9. It's Almost Halloween

451 56 16
                                    

  Kiedy wróciłem do domu, mama czekała na mnie w kuchni. Mikeya nie było, za co byłem wdzięczny, bo to uratowało mnie przed jego bezlitosnym dokuczaniu i milionami pytań.
- Właśnie dzwoniła pani O’Reily. Ona i jej mąż za chwilę wychodzą, więc powinieneś chyba już do nich iść.- mama właśnie odkładała telefon.
Westchnąłem w duchu.- Okej, tylko zmienię bluzę i idę.- Niańczenie było nudne, ale w zasadzie łatwe. Musisz tylko zabawiać przez parę godzin dzieci, później posłać je do spania, a na końcu możesz odpoczywać cały wieczór, oglądać telewizję czy coś.
- Dobrze się bawiłeś u Franka?- zapytała.
- Tak, było świetnie.- odpowiedziałem obojętnym głosem.
- To dobrze. Wydaje się, że Frank sprawia, że jesteś szczęśliwy.
- No tak…- posłałem jej zmieszane spojrzenie. Gdzie ta rozmowa zmierzała?
- Tylko mówię. Byłeś cały dzień w dobrym humorze. W zasadzie jesteś w dobrym humorze odkąd przyjaźnisz się z Frankiem.- popatrzyła na mnie wszechwiedząco.
- O-on jest dobrym przyjacielem, fajnym chłopakiem. Jest.. no wiesz.. lubię spędzać z nim czas. Bardzo lubię.- powiedziałem. Czy moja mama wie? Skąd mogłaby niby wiedzieć? Chyba, że Mikey coś jej powiedział.. W co raczej wątpię.
Popatrzyła na mnie tak, jakby wiedziała, że nie mówię prawdy.- Gerard coś jest na rzeczy. Dlaczego mi czegoś nie mówisz?
- Mamo, ja.. o-okej, dobra.- wziąłem głęboki wdech.- Frank jest.. Jest moim chłopakiem.
Jej reakcja była nieco zaskakująca. To ona powinna być zaskoczona, a nie ja.
- Wiedziałam!- przyznała uśmiechając się.
- Co- jak?!
- Matki wiedzą wszystko.- mrugnęła do mnie po czym opuściła pomieszczenie.
Nawet nie zamierzałem już pytać jej o szczegóły. Naprawdę mamy wiedzą wszystko. Lepiej żebym nie wiedział jak. To musi być matczyna rzecz.

  Wszedłem na górę i zmieniłem bluzę, bo ta, którą miałem u Franka była cała mokra od deszczu. Włożyłem do kieszeni telefon, wziąłem za sobą parę komiksów oraz swój szkicownik, a  później zszedłem z powrotem na dół.
- Pani O’Riley powiedziała, że powinni wrócić około dziewiątej, więc wróć po tym do domu. Jeśli tam nic nie zjesz, to zjesz jak wrócisz.
- Okej, dzięki, mamo. Do zobaczenia później!- podszedłem, aby ją przytulić, po czym otworzyłem drzwi i po raz kolejny wyszedłem na tę zimną pogodę.
  Na dworze lało, a wiatr był tak mocny, że niemal zrywał ze mnie bluzę. Przebiegłem przez ulicę najszybciej jak potrafiłem. Na miejsce dotarłem akurat w momencie, gdy błyskawica przecięła niebo wydając przy tym głośny dźwięk. Pani O’Riley wpuściła mnie do środka i zawołała do męża, aby się pośpieszył.
- Miło cię znowu widzieć, Gerard!. Bardzo ci dziękuję, że zaopiekujesz cię dzisiaj Jassie i Gabe’m. Naprawdę to doceniam.- powiedziała, gdy jej mąż pojawił się obok niej.
- To naprawdę żaden problem.- powiedziałem uśmiechając się kiedy potrząsnąłem dłoń mężczyzny. Był on raczej cichym typem mężczyzny.
- W każdym razie, dziękuję jeszcze raz.- owinęła szal wokół szyi, kiedy jej mąż wyszedł na dwór czekając na nią w samochodzie.- Dzieciaki kończą właśnie kolację. Później daj im z godzinkę, dwie, zanim położysz ich spać. Jedzenie jest w lodówce. Rozgość się, albo zwyczajnie zamów pizzę, jeśli wolisz. Nie powinniśmy wrócić późno, przez tę burzę.
- Nie ma problemu, pani O’Riley. Zajmę się nimi, dopóki państwo nie wrócą.
- Wiem.- otworzyła drzwi, krzyknęła pożegnanie do dzieciaków, po czym wyszła. Zamknąłem za nią drzwi i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie Jassie i Gabe kończyli jeść makaron. Zauważyłem, że prowadzili również zażartą dyskusję o tym, czy Barbie ma potencjał do bycia superbohaterką czy nie. Zaśmiałem się do siebie, kiedy obeszłam stół i usiadłem na krześle.
  Jessie odwróciła swoje duże, niebieskie oczy od swojego brata i posłała mi wielki uśmiech. – Gee-rarad!- jeszcze nie do końca umiała wymówić moje imię, w końcu miała tylko trzy lata. Jej brat, Gabe, miał sześć lat.
- Hej, Jessie. Jak tam Fred?- Fred był jej malutkim żółwikiem. W zasadzie należał on do Gabe’a, ale on szybko traci zainteresowanie czymkolwiek. Fred był właśnie tym „czymkolwiek”.
- Gabe zrobił da niego pelerynę. Różową!.- ruszała się w górę i w dół na krześle. Jej czarne loki podskakiwały, a oczy błyszczały. Była naprawdę urocza, choć prawie nie możliwe było zaciągnięcie ją do spania.
- To miłe z twojej strony, Gabe.- podniósł wzrok znad swojego talerza, kiedy jego imię zostało wspomniane, uśmiechając się wstydliwie. Był on praktycznie przeciwieństwem swojej siostry. Miał kręcone blond włosy, wielkie brązowe oczy i nosił okulary. Był naprawdę słodkim dzieciakiem.
- Chciała super-żółwia.- powiedział.
- Yeah, super Fred!- Jessie zachichotała, klaszcząc swoimi małymi rączkami.
- Jestem pewien, że pewnego dnia będzie świetnym superbohaterem.- uśmiechnąłem się, a ona przytaknęła mi entuzjastycznie.- To co, skończyliście już jeść? Może w takim razie obejrzymy coś w telewizji?
- Jeeeeej!- Jessie zeskoczyła z krzesełka i pobiegła prosto do salonu. Zaśmiałem się i pobiegłem za nią, w momencie, gdy właśnie sięgała za pilota.
- Poczekaj, Jessie. Twój brat jeszcze nie skończył.
- Oki-doki, Gee.- usiadła na kanapie, bujając nogami. Wróciłem do kuchni, gdzie siedział Gabe i kiedy skończył jeść włączyłem im telewizję, a sam posprzątałem ich talerze. Od teraz było już prosto. Pozwolę im przez chwilę oglądać telewizję, położę ich do spania, a później będę mieć chwilę dla siebie.

Pretentious Little Punks With Lip Rings || frerard PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz