Rozdział 28

875 137 41
                                    

Uchylił powieki, czując palący ból w ramieniu i nodze. Nie mógł się poruszyć, ale był pewien, że nie jest związany. Leżał na chłodnej betonowej podłodze, plecami oparty o ścianę. Opierając się na jednej ręce, uniósł się odrobinę, by zaraz paść na beton z cichym sykiem bólu. Zaśmiał się, dotykając czołem ziemi. Czuł się cholernie zmęczony, ale wiedział, że musi się podnieść. Przechylił się odrobinę, by spojrzeć na kraty, jednak nikogo tam nie było.

Dźwignął się ociężale, kuśtykając dotarł do stalowych prętów, które oplótł zakrwawionymi palcami. Westchnął cicho, przyglądając się swoim poranionym dłoniom. Dał radę. Udało mu się ich przekonać. Wycierpiał sam wszystko, byle uratować Kenmę. Teraz musiał dostać się jeszcze do pomieszczenia, w którym Shiratorizawa miała swoje małe centrum.

Rozejrzał się po korytarzu przed nim. Spojrzał na kłódkę i uśmiechnął się do siebie. Wystarczyła chwila nieuwagi jednego ze strażników, by zdobyć klucz. Satori był tak zajęty ostrzeniem swoich zabawek, że nie dostrzegł jak Yamaguchi zębami odczepił klucz od jego paska. I to był jedyny powód, dla którego powstrzymywał się od krzyku.

Wciąż był obolały, ale wyciągnął rękę, by dosięgnąć kłódkę. Ustąpiła po kilku chwilach i mocniejszym szarpnięciu, wywołując w Tadashim swego rodzaju ulgę. Krata jęknęła cicho, gdy ją przesunął. Yama rzucił gdzieś w bok niepotrzebną już żyletkę, która uwolniła go zaraz po tym jak wrzucili go do celi, pozostawiając samemu sobie.

Przeszedł chwiejnie przez wąski korytarz, docierając do drzwi, o które oparł się całym ciałem, nasłuchując czyjejś obecności po drugiej stronie. Cisza upewniła go o tym, że jest sam. Uchylił wyjście, wyglądając na korytarz. Wysunął się z pomieszczenia wolno, opierając się ramieniem o ścianę i starając się nie narobić hałasu przeszedł do pomieszczenia na końcu holu. 

Blask ekranów komputerowych padł na jego bladą twarz, sprawiając, że Yamaguchi poczuł się zaniepokojony. Przegrzebał jedną z kieszeni ukrytych pod paskiem i wysunął z niej maleńki pendrive, który podłączył do komputera. Sam zaś padł na krzesło przed klawiaturą. Po kilku chwilach patrzył jak pasek przesyłania danych wolno sunie w prawą stronę i nasłuchiwał. 

Wzdrygnął się lekko, słysząc trzask za drzwiami. Spojrzał panicznie na ekran komputera.

-No dawaj...- wysyczał, widząc, że pasek dopiero przekroczył połowę. Nerwowo poruszył nogą, spoglądając co chwilę na wejście, za którym zaczynało się robić głośno. 

Widząc, że przesyłanie zostało zakończone wyrwał pendrive z komputera i poderwał się z krzesła, kryjąc się za drzwiami. Słyszał za nimi krzyki, nie małe poruszenie, rozległo się nawet kilka strzałów, a później ktoś wrzasnął i wszystko ucichło. Tadashi przełknął ślinę, widząc jak klamka się poruszyła, a drzwi otworzyły się przysłaniając mu na chwilę widok.

-Yamaguchi?- rozpoznał ten głos. Znał go bardzo dobrze, zbyt dobrze.

-Lev?- syknął, wyłaniając się z ukrycia. Rosjanin odwrócił się, słysząc jego głos.

-Kurwa, żyjesz. Już się bałem, że ten dupek robi mnie w chuja...- jęknął srebrnowłosy, dopadając do ciemnowłosego i zamykając go w niedźwiedzim uścisku.

-Haiba, dusisz mnie... Jaki dupek?- wystękał, gdy jego kości strzeliły od nacisku jaki wywarł na nie mężczyzna. Rosjanin puścił go, wciąż jednak trzymając dłonie na jego ramionach.

-Chyba ja.- Tadashi wypuścił powietrze, widząc jak zza Haiby wychyla się jasnobrązowa czupryna Shirabu. Mężczyzna w białej koszuli i kamizelce kuloodpornej, spojrzał na niego marszcząc brwi, jakby oceniał jego stan. Yama zauważył w jego oczach błysk bezradności i poczucia winy, ale nie odezwał się. Kenjiro spojrzał na moment za drzwi, po czym wyjął zza paska pochwę z nożem i pistolet.

Załącznik z sercem ||| BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz