Rozdział 4

265 24 0
                                    

WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!

 Od rana w obozie panowała napięta atmosfera. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że nie są bezpieczni. Hope siedziała na jednym z kamieni znajdujących się na granicy obozu setki.  Dziewczyna zastanawiała się nad przyszłością. Już od momentu kiedy trafiła do więzienia na arce wiedziała, że nie będzie łatwo. Przerwała rozmyślenia spostrzegając idącego w jej kierunku chłopaka:

- Cześć, podobno mnie szukałaś... - zaczął niepewnie Bellamy.

- Chciałam ci podziękować za to co wczoraj zrobiłeś.

- Nie ma za co. - przerwał mi uśmiechając się.

- Jest. Gdyby nie ty...

- Nie myśl już o tym... - poprosił podchodząc do mnie bliżej. Mogę się założyć, że w tej chwili wyglądałam jak dorodny burak. Wbrew pozorom potrafiłam być nieśmiała, zwłaszcza w towarzystwie płci przeciwnej. Nagle poczułam ból. Rana na moim brzuchu dała o sobie znać. Syknęłam kiedy lekki ból przeistoczył się w silne szczypanie. Chłopak popatrzył na mnie z niepokojem i troską? Cholera, chyba straciłam wczoraj za dużo krwi i teraz mam omamy. Brunet już otwierał usta by coś powiedzieć, kiedy pojawiła się koło niego Clarke:

- Hope, wszystko w porządku? - zapytała przestraszona blondynka.

- Tak... - mruknęłam pod nosem podnosząc się z kamienia, na którym siedziałam. Rana dalej nieprzyjemnie szczypała, ale postanowiłam to olać. Ludzie walczymy o to, żeby przetrwać przez najbliższe dni, a ci będą się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze się czuję.

- Poradzę sobie. Jak zwykle. - odpowiedziałam sucho w ich kierunku. Nie mam pojęcia skąd we mnie ta bipolarność, ale podejrzewam, że ma to związek z moim paskudnym samopoczuciem. Nie zastanawiając się długo postanowiłam udać się w pobliski las. Chciałam jakoś odreagować. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepszy pomysł, ale z naturą nie da się wygrać. Uśmiechnęłam się. Mój tata zawsze to powtarzał, ale mimo to zawsze mówił nam, że trzeba walczyć do końca. Szkoda tylko, że jego walka nic nie dała. Samotna łza spłynęła po moim chłodnym policzku. Przymknęłam oczy nucąc dobrze znaną mi melodię kołysanki z dzieciństwa, która poprzedniego dnia pomogła mi zasnąć:

Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru
Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu
Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysoką
Jak śmierć kamienna bryła
Jak wyrok naw prostokąt.
Jaskółka błyskawica w kościele obumarłym
Tnie jak czarne nożyce lęk, który ją ogarnia.

Jaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca
Ponad głowami ludzi, w których się troska błąka
Jaskółka znak podniebny jak symbol nieuchwytna
Zwabiona w chłód katedry przestroga i modlitwa.

Nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
Lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
Przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
Jaskółka czarny brylant, wrzucony tu przez diabła.


Na wieczne wirowanie, na bezszelestną mękę
Na gniazda niezaznanie, na przeklinanie piękna...

Po raz pierwszy zaczęłam rozważać zawarte w niej słowa. Przypomniałam sobie jak jako dziecko przeżyłam coś dziwnego. Pamiętam, że kiedy powiedziałam o tym rodzicom, ci zakazali mi o tym kiedykolwiek mówić. Podniosłam swoje ręce na poziom swojej twarzy i szepnęłam

- Ignis...  - sama nie miałam w tej chwili pojęcia co się ze mną dzieje. Po prostu czułam, że muszę to powiedzieć. Nagle z moich dłoni wydobyły się małe promyki ognia. Jak zaczarowana wypowiedziałam kolejne obce mi słowo:

- Ventum... - poczułam przyjemny wiatr, który otoczył moje ciało delikatnie rozwiewając moje włosy. Jak w transie kontynuowałam:

- Aqua... - z prawej ręki wystrzelił strumień krystalicznie czystej wody. Ukucnęłam na ziemi przypatrując się zniszczonej i wysuszonej róży:

- Terra... - otoczyłam kwiat drobną dłonią czując przyjemne ciepło rozprzestrzeniające się od mojego serca, aż po same koniuszki palców. Odsunęłam swoje ręce. Ukazała mi się piękna, czerwona róża z długimi i ostrymi kolcami. Wstałam gwałtownie. Co się ze mną dzieje. Najpierw wizje, które były jeszcze w miarę normalne. Teraz to... Przerażona podniosłam się przypominając sobie podsłuchaną kiedyś, dawną rozmowę rodziców:

- Jack, nikt nie może się o tym dowiedzieć. Będą chcieli przeprowadzać na niej jakieś doświadczenia... może nawet zrobią coś gorszego... Nie możemy na to pozwolić... - chlipała brązowo-włosa kobieta.

- Spokojnie Abby, nie pozwolimy na to. Choćbym miał zapłacić za to życiem będę strzegł naszych córek, niezależnie od tego kim są...

Ruszyłam biegiem w stronę obozu. Natychmiast musiałam porozmawiać z Clake. Przebiegłam przez bramę zbudowaną z ciemnych bali drzew i kontynuowałam szaleńczy bieg. Jak wichura wpadłam do wraku kapsuły rozglądając się wokoło.

- Coś się stało? - zapytała zdezorientowana Octavia podnosząc się ze swojego posłania.

- Widziałaś gdzieś Clarke? 

- W chodziła na górę z Finn'em... - powiedziała niepewnie. Szybko podeszłam do drabiny wspinając się po niej z niesamowitą szybkością. Podniosłam metalową, ciężką klapę. To co zobaczyłam po wyjściu nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie. Finn przypierał moją siostrę do ściany łapczywie ją całując. Bardziej wyglądało to tak jakby chcieli się nawzajem zjeść, ale postanowiłam zostawić to bez komentarza. Chrząknęłam znacznie informując ich tym samym o mojej obecności. 

- Boże Hope, to nie to co myślisz. - zaczęła tłumaczyć się speszona blondynka.

- To dokładnie tak jak myślisz. - zaśmiał się cicho Finn. - "Dzięki za szczerość." - pomyślałam.

- Finn, mógłbyś zostawić nas na chwilę same? Za chwilę będziecie mogli wrócić do tego co wam przerwałam... - na moje słowa Clarke poczerwieniała jeszcze bardziej. Czarnowłosy mrugnął do niej zalotnie zostawiając nas same.

- Pamiętasz rozmowę rodziców, tę którą podsłuchałyśmy kiedy miałyśmy 12 lat? - zapytałam z przejęciem.

- Tą podczas której mówili o jakimś niebezpieczeństwie? - przytaknęłam jej głową. - Co w związku z nią?

- Ignis, aqua, venti, terrae... - szepnęłam. Z moich dłoni wydobyły się jasne promienie światła, które po chwili zamieniły się w żywioły.

- Cholera... - powiedziała tylko zanim do pomieszczenia wszedł Bellamy...

_______________________________

Dzisiejszy rozdział trochę średni, ale niestety wena się mnie ostatnio nie trzyma...

Jak pewnie zauważyliście miałam "krótką" przerwę, ale mam nadzieję, że wena już do mnie wróci. Dlatego prawdopodobnie rozdziały będą pojawiały się PRZYNAJMNIEJ raz w tygodniu + na pewno niedługo zrobię jakiś maratonik, oczywiście pod warunkiem, że będziecie chcieli.

Jeszcze jedno ogłoszenie, założyłam nową "książkę", w której przyjmuję zamówienia na okładki, więc gdyby ktoś potrzebował to serdecznie zapraszam ;)

Other Life 🌍 The 100 | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz