★ Dracula x Reader [Dracula]

1.6K 107 30
                                    

Byłabym wdzięczna, gdybyście przed przeczytaniem obejrzeli nagranie powyżej (The Phantom of the Opera - The Point of No Return). Wydaje mi się, że dobrze wprowadzi Was ono w klimat.

Nad szczytami budowli błyszczał księżyc w pełni. Młoda kobieta w białej, zwiewnej koszuli nocnej wpatrywała się w niego w rozmarzeniu, opierając dłonie o balustradę tarasu. Stalowa konstrukcja była zimna w dotyku, podobnie jak wyłożona glazurą podłoga, i kobieta przez pierwsze chwile drżała, tym bardziej, że chłodny wiatr co chwilę otaczał ze wszystkich stron jej ledwie tylko okryte ciało, przenikając aż do szpiku kości tym specyficznym rodzajem niepokoju, który z reguły nie oznaczał nic, a jednak nie potrafił umknąć niczyjej uwadze.

Ktokolwiek z daleka zobaczyłby tę poruszaną wiatrem postać, nie dostrzegłby w niej nic nadzwyczajnego. Jeśli jednak ośmieliłby zbliżyć się do spowitego światłem księżyca tarasu, dostrzegłby, że jest jeszcze bledsza niż mogłoby to być skutkiem owej srebrzystej poświaty. Jej oczy były na wpół przymknięte, jakby lekko przysypiała, choć można było dojść do dość oczywistego wniosku, że odpowiada za to niewątpliwie późna pora. A musiało być już sporo po północy.

Ktokolwiek jednak nie spojrzałby wtedy na kobietę, z pewnością szybko uznałby, że nie ma tak w sumie na co patrzeć. I ją również po jakimś czasie dopadło znużenie, wzmagając palącą chęć ucieczki do miejsca bezpiecznego i ciepłego.

Ale nie ruszyła się z miejsca.

Było już po pierwszej, gdy nad miastem zgromadziła się gęsta mgła. Otaczała ona jeden, konkretny budynek, choć mało kto zwróciłby na to uwagę - w końcu, była to tylko mgła. Światło ulicznych latarni nie docierało już tak daleko jak wcześniej, a patrząc z ulic w stronę księżyca, widziało się teraz tylko srebrzystą łunę. Mało kto jednak myślał o tym, by o tak późnej porze zapuszczać się w wąskie, groźne uliczki Londynu.

Gdzieś w oddali rozbrzmiało wycie psów.

Pojawienie się na tarasie drugiej postaci mogło się wydać nagłe, kobieta jednak od dłuższej chwili widziała już oznaki tego, co ma się zdarzyć. Ciężki, nieprzyjemny oddech na jej karku sprawił jednak, że wzdrygnęła się mimowolnie, osłaniając rękami przed tym mroźnym niepokojem, który wzmógł się teraz jak nigdy przedtem.

- Czekałaś na mnie, mądrze - odezwał się głos za jej plecami. Był niski i przyjemny dla ucha, ale razem z czułością sączył się z niego jad - ten dziwny rodzaj toksyny, która, wlana do szklanki wina, osadza się niezauważalnie na dnie, by zostać wypitą wraz z ostatnimi kroplami napoju.

Kazałeś mi czekać, pomyślała gorzko. Nie podjęłam mądrej decyzji, bo nie miałam prawa do podjęcia jakiejkolwiek.

Instynktownie poczuła jego uśmiech i po raz kolejny, odkąd go poznała, zastanowiła się, czy mężczyzna opanował już umiejętność czytania w myślach innym istotom. To, co do tej pory zdołał zrobić z jej psychiką, upewniało ją w przekonaniu, że nie byłoby to dla niego zadanie niewykonalne.

- Co teraz? - spytała, starając się nie odwracać, bo wiedziała, jak wielki strach ogarnąłby ją, gdyby chociaż kątem oka zauważyła twarz hrabiego. Pamiętała ją wciąż bardzo dobrze - już parę chwil wpatrywania się w nią przy ich pierwszym spotkaniu wystarczyło, by nawiedzała ją potem w sennych marach.

- Byłaś mi posłuszna i przypodobałaś mi się - oświadczył, delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. - Dobrze wiesz, jak mogłoby się to skończyć. Ale tym razem, nie skończy się tak prędko. Nie skończy się przez długi czas, być może nigdy. Bo ja nigdy nie mam dość.

Na początku nie zrozumiała, co miał na myśli. Ściągnęła brwi, analizując każde usłyszane właśnie słowo.

- Ale najpierw, moja droga, zaspokoisz moje pragnienie - szepnął, pozbawionym wahania gestem odchylając na bok jej głowę. Bez chwili zwłoki przywarł wargami do jej szyi i kobieta uchyliła usta w niemym krzyku, czując w tej chwili ból, który, choć już znany, oszołomił ją swoją intensywnością.

Nagła utrata krwi odurzyła ją w parę chwil, tak, że nawet już nie myślała o tym, by się bronić. A nawet jeśliby chciała, strach bezlitośnie paraliżował ją i trzymał w miejscu, czyniąc całkowicie podatną na wszystko, co tylko jej oprawca chciałby z nią zrobić.

Te kilka minut zdawało się przeciągać w nieskończoność. Gdy hrabia skończył, kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. Jej ciało poddało się i mężczyzna przytrzymał je w żelaznym uścisku, nie pozwalając upaść. Lewą dłoń oplótł więc w pasie, prawą zaś przesunął wzdłuż jej ramienia do drżącej, chłodnej dłoni - nie tak jednak chłodnej jak jego własna.

Zadrżała, gdy obrócił ją przodem do siebie i popchnął na barierkę, by się o nią oparła.

Uniósł własny nadgarstek do ust i z nieprzyjemnym chrzęstem wgryzł się w tętnicę, nie spuszczając ze swej ofiary wzroku i upewniając się przy tym, że i ona na niego patrzy. A sam ten widok sprawił, że zrobiło jej się niedobrze, czuła wciąż jednak ciepłą, lepką ciecz spływającą po jej ramieniu i plamiącą jej koszulę nocną, co upewniło ją w przekonaniu, że to, co teraz widzi, nie jest najgorszym, co może jej się przydarzyć.

Parę sekund później mężczyzna odjął nadgarstek od ust i wyjął z kieszeni aksamitną serwetkę, delikatnie ocierając krew z rany. Jego usta splamione były jednak gęstą warstwą cieczy, która skapywała mu z brody na czarną koszulę, rozpływając się i znikając na jej tle.

- A teraz, moja droga... ani drgnij - powiedział powoli, ujmując jej podbródek i bezceremonialnie przywierając do jej ust własnymi. Kobieta wzdrygnęła się i szarpnęła w pierwszym, ludzkim odruchu. Stęchłe, toksyczne powietrze wypełniło jej płuca; przy każdym oddechu czuła ciepły, obrzydliwy posmak w gardle i na języku. Nie miała wyboru - żeby móc oddychać, musiała przyjąć też krew, którą hrabia miał w ustach. Poddała się niemal od razu, a po policzkach spłynęły jej pierwsze łzy - przepełnione rozpaczą, jakiej nikt inny nie mógłby zrozumieć, nie będąc wtedy na jej miejscu. Jej myśli spowiła ta sama gęsta mgła, która zakryła ulicom Londynu widok nieba tej feralnej nocy.

Otworzyła oczy - nawet nie wiedziała, kiedy je zamknęła, teraz jednak spojrzała na hrabię. Strach opuścił ją, jak każde inne uczucie, jakie tylko powinna w tej chwili czuć. Wyraźnie widziała teraz jego połyskujące, czerwone oczy i prawie czyste już usta, wykrzywione w drwiącym uśmiechu.

- Do zobaczenia, moja droga. Już wkrótce będziemy razem. Na wieki.

Mgła zgęstniała jeszcze na parę chwil, by potem opaść całkowicie.

Na lodowatej posadzce tarasu jednego z londyńskich domów leżało nieruchome ciało młodej, ubranej tylko w białą koszulę nocną kobiety. Wbrew pozorom nie czuła ona jednak zimna. Jedynym, co teraz czuła, było delikatne pieczenie w ustach - w miejscach, gdzie jej zęby zaczynały się zaostrzać.

Na szczęście nikt tego jednak nie widział, mógłby bowiem dojść do bardzo nieprzyzwoitych wniosków.

A zarówno wtedy, jak i potem, i do dzisiaj... dla wszystkich było oczywistą prawdą, że wampiry nie istnieją.

Moje sumienie nie jest czyste po popełnieniu tego czegoś powyżej.

Zanim ktokolwiek spyta, z jakiego to anime: NIE.

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz