11. All Eyes

485 48 12
                                    

  Urodziny Franka przypadały w poniedziałek, co nie było zbyt dobre. przede wszystkim dlatego, że poniedziałek oznaczał szkołę, początek kolejnego tygodnia w piekle i tą całą sprawę z Jamesem. Gerard chciał po prostu zawagarować z Frankiem i spędzić z nim cały dzień celebrując jego urodziny, ale nie mógł, bo właśnie tego dnia mieli planować wycieczkę do Londynu na angielskim. Będą musieli po prostu stawić temu wszystkiemu czoła razem, tak jak obiecał Gerard. Tak więc, poniedziałek zapowiadał się na naprawdę gówniany dzień.
Niedziela też nie była najlepsza, gdyż dla Franka niedziela oznaczała wizytę w kościele i czas tylko z rodziną. Czyli w skrócie: zero czasu dla Gerarda i Franka. Parę esemesów od czasu do czasu, może jakaś rozmowa telefoniczna po kryjomu i to wszystko. Niedziela zawsze była dla nich ciężkim dniem.
  Tak więc późnym popołudniem Gerard zadecydował zadzwonić do Franka mając nadzieję, że nie przeszkodzi mu w niedzielnym obiedzie.
Prawie już odkładał słuchawkę, kiedy Frank wreszcie odebrał.
- Hej, Gee.
Nie brzmiał za dobrze.- Hej, Frank… Jak się czujesz?
- Choro.- odpowiedział szczerze.- Naprawdę nie chcę iść jutro do szkoły.
- Ja też nie.- Gerard westchnął.- Ale na szczęście nie będziesz tam sam. Jestem tu dla ciebie. Zawsze.
- Wiem, że jesteś i dzięki za to. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Gerard uśmiechnął się do siebie.- Zapewne załamałbyś się i spłonął.
Frank zaśmiał się lekko.- Prawdopodobnie tak.
- Mówię serio. Nieważne co James jutro wymyśli, musimy przetrwać to razem. Mamy siebie i to wszystko co powinno się liczyć. Kogo obchodzi co sądzą inni?
- Wiem, że nie powinienem się o to martwić, ale szkoła jest już teraz wystarczająco okropna. I jeszcze moi rodzice..- Frank odchrząknął nerwowo.- Będą próbowali zabrać cię ode mnie, jeśli się dowiedzą. Wiem, że im się to nie spodoba.
- Frank…- brzmiał on, jakby właśnie miał złamane serce. Którzy rodzice nie wspierają szczęścia swojego dziecka?- Nie mamy gwarancji, że James komuś powie. A poza tym szkoła nie potrwa już długo. Później będziesz z dala od rodziców i będziesz mógł robić co chcesz i być kim chcesz.
- Mam po prostu to złe przeczucie co do Jamesa… A jeśli chodzi o rodziców to wiem, że niedługo ich opuszczę, ale wtedy opuszczę też i ciebie.
Brzmiało to tak jakby właśnie płakał, albo płakał wcześniej. Płakanie nie było w stylu Franka.- Frank, o co chodzi? Co się stało?- dlaczego tak nagle zaczął się tym wszystkim przejmować?
- Po prostu... kiedy jestem z rodziną, oni sprawiają, że muszę martwić się o te wszystkie rzeczy, które mogą pójść źle. Moi rodzice cały czas mówią o tym jak nie mogą doczekać się, kiedy pójdę na studia i będę miał jakąś przyszłość, potem żonę i dzieci. Tylko o tym gadają od samego rana. Ale ja tego nie chcę!- zauważył, że podniósł swój głos, więc zaraz mówił trochę ciszej.- Wszystko czego chcę to ty. I nawet jeśli to nie będzie trwało wiecznie przez te całe studia i Jamesa i moich rodziców i..- powstrzymał szloch.
Gerard wstał z łóżka i ruszył w stronę swoich butów. Frank go teraz potrzebował.- Frank, idę do ciebie. Znajdź jakąś wymówkę, żeby się spotkać.
- Nie musisz..
- Musimy porozmawiać. To nie może czekać już dłużej. Zaraz będę.
  Gerard wziął swoją bluzę, powiedział mamie, że idzie się przejść, po czym pobiegł prosto do domu Franka.

* * *
  Frank czekał na niego w parku niedaleko swojego domu. Gerard szybko znalazł się przy nim oplatając go swoimi ramionami, gdy Frank schował twarz w zgięciu jego szyi. Way mógł poczuć jego gorące łzy.
  Wziął twarz Frank w dłonie i wytarł jego łzy, później całując go czule, by pokazać mu, że jest tu dla niego. Potem położyli się pod drzewem, oglądając niebo pełne gwiazd. Gerard trzymał Franka czekając na chwilę, gdy będzie on gotowy. Zajęło mu to dość dużo czasu, ale Gerard był wdzięczny, że w ogóle się przed nim otworzył.
- Przepraszam, że jestem takim emocjonalnym wrakiem.- uśmiechnął się słabo.
- Nie przepraszaj.. Wszyscy czasem płaczą.
Położył swoją głowę na ramieniu Gerarda.– Chcę po prostu zostać tu z tobą na zawsze.
- Jeśli tylko byśmy mogli…- Gerard przeczesał delikatnie swoimi palcami kosmyk włosów Franka. Teraz, gdy już rozmawiali, był praktycznie bez słów.
- Jak to wszystko ma przetrwać? Po jutrzejszym dniu, po tym jak moi rodzice.. po szkole… Ja..nie mogę cię stracić.
  Gerard złapał go za rękę.- Dlaczego tak naglę się tym wszystkim przejmujesz? Nie straciłeś mnie, może nigdy nie stracisz. A juto nadal jest jutrem. Chciałbym wiedzieć jaka pisana nam jest przyszłość, ale nie wiem. Wszystko czego wiem to to, że ty jesteś dla mnie wszystkim i że nigdy cię nie zostawię.
Frank pocałował policzek Gerarda i westchnął ciężko.- Kocham cię..- wymamrotał. To był pierwszy raz, kiedy to powiedział. Otworzy szerzej oczy, gdy to wszystko zrozumiał.- Ja.. Kocham cię, Gerard.
  Gerard przekręcił swoją głowę, tak, że stykali się czołami. Nie miał żadnych wątpliwości.- Też cię kocham.- sięgnął do kieszeni i wyjął z niej srebrne pudełeczko i wręczył je Frankowi.- Miałem poczekać z tym do jutra, do twoich urodzin, ale teraz chyba jest na to lepsza chwila.
Frank rozdarł opakowanie i zaciekawiony otworzył pudełeczko. W środku znalazł małe, kryształowe serce. Gerard wyjął je i podarował Frankowi.
- Zawsze będziesz miał jakąś cząstkę mnie: moje serce. Nieważne co się stanie, zawsze mamy siebie.
Frank uśmiechnął się i delikatnie włożył kryształowe serce do środka pudełka, które zaraz schował do kieszeni. Odwrócił głowę, aby pocałować Gerarda.- Dzięki, jest piękne.
- Nie aż tak jak twoje serce.
  Uśmiechnął się i położył rękę na torsie Gerarda. Gerard pochylił się aby go pocałować. Żadne z nich już się nie odezwało. Nie musiało.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 17, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pretentious Little Punks With Lip Rings || frerard PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz