Chapter III - "Little Black Dress"

17 1 0
                                    

Dommy’s POV

Czy on nie rozumie, że robiąc dla Ciebie takie rzeczy jeszcze bardziej Cię krzywdzi? Nie widzi tego? Nie… Nie masz prawa go oskarżać. On nie może tego widzieć, nawet nie mógłby się tego domyślać. Patrzyłaś, jak chłopcy zmywają po waszym śniadaniu. Wyglądają razem tak idealnie. Nigdy byś sobie nie wybaczyła, gdybyś, nawet przypadkiem, zepsuła to, co jest między nimi. Oni… Są jak jedna osoba w dwóch ciałach, nic i nikt nie ma prawa ich rozdzielać. Pożegnałaś ich buziakami w policzek i poszłaś do swojego pokoju. Ta graciarnia rodem z horroru powitała Cię niezbyt przyjemnym porannym zaduchem, ale wyczułaś też nutkę czysto Louis’owego aromatu, więc wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowiłaś nie wietrzyć pokoju. Cóż. Chcąc dawać przykład chłopcom utrzymywałaś cały dom w nienagannym porządku i czystości, mimo swojej bałaganiarskiej natury, ale niestety, by to zrekompensować, wszędzie tam, gdzie mogłaś i gdzie nie ludzie zazwyczaj nie zaglądali byłaś wcieleniem rozgardiaszu. Już dawno nie widziałaś swojej podłogi, a w kwestii biurka… kiedyś było gdzieś w lewym kącie pokoju, ale jakoś go nie widać. Dlatego cokolwiek miałaś zrobić, robiłaś to albo na łóżku, albo w pokoju któregoś z chłopców. Jedynie Louis, który był w robieniu syfu lepszy chyba nawet od Ciebie, miał na co dzień wstęp do twojej jaskini. Uh. Znów myślisz o nim. Przestań. 

Przerywając te rozmyślania udałaś się do łazienki. Po porannej toalecie usiadłaś wśród swojego bałaganu, na wciąż niepościelonym łóżku i postanowiłaś, że może posprzątasz troszkę, gdy wrócisz z kina. Cieszyłaś się, że chociaż jeden z chłopców postanowił wybrać się tam z Tobą, chociaż podejrzewałaś, że nie do końca dobrowolnie… Zanurkowałaś pod łóżko i wygrzebałaś stamtąd laptopa. Pierwszą stroną, która się otworzyła, był tumblr, więc już wiedziałaś, jak spędzisz czas do waszego wyjścia.

Niall’s POV

Krążyłeś po kompleksie jak „kot z pęcherzem”. Postanowiłeś, że zaczniesz się szykować dopiero o piętnastej, więc do tej pory musiałeś znaleźć sobie zajęcie. Dom był chyba pusty, wszędzie było cicho. Miałeś nadzieję, że Dommy nie zapomniała o spotkaniu. By zapełnić sobie jakoś wolny czas pograłeś w Fifę, zjadłeś tosty, odpisałeś kilku osobom na twitterze, zjadłeś paczkę ciastek, obejrzałeś parę filmów na YouTube, znów coś zjadłeś. Mimo wszystko godziny dłużyły się niemiłosiernie, więc gdy zobaczyłeś, że jest czternasta pięćdziesiąt dziewięć niemal w podskokach pobiegłeś pod prysznic. Nie trwał on jednak  tak długo, jak się spodziewałeś, więc znów miałeś zdecydowanie zbyt dużo czasu na bezsensowne kręcenie się po domu. Zamiast tego jednak usiadłeś przed swoją szafą i po raz pierwszy w życiu zrozumiałeś wagę słów „nie mam co na siebie włożyć”. Dobra, nie możesz się tak przejmować. Złapałeś ulubione jeansy, jasny T-shirt i bluzę, którą kiedyś pomogła Ci wybrać właśnie Dominika. Gdy już byłeś ubrany, Twoja fryzura poprawiona tysięczny raz, a zegarek w telefonie sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał zacząć pocić się pod ostrością Twojego kolejnego spojrzenia, wpadłeś na pewien pomysł. Pomysł, który w ostatecznym rozrachunku nie okazał się aż tak dobry, jak myślałeś. Właściwie, okazał się być kompletną porażką. Ale w tym momencie, jeszcze tego nie wiedząc, podniosłeś się z łóżka i udałeś się do pokoju Louisa. Z „grzeczności” zapukałeś kilkakrotnie, ale nie otrzymując odzewu, zwyczajnie nacisnąłeś klamkę i wsunąłeś się do pomieszczenia. Gdy udało Ci się przebrnąć przez góry różnych przedmiotów piętrzących się na drodze do łazienki, którą Lou dzielił z Zaynem, byłeś z siebie dumny. Nie zdziwiłeś się zbytnio jej wyglądem. Część Zayna była uporządkowana, ale zawalona milionem różnych kosmetyków do włosów. Tommo, nie mając wcale tak dużej ich ilości, kolejny raz udowodnił, że jest Królem Bałaganu i umie stworzyć go właściwie z niczego. Gdy jednak udało Ci się zlokalizować grafitową buteleczkę, złapałeś ją i udałeś się w „drogę powrotną” do własnej sypialni. Ulubione perfumy Louisa to było wtedy to, co według Ciebie miało zapewnić Ci niezaprzeczalny sukces na spotkaniu z Domi, które na własne potrzeby wolałeś nazywać randką. Pomyślałeś o jej błękitnych oczach, a potem wszystko stało się bardzo szybko. Jednocześnie z naciśnięciem klamki nadepnąłeś na coś, co prawdopodobnie było opakowaniem kleju w sztyfcie, lub wałkiem… W sumie czymkolwiek by nie było, spowodowało niemałą katastrofę. Drzwi pokoju otworzyły się, a Ty upadłeś jak kłoda na ziemię, wypuszczając z dłoni drogocenny flakonik, który po spotkaniu z podłogą natychmiast rozpadł się w drobny mak, uderzając Cię w nozdrza bardzo intensywnym zapachem substancji. Tym samym znalazłeś zajęcie na czas, który pozostał Ci do wyjścia, a wcale nie zostało go tak dużo. Usuwając skutki tego wypadku zastanawiałeś się, jak wytłumaczysz Louisowi, jakim cudem rozbiłeś jego perfumy i po co w ogóle je wziąłeś. 

Dommy’s POV

Do Twoich nozdrzy dobiegł bardzo intensywny zapach… Zapach Louisa. Czy to zaczynał się kolejny cudowny sen z nim w roli głównej? Nie, to było zdecydowanie zbyt drażniące. Otworzyłaś oczy i podbiegłaś do okna, by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Co jest do cholery? I… Spałaś. Pełna obaw zerknęłaś na zegarek i zobaczyłaś, że jest szesnasta dwadzieścia trzy, co oznacza… CO OZNACZA ŻE ZA SIEDEM PIEPRZONYCH MINUT POWINNAŚ WYCHODZIĆ Z NIALLEM. Zostawiłaś rozmyślania o Gucci Guility wyżerających Ci nozdrza na później i w szaleńczym pędzie zaczęłaś się przebierać, malować i robić wszystkie inne rzeczy, które dziewczyny robią, zanim pójdą pokazać się ludziom. Do tej pory nie wiesz, jakim cudem pięć minut później zbiegałaś po schodach, a Twoje włosy wcale nie wyglądały jak u upiora rodem z „Dziadów” Mickiewicza. 

Niall’s POV 

Byłeś właśnie w trakcie wiązania prawego buta, gdy zobaczyłeś ją zbiegającą ze schodów. Czarna, klasyczna sukienka z rozkloszowanym dołem, na ramiona narzucona jeansowa, dziewczęca katana, w rękach torebka, telefon i ściskane za sznurówki Conversy. Włosy w artystycznym nieładzie, który kochałeś znacznie bardziej, niż codzienne kucyki lub warkocze… Odebrało Ci mowę,  dech zaparło bardziej, niż przed kilkunastoma minutami, gdy miałeś ten „kosmetyczny wypadek”. Teraz twoja wcześniejsza ekscytacja była w stu procentach uzasadniona.

-Hej, Nialler, przepraszam, ale… Miałam małą obsuwę, zasnęłam przed komputerem. – wypaliła zaczerwieniona i ucałowawszy Cię w policzek zaczęła wciskać nogi w trampki.

-Ja… Też miałem trochę przygód, ale opowiem Ci po drodze. Przy okazji, gdy będziemy wracać, muszę wstąpić do jakiejś drogerii w centrum, jeśli się zgodzisz. Wszystko Ci potem wyjaśnię. – powiedziałeś najspokojniej jak umiesz i otworzyłeś przed uśmiechniętą dziewczyną drzwi, starając się nie podskakiwać z radości.

TurquoiseWhere stories live. Discover now