-Nie, Louis…. Ja nadal nie umiem zrozumieć, w czym jest problem…. Wiem… Ej! Nawet nie próbuj mi przerywać! Wiem, że odtrącenie boli, że boisz się zaryzykować. Ja… Przecież dobrze Cię znam Boo, czasem wydaje mi się , że lepiej, niż Ci się zdaje. I wiem, jaki jesteś wrażliwy, kruchy. Przepraszam, że tak dużo mówię, ale… chcę żebyś wiedział to wszystko.-niewielka łza pojawiła się w kąciku oka chłopaka, by zaraz zniknąć między jego wargami.-Ej! Nie płacz, przecież wiesz, że nie mówię tego, żeby Cię skrzywdzić, skarbie. Ja po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy, ale jak to ma być możliwe, skoro nie chcesz sobie dać szansy? Więc…. Jaki jest problem?
-Dommy… Ja… Eh. Wiesz jaki jest problem? Jestem szaleńczo zakochany. Jestem szaleńczo zakochany w facecie. Jestem szaleńczo zakochany w facecie, którym jest Harry Styles. Taki mam problem.
Nie miałaś już do niego siły. Wałkowaliście ten temat już nie pierwszy raz, a spodziewałaś się, że niestety też nie ostatni. Co gorsze, Louis cały czas powtarzał to samo, jak mantrę. Postanowiłaś skończyć tę rozmowę jak najszybciej.
-Okey. Tommo. Wiesz, że Cię kocham, ale muszę czasem dać Ci porządnego kopa. Teraz właśnie nadeszła na niego chwila. Masz czas do końca przyszłego tygodnia, żeby zrobić cokolwiek. Jakikolwiek, choćby niewielki krok w stronę szczęścia. Nie mówię, że macie się od razu pobrać, ale mam dosyć Twojego bezczynnego czekania na cud . Rozumiesz? Jeżeli nic nie zrobisz, po prostu przestanę się do Ciebie zupełnie odzywać, a o wspólnych wakacjach nie będzie nawet mowy. Wiesz przecież, że jestem do tego zdolna. – zebrałaś swoje rzeczy z kanapy waszej ulubionej kawiarni i zaczęłaś zapinać płaszcz. Był kwiecień, ale w Londynie wiosna lubiła płatać figle, więc był on niezbędny..
-Ale… Dominika! – Tomlinson wydawał się być zdruzgotany Twoją stanowczością.
-Nie ma żadnego ale! Zapłać proszę, następnym razem ja stawiam kawę i ciacho! Au revoir, mon ami!- cmoknęłaś chłopaka w policzek i udałaś się do wyjścia, starając się ostatkiem sił zatrzymać cisnące Ci się do oczu łzy. Gdy jednak skręcałaś w uliczkę prowadzącą do Twojego ukochanego parku, słone krople spływały już po twoich policzkach strumieniami.
Dotarłaś do swojego ulubionego mostu, który wyglądał jak wyrwany z epoki wiktoriańskiej. Zaczynało kropić. Kiedy dziesięć minut później udało Ci się w końcu zapanować nad kołaczącym sercem, lało już jak z cebra. Teraz „Twoje” miejsce nabrało jeszcze bardziej tajemniczego charakteru. Twoje łzy mieszały się z kroplami deszczu i zaczynałaś czuć się, jak w jakimś słabej jakości imaginie, gdzie bohaterka płacze w strugach deszczu i nagle spotyka któregoś z Twoich przyjaciół, po czym odjeżdżają razem na białym rumaku… Nie wiedzieć czemu uwielbiałaś te, pisane przez fanki chłopców, historie, mimo że ty miałaś ich na co dzień. Co najzabawniejsze, najbardziej kochałaś te o Larrym…Tyle że to nie imię Hazzy pojawiało się przed Twoimi oczami, gdy je czytałaś.
...
Weszłaś do domu z szerokim uśmiechem na ustach. Wszystko, co Cię dręczyło, zdawało się nie istnieć. Cóż. Stajesz się coraz lepszą aktorką, Dommy. Cholernie dobrą. Wciąż nie mogłaś się przyzwyczaić do tego, że dzielisz mieszkanie z tymi wariatami, a właściwie to oni dzielą je z Tobą, wciąż utrzymując, że bez Ciebie nie potrafiliby mieszkać razem. Nawet nie próbowałaś to wątpić, patrząc na bałagan wyłaniający się zza drzwi do salonu.
Odgarnęłaś butem dziwne przedmioty leżące Ci na drodze i postawiłaś na ogromnym stole kilka toreb z jedzeniem na wynos. Nie miałaś siły dziś gotować, a była Twoja „zmiana”. Jedzenia było mnóstwo, ale wiedziałaś, że zniknie ono w ciągu kilku minut, więc ruszyłaś do przedpokoju, gdzie zrzuciłaś z siebie jeszcze mokry płaszcz i kalosze, starając się zostawić je tam tak, żeby miały szansę wyschnąć, po czym udałaś się do kuchni, by przygotować jeszcze trochę zieleniny. W końcu zdrowe odżywianie to podstawa, prawda? Haha, czemu Ty właściwie się oszukujesz, przy chłopcach niemożliwym jest jeść zdrowo. Poza tym dla nich to chyba żadna różnica, nie wiesz jakim cudem jedząc tak szybko w ogóle rozróżniają smaki potraw.
Pochyliłaś się nad zlewem, by umyć ręce, a twoje włosy delikatnie otuliły twarz, która nosiła na sobie jeszcze drobne oznaki płaczu. Nie lubiłaś swojej fryzury. Pukle były zbyt puszyste i falowane, a Ty od zawsze chciałaś mieć proste i gładkie włosy… Jedynym akcentem, który sprawiał Ci radość, były ich pofarbowane na turkusowo końcówki. Gdy zakończyłaś pewien etap Twojego życia i przeprowadziłaś się do Wielkiej Brytanii uznałaś, że trochę ekstrawagancji dobrze wpłynie na Twój wizerunek, szczególnie, że pozbyłaś się zbędnych kilogramów, więc trzeba było znaleźć coś innego, co będzie Cię wyróżniało z tłumu. Teraz Twoja figura była przeciętna, chociaż wszyscy wokół, twierdzili, że jest inaczej, i wmawiali Ci, że jesteś idealna. Urocze, ale niekoniecznie zgodne z prawdą. Odgarnęłaś kosmyki, utrudniające Ci widzenie i podeszłaś do lodówki. Wyjmując z niej sałatę i inne składniki, wrzasnęłaś na całe gardło:
- ŁAAAAAAAAAAN DAJREEEKSZYN!!! MAM JEDZENIE! – innego sposobu nie było, bo dom był na tyle duży, że by wzajemnie się słyszeć z jego końców należało albo krzyczeć, albo korzystać z telefonu. Nie minęły dwie minuty i wszyscy stawili się w kuchni. Ciekawe, że komendy typu „Ratunku! W toalecie nie ma papieru!” nie działały tak natychmiastowo…
Liam poszedł rozpakowywać jedzenie z Nando’s, Zayn chwycił talerze i sztućce, Harry starał się doprowadzić do stanu używalności salon (czyli chował wszystko w nieładzie, bylebyś nie widziała żadnego syfu na wierzchu), a Niall i Louis pomogli ci z sałatką, więc nie minęło nawet dziesięć minut gdy usiedliście do stołu. Pierwsze dwadzieścia minut posiłku było jak zwykle jak bitwa o przeżycie, ale gdy wszystko się unormowało i chłopcy się uspokoili, zaczęłaś:
- Chłopaki… Musimy porozmawiać.
![](https://img.wattpad.com/cover/13004543-288-k201700.jpg)
YOU ARE READING
Turquoise
FanfictionDominika jest zakochana w swoim najlepszym przyjacielu, Louisie. Sprawy komplikuje istnienie Larry'ego. Jaki związek z tą sprawą ma Niall? Jakie są granice przyjaźni? *** Jeżeli Ci się podoba, proszę, oceń moją pracę. Jeżeli chcesz, wersja na blogu...