Biegłaś, nie dając sobie najkrótszej chwili na przerwę. Twój oddech i bicie serca nigdy nie były tak szybkie. Włosy kołtunił wiatr, ale nie zwracałaś na to uwagi tak długo jak tylko nie zasłaniały ci one pola widzenia. Choć tak naprawdę i tak biegłaś nie zwracając uwagi na to, gdzie biegniesz. Liczyło się tylko by dobiec jak najdalej.
Dostałaś zadyszki i kolki, zwolniłaś więc dosłownie na chwilę, jednak dreszcz paniki popędził cię, sprawiając że na powrót przyjęłaś wcześniejsze tempo. Nie byłaś przyzwyczajona do takiego biegu, ale wiedziałaś, że nie masz wyjścia.
Ślad na twojej szyi lekko szczypał, sińce na całym ciele utrudniały ci poruszanie się, a jednak po jakimś czasie do nich przywykłaś, przekonując się, że to tak naprawdę nic takiego. W rzeczy samej, wiedziałaś, że jeśli się zatrzymasz, spotkają cię gorsze rzeczy.
Czułaś się jakbyś uciekała przed samą śmiercią. A jednak nie śmierć była tym, czego bałaś się najbardziej.
Słońce zniżało się ku zachodowi, a ulice miasta powoli pustoszały. Nie było jednak nikogo, kogo mogłabyś poprosić o pomoc. Nie było miejsca, w którym mogłabyś się skryć. Bo nieważne, jak daleko byś nie pobiegła i za kim byś się nie skryła, dla niego nie stanowiło to żadnej przeszkody. Uświadomienie sobie beznadziejności swojej sytuacji było dla ciebie procesem, którego nie przyjmowałaś do wiadomości. Zupełnie, jakbyś uciekając wciąż miała resztki poczucia wolności. Choć, tak naprawdę, tylko odwlekałaś nieuniknione, a odległość i wysiłek nie zdejmowały krępujących twą duszę więzów...
Powoli dopadało cię zmęczenie, które okazywało się silniejsze niż twoja wola. Biegłaś dalej, nie zastanawiając się nawet czemu wciąż nie zostałaś złapana. Nie wiedziałaś gdzie biegniesz i żadne miejsce nie wydawało ci się bezpieczne, więc nie myślałaś nawet o tym by kierować się w jakimś konkretnym kierunku.
Nie wydawało ci się jednak, byś trafiła w jakąś wyjątkowo opuszczoną dzielnicę. Byłaś wciąż w miejscu w którym powinno byś sporo ludzi, w końcu nie zdążyłaś opuścić centrum miasta. A jednak gdy twój bieg został nagle przerwany, bo na coś wpadłaś, w zasięgu twojego wzroku nie było żywej duszy.
A różowe, połyskujące w ciemnościach oko wpatrywało się tylko w ciebie.
- 「Sore ga, tamannai desho?... 」
Choć w momencie zderzenia przewróciłaś się na ziemię, pierwszą myślą było podniesienie się i ucieczka. Ale strach cię sparaliżował. Od jego przyczyny dzieliło cię zaledwie parę kroków.
- 「 Suitsukushichau... 」
Wzdrygnęłaś się, zmuszając ciało do ruchu. Ledwo zerwałaś się z miejsca, wampir był już przy tobie. Żelazny uścisk na ramionach przytrzymywał cię w miejscu, niwelując wszelkie plany ucieczki. Nawet nie śmiałaś przypuszczać, że mogłabyś jakkolwiek się z niego wyrwać.
- 「 Fufu, kimi datte ikenai koto to wakatteru no ne? 」
Nachylił się, zanurzając twarz w twoich splątanych włosach. Jedną dłoń przysunął wyżej do twojej twarzy, odsuwając kosmyki za ucho.
- 「 Demo, kono zokuzokuerun deshou? 」
Od przyspieszonego bicia serca i oddechu, który teraz nagle został zastąpiony bezruchem, zawróciło ci się w głowie. Nie zachwiałaś się jednak, nawet wtedy, gdy ręka do tej pory przytrzymująca twoje ramię zniżyła się, obejmując cię w talii.
- 「 Dare ni ichiban sowaretai no ka? 」
Wstrzymałaś oddech.
- 「 ...Itten da yo. 」
Nie potrafiłaś zmusić się do wydobycia z siebie ani jednego słowa. Cichy chichot, który słyszałaś już w głowie, rozpraszał wszystkie myśli. Chłopak czerpał z tego czystą przyjemność.
- 「 Moshi sa, Ore ni igai no hito da... Yabbai~ oshiki shichau yo? 」
Chciałaś krzyknąć. Naprawdę chciałaś. Żeby ktokolwiek cię usłyszał. Żeby ktokolwiek zauważył, że potrzebujesz pomocy. Ale nagły ból w szyi sprawił, że nie potrafiłaś powiedzieć absolutnie nic. Mogłaś tylko trwać w bezruchu, czekając, aż się skończy, czując jak z każdą chwilą tracisz życiodajną krew, a świadomość zaczyna wymykać ci się między palcami.
- 「 Aishimakucchau... 」
Ostre kły opuściły twoje ciało, sunąc wzdłuż tętnicy do góry, zostawiając na skórze krwawy ślad. Dotarły do twoich ust, biorąc je we władanie. Tylko na chwilę, zanim wbiły się w twoją wargę. Jęknęłaś, drżąc ze strachu i wycieńczenia.
Gdy tylko ból na chwilę minął, zachwiałaś się na nogach, wpadając w objęcia wampira. Przytrzymał cię, rozmasowując delikatnie twoje plecy i ramiona. Do oczu naszły ci łzy, ale czerpałaś przyjemność z chwili czułości. Gdy byłaś uległa, nic ci nie groziło, prawda...? Jeśli teraz będziesz go słuchać... nic ci nie będzie, tak...? Będziesz mogła po prostu...
Twoje powieki zrobiły się ciężkie i miałaś ochotę odpłynąć do krainy snów.
Zauważył to. Zachichotał, obejmując cię ciaśniej.
- 「 Yoru wa, hajimatta bakari da yo? 」
★
CZYTASZ
𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲
FanfictionWitajcie, dzieci ziemskiego padołu! Nie dręczcie się już dłużej, odpocznijcie! Na łonie krainy wyobraźni wszystko może się Wam przydarzyć, cokolwiek tylko zapragniecie... Ostatnio najwyższe notowanie to #95 w fanfiction. Celem jest #1, oczywiście :D...