Chapter I - "I'll be there for you"

28 0 0
                                    

Liam's POV

Takie słowa ZAWSZE oznaczały kłopoty. Nie miałeś pojęcia, co przeskrobaliście, ale Dommy miała naprawdę poważną minę. Zazwyczaj takie rozmowy dotyczyły syfu w łazience albo pustej lodówki, tym razem jednak z pewnością było to coś poważniejszego. Przejmowałeś się, bo żaden z was nigdy nie chciał jej skrzywdzić, a gdyby to się stało, nie darowalibyście sobie tego.

Po budującej napięcie chwili ciszy, brunetka zaczęła mówić.

- Ostatnio wcale nie spędzamy wspólnie czasu. Rozumiem, nie da się być razem przez 24 godziny, szczególnie, że jest nas sześcioro, ale zachowujemy się jak obcy dla siebie ludzie… Mieszkamy razem, ale jak lokatorzy, mijamy się na korytarzach, wychodzimy dwójkami lub w pojedynkę.  Do cholery, przyjaźnimy się w końcu! Wiecie, że dzisiejsza kolacja jest naszym pierwszym wspólnym posiłkiem od półtora miesiąca? Zauważyliście to w ogóle? Atmosfera się zepsuła i trzeba to naprawić. Każdy ma swoje własne życie, wiem, nie myślcie, że ja go nie mam, ale zależy mi na was i póki jasno mi nie powiecie, że nie chcecie się już ze mną przyjaźnić, będę o nas walczyć! Proponuję, na dobry początek, wyjście do kina, jutro, o 18, ostatni raz grają nową komedię Woody’ego Allena… Co Wy na to?

Od początku wiedziałem, że to, co powie, będzie niosło za sobą problemy… Jej słowa bolały. Bolało szczególnie to, że były prawdą, smutną i beznadziejną prawdą. Zgadzałeś się z nią w stu procentach, ale… Nikt z was nie miał ostatnio czasu. Wasz urlop ledwo się zaczął, a już  w zawrotnym tempie dobiegał końca, kiedy Wy zaledwie zdążyliście odwiedzić rodziny i pobyć trochę z dawnymi znajomymi. Dni przelatywały przez palce i teraz bardzo żałowałeś, że tak często po prostu siedziałeś prawie bezczynnie grając w Fifę, lub oglądając głupawe komedie, zamiast spędzać czas z… rodziną, bo chłopcy i Dominika zdecydowanie nią byli.  Już chciałeś zacząć was tłumaczyć, ale dziewczyna zdążyła zobaczyć wasze miny. Posmutniała i chłodnym głosem powiedziała:

- Okej, rozumiem. Nie macie czasu, macie już plany… W sumie mogłam zaproponować to wcześniej, mieliście prawo już coś sobie zaplanować. Posprzątajcie po kolacji, proszę… - powiedziała słabym głosem i zanim którykolwiek z Was zdążył ją zatrzymać, poszła na piętro do swojego pokoju.

Dommy’s POV

Kolejny tego dnia raz próbowałaś opanować cisnące Ci się do oczu łzy. Tak bardzo za nimi tęskniłaś, ich obecność już dawno zdążyła Cię uzależnić. Gdy byłaś dwa tygodnie w Polsce już trzeciego dnia nie mogłaś przestać myśleć o głupawych, pseudo-filozoficznych wywodach Hazzy, o tym, czy jest ktoś, kto zapewnia Zayn’a czy jego fryzura przed wyjściem z domu na pewno jest perfekcyjna, o tym czy Liam nie chce Cię może po prostu przytulić i czy Nialler ma co jeść… I o tych szaleńczo pięknych oczach Tommo… A teraz, gdy wróciłaś, sprawy wcale nie przedstawiały się lepiej. Tak bardzo Ci ich brakuje. Oczywiście te przemyślenia nie pomogły Ci wcale w zatrzymywaniu łez i siąkałaś już nosem tak, że spokojnie można Cię było usłyszeć w pokoju po drugiej stronie korytarza. Wyszłaś na balkon i zachłysnęłaś się świeżym, już wiosennym ale nadal chłodnym powietrzem.   

Nagle usłyszałaś jakieś szelesty tuż za tobą i już po chwili byłaś okryta ciepłym, wełnianym pledem… Miałaś nadzieję poczuć zapach Guilty, Gucci’ego i po obróceniu się zobaczyć te obłędne, lazurowe tęczówki, ale zamiast tego usłyszałaś ciche: 

-Mogłaś się przeziębić… - i zaciągnęłaś się zapachem Chanel Bleu… Niall. Nic nie odpowiedziałaś, wciąż miałaś ściśnięte gardło, jak zwykle, gdy byłaś zła, smutna lub rozczarowana… A teraz czułaś to wszystko naraz. Byłaś zła, najbardziej chyba na siebie… Za bardzo się do nich przywiązałaś i za bardzo chciałaś ich przygarnąć dla siebie. Zła, samolubna Dommy… 

- Ja pójdę z Tobą do kina, o ile propozycja wciąż jest aktualna. – powiedział spokojnie blondyn, a ty SŁYSZAŁAŚ jego delikatny uśmiech. Niesamowite. – Poza tym ustaliliśmy z chłopakami, że ten weekend będzie cały dla naszej szóstki, i tylko dla nas, od piątku po południu do poniedziałkowego poranka. Ale nie martw się, my wszystko zorganizujemy, to będzie taka niespodzianka dla Ciebie. Co Ty na to?  – na te słowa przysunął się do Ciebie, objął Cię silnymi ramionami i schylił głowę, by schować ją w zagłębieniu między Twoim ramieniem a szyją. Był taki uroczy, nigdy nawet nie marzyłaś o tym, żeby mieć tak cudownych przyjaciół jak on i reszta chłopców. 

- Myślę że gdy wypełnicie pisemne podania, oraz  4778 załączników i złożycie je u mnie, postaram się rozważyć ich rozpatrzenie, które może trwać nawet do 365 dni roboczych. – chłopak tak poprawił Ci humor, że taki żarcik nie był niczym wymuszonym, on po prostu zawsze potrafił odkryć to, co było w Tobie najlepsze. – Dziękuję. Wam wszystkim, i tobie, Niall. Jesteś pewien, że możesz ze mną jutro iść?

- Jasne, inaczej nie śmiał bym Ci tego proponować. To co? Jutro o 17, tutaj? Pojedziemy moim samochodem, zgadzasz się? Chyba, że wolisz spacer, kino właściwie nie jest daleko… Czekaj, nic nie mów, zgadnę! Spacer, prawda? No to o 16:30 na dole. – wszystko to wystrzelił z siebie z prędkością karabinu maszynowego, a Ty tylko pokiwałaś głową z uśmiechem. Dał Ci szybkiego buziaka w policzek i już go nie było.

Po tak wielu wrażeniach dzisiejszego dnia poczułaś, że jesteś bardzo senna i postanowiłaś wziąć kojącą kąpiel i jak najszybciej iść spać. Weszłaś do swojej ogromnej, osobistej łazienki i przygotowałaś wodę. To, że miałaś własną, tak dużą w dodatku łazienkę, balkon i widok na zachód słońca, to był duży luksus, bo chłopcy dzielili swoje łazienki między sobą i żaden z nich nie miał balkonu… Ale właściwie, to na siłę Cię tu wepchnęli, dosłownie podstępem.  Boże, jak Ty ich kochasz. Zanurzyłaś się w wannie i oddałaś się przyjemności półgodzinnej kąpieli. Kiedy, wyglądając już jak pomarszczona śliwka, wyszłaś z łazienki ubrana w świeżą piżamę z motywem Supermana,  zastałaś w swoim łóżku Tomlinsona, a na szafce nocnej stały dwa kubki pełne parującego napoju. Natychmiast na Twoją twarz wstąpił szeroki uśmiech, a jednocześnie pomyślałaś, że Twoje plany dotyczące wcześniejszego pójścia spać, właśnie poszły się… zmienić.

- Wydaje mi się, czy obiecałam Ci, że nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać, aż do rozwiązania pewnej sprawy… Zrobiłeś coś, czy po prostu chcesz mnie sprowokować i mam Cię wykopać z łóżka? –spytałaś z zadziornym uśmiechem, chociaż wcale nie miałaś zamiaru go znikąd wyrzucać, szczególnie, że wyglądał tak niesamowicie w luźnych dresach i białym podkoszulku, służących mu za piżamę… Twój seksowny… Nie, inaczej. Seksowny Louis Hazzy.

- Powiem Ci, ale najpierw musisz usiąść. – czyżby grał w Twoją grę? –No, nie jesteś ciekawa? – poklepał miejsce obok siebie na pościeli w granatowo-białą kratę.

- To mój pokój, ja tu ustalam reguły, Tomlinson. – warknęłaś zabawnie, ale zaraz z uśmiechem wskoczyłaś na miejsce obok niego i złapałaś kubek z gorącą cieczą. O! Czekolada. Cóż, dobrze to wymyślił, bo skoro masz spędzić kolejne kilka godzin słuchając o jego przyszłym związku z Harrym, nie wybuchając przy tym spazmatycznym płaczem, to rzeczywiście, będzie Ci ona niezbędna. Chrząknęłaś nieznacznie ale Louis nie zaczął wcale mówić, tylko wciąż wpatrywał się w Ciebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Boo? Masz zamiar coś powiedzieć? – zirytowana zaczęłaś go dźgać między żebrami. On ze śmiechem złapał Twoją rękę. 

- Ej, spokojnie. Przy okazji, lubię, gdy tak do mnie mówisz. – odpowiedział z uśmiechem na Twoje zaczepki, po czym zaczął opowiadać. – Widzisz… Po Twoim smutnym przemówieniu Niall przyszedł do Ciebie, a my wzięliśmy się za sprzątanie. Zmywałem z Hazzą naczynia (tak, dopiero później pomyśleliśmy o tym, że można było zwyczajnie włożyć je do zmywarki) i kilka razy musnął moją dłoń swoją… Pomyślałem, że to dobry moment, byliśmy sami, więc postanowiłem z nim szczerze porozmawiać. Tyle, że zmywanie naczyń nie było na to najlepszą okolicznością, więc po prostu zaprosiłem go do kawiarni. I… Zgodził się…  Spojrzał mi potem w oczy… I… Pocałował mnie. – Wyszeptał z niepohamowanym szczęściem zarumieniony Louis, a twoje serce rozpadło się na milion małych, boleśnie raniących kawałeczków.

TurquoiseWhere stories live. Discover now