. Wziął ją powili, jakby bał się, że ją rozerwie. Zraz potem miedzy nami zapadło milczenie.
- Nie wierzę, że zamierzałeś nigdy mi tego nie powiedzieć.- wymamrotał cicho.
Wzruszyłem ramionami.- Nie widziałem takiej potrzeby, w końcu został nam tylko rok. A poza tym skąd miałem widzieć, czy lubisz mnie czy nie? Wciąż nie wiem.
- Więc spytaj, idioto!- westchnął rozdrażniony.
- Dobra.. Więc tak?- westchnąłem oddech, a moje serce biło szybko.
- Co tak?
Boże, to brzmiało tak głupio.- Też mnie lubisz?- spytałem w końcu, czerwieniąc się kiedy w końcu na niego spojrzałem.
Jego oczy momentalnie zdelikatniały, zaraz potem odwrócił wzrok.- Oczywiście, że tak, geniuszu.
Otworzyłem buzię, a potem ją zamknąłem. Dobrze go usłyszałem?- Naprawdę?
Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.– Tak.- odpowiedział.
Odwzajemniłem uśmiech, a moją pierś zalało przyjemne ciepło. Frank niepewnie splótł nasze dłonie razem. Przysunąłem go bliżej siebie i położyłem jego głowę na swoim ramieniu. Żaden z nas nie mówił przez chwilę, ale zdawało się to być wręcz naturalne. Oboje zgubiliśmy się we własnych myślach.

* * *
  Po chwili zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, dopóki nie było już nic do powiedzenia. Frank spojrzał na swój zegarek.
- Kurwa..- jęknął.- Już prawie piąta rano, muszę wracać do domu.
Mocniej ścisnąłem jego dłoń.- Nie chcę żebyś już szedł.
- Też tego nie chcę.- zaśmiał się cicho.- Ale.. muszę.
Westchnąłem i puściłem jego dłoń, kiedy oboje wstaliśmy.
- Uhh.. dzięki, że dzisiaj przyszedłeś.- powiedziałem czerwieniąc się. Nie miałem pojęcia jak się pożegnać. Mam go pocałować? Przytulić? Uścisnąć dłoń?
Na szczęście to on wybrał za mnie. Złapał mnie ponownie za rękę i przysunął bliżej siebie. Jego usta dotknęły lekko mojego policzka.- Zadzwonię do ciebie jutro, spotkamy się czy coś.
Skinąłem potwierdzająco głową i uśmiechnąłem się.- Tak, zdecydowanie powinniśmy się jutro spotkać.
  Frank powoli puścił moją dłoń i odwrócił się, aby odejść. Odwrócił się jeszcze raz, żeby pomachać mi na pożegnanie, a ja mu odmachałem.
  Dziesięć minut później nadal stałem na dworze patrząc się w ciemność, w której dawno temu zniknął Frank. Wciąż czułem powiew jego oddechu na swoim policzku. Jego słowa i uśmiechy wciąż brzmiały w mojej głowie.

Pretentious Little Punks With Lip Rings || frerard PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz