2. Glares, Giggles and Guitars

576 64 70
                                    


  Resztę popołudnia spędziłem na czatowaniu z Frankensteinem i skończeniu jakiejkolwiek pracy domowej jaką miałem zadaną. W zasadzie to było nawet miłe, rozmawiać z kimś, kto nie był kompletnym debilem. Zauważyłem, że mieliśmy ze sobą wiele wspólnego, co jest naprawdę dziwne, bo nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek znajdę kogoś w tej szkole, kto byłby tak samo dziwny jak ja. Oboje lubiliśmy tę samą muzykę, te same filmy, te same komiksy.. Desperacko chciałem dowiedzieć się kim on był. Mógłbym w końcu mieć chociaż raz bliskiego przyjaciela.
  Ale wiedziałem, że on nie będzie chciał powiedzieć mi kim jest, a już tym bardziej nie chciałem powiedzieć mu kim ja jestem. Bałem się, że kiedy on zda sobie sprawę kim jestem, nie będzie chciał ponownie ze mną rozmawiać. Nie chciałem aż tak ryzykować.

  Następnego dnia, pójście do szkoły nie przeszkadzało mi tak bardzo jak zazwyczaj. Rozmawianie z Frankensteinem sprawiło, że byłem w lepszym humorze. A po za tym był piątek, który zawsze sprawiał, że czułem się lepiej. Nawet uśmiechałem się w drodze do szkoły, co nigdy mi się nie zdarzało. Nigdy. Wydawało się, że dzisiejszy dzień nie będzie, aż taki okropny.
  Wszystkie te uczucia zniknęły, kiedy przechodziłem obok Franka, który siedział przed gabinetem dyrektora. I wtedy zdałem sobie sprawę, że zapomniałem wczoraj przyjść do pana Johnsona, żeby dowiedzieć się jaką karę dla mnie zaplanował. Ten fakt uderzył mnie prawie, tak samo jak wczorajsza bójka, i to wcale nie było przyjemne. Super, mój dobry humor właśnie odszedł. I prawdopodobnie moje życie też, znając pana Johnsona.
  Usiadłem cicho obok Franka, umiejscowując głowę w dłoniach w akcie rozpaczy. Byłem już martwy.
- Zapomniałeś przyjść wczoraj do gabinetu?- głos Franka otrząsnął mnie od mojego zamyślenia.
- No, kompletnie wyleciało mi to z głowy. Ty też dlatego tu jesteś?- pokiwał twierdząco głową.- Jesteśmy tak bardzo udupieni.. Widziałeś w ogóle Jamesa, albo tego drugiego gościa?
- Wyszli z gabinetu kilka minut temu. Dostali tylko ostrzeżenie.- Frank westchnął przewracając oczami, nie z przyzwyczajenia, lecz z irytacji.
Drzwi gabinetu nagle się otworzyły, sprawiając, że ja i Frank podskoczyliśmy nieznacznie. Przygotowałem się na najgorsze, mając nadzieję, że kara nie będzie aż taka ciężka. Byłem zdziwiony, kiedy w drzwiach zobaczyłem pana Urie’go.
- Oh, dobrze, że oboje tutaj jesteście.- powiedział, po czym szerzej otworzył drzwi.- Wejdźcie. Właśnie miałem iść was szukać.
  To nie mogło znaczyć nic dobrego. Frank zniknął za drzwiami, a ja niechętnie poszedłem zaraz za nim. Pan Johnson czekał na nas, siedząc za biurkiem i wyginając niecierpliwie palce ponad biurkiem. Czułem się nieco lepiej, kiedy pan Urie nie zrobił żadnego ruchu, aby opuścić pomieszczenie. Naprawdę pan Johnson był tak bardzo na nas wkurzony, że aż potrzebowaliśmy tutaj świadka?
- Chłopcy.- zaczął- Zapewne wiecie, dlaczego jesteście tutaj tego ranka?- skinąłem głową, i kątem oka zauważyłem jak Frank nerwowo bawi się swoim kolczykiem w wardze, trzymając go między zębami.- Pan Urie i ja przedyskutowaliśmy wasza karę. Przez następne trzy tygodnie będziecie zostawać po lekcjach pod nadzorem pana Urie’go.
  Nagle powstrzymałem się od przytulenia starego, łysiejącego faceta. Dobra, zostawanie po lekcjach nie było fajne, tym bardziej na trzy tygodnie. Ale z panem Urie’m? W zasadzie wyglądał i zachowywał się prawie jak ludzka wersja szczeniaczka. To lepsze, niż gdyby miał pilnować nas nauczyciel wf-u, który kazałby nam biegać wokół bieżni, dopóki byśmy nie padli ze zmęczenia. Chyba ten dzień wydaje się stawać troszkę lepszy…
  Obok mnie, Frank nie wydawał się przyjąć tych wiadomości tak dobrze.
- Trzy tygodnie?! Tamta dwójka dostała tylko ostrzeżenie!- patrzył wyzywająco na dyrektora.
- Panie Iero, proponuję powstrzymać swój temperament, chyba, że chce pan, abym przedłużył to do miesiąca? Bo mógłbym. Teraz idźcie już, zaraz zadzwoni dzwonek. A jeśli znów złapię was na pakowaniu się w kłopoty…- miał długopis w dłoni i wskazywał na nas obu groźnie. Szybko złapałem Franka za ramię i wyprowadziłem za drzwi, zanim sytuacja by się pogorszyła. Pan Urie wyszedł zaraz za nami.
- Zobaczymy się dzisiaj po lekcjach. Spróbujcie nie pakować się w większe kłopoty.- zaczął odchodzić od nas, lecz zaraz znów się do nas odwrócił.- Oh, Gerard. Mam nadzieję, że będziesz miał oko na Franka i na jego temperament.
Frank wydał z siebie urażony odgłos, kiedy pan Urie zniknął w korytarzowym tłumie, westchnął dramatycznie, gdy położył dłoń na klatce piersiowej.- Nie potrzebuję nikogo do niańczenia mnie! Albo mojego temperamentu! Przysięgam, Gerard, że jeśli zaczniesz robić sobie ze mnie żarty, lub pomagać mi, pobiję cię.
  O boże, on czasami naprawdę potrafił być niezłym skurwielem. Zacząłem śmiać się z jego komicznej ekspresji twarzy, a on posłał mi miażdżące spojrzenie. Próbowałem przestać, naprawdę próbowałem. I nie tylko dlatego, że brzmiałem jak niedorozwinięta foka, kiedy się śmiałem. Frank patrzył się na mnie, albo w zasadzie próbował się na mnie patrzeć. Popchnął mnie lekko, zanim sam zaczął się uśmiechać, a potem chichotać. Kurwa, chichotać. Jak mała dziewczynka. Wymyślony obraz Franka jako małej dziewczynki sprawił, że zacząłem śmiać się jeszcze bardziej, co sprawiło, że i on również zaczął bardziej się śmiać. Nie minęło długo, kiedy już zaczęliśmy śmiać się wręcz histerycznie, przez co ludzie, którzy nas mijali patrzyli się na nas dziwnie. To już w zasadzie nie było nawet śmieszne. Ale śmiech Franka był taki zarażający, że nie mogłem przestać.

Pretentious Little Punks With Lip Rings || frerard PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz