Louis’ POV
Usłyszałeś jakieś hałasy dobiegające od strony schodów i kilka stłumionych pisków Domi. 2:31… Późno wrócili, prawdopodobnie trochę narozrabiali (cóż, SMS od Nialla „HAHAHAHAHA ten Irlandczyk ze zmechaconym intelektem zbił Twoje perfumy, ale już mamy nowe! D.” niewiele Ci wyjaśnił), ale po odgłosach radosnej krzątaniny wyczuwałeś, że naprawdę dobrze się razem bawili, co bardzo Cię cieszyło, bo teraz, gdy może wreszcie ułoży Ci się z Harrym, nie będziesz miał dla Dominiki tyle czasu… Dobrze, gdyby miała kogoś bliższego na co dzień. A Ty… będziesz się starał, żeby Har…
Kur**, znowu. Miałeś już o tym nie myśleć, nie zamartwiać się. Jednak bardzo przejmowałeś się jutrzejszym spotkaniem…. Oby wszystko rozwiązało się po Twojej myśli… Żeby odciąć się od pisania ponurych scenariuszy i dokładnego analizowania, co może pójść nie tak, znów zacząłeś nasłuchiwać. Odgłosy ustały, a w drugiej części kompleksu cicho trzasnęły drzwi, co oznaczało, że Horan wrócił już do siebie, więc postanowiłeś zajrzeć na chwilę do przyjaciółki. Gdy jednak otworzyłeś jej pokój, powitał Cię jedynie standardowy bałagan, zapach jej perfum pomieszanego z tym felernym Guilty i cichy szum wody. Zerknąłeś jeszcze na szafkę nocną, która zawsze była jedynym niezagraconym miejscem w tym pomieszczeniu, jednak, ku swojemu zdziwieniu, nie znalazłeś tam kubka pełnego parującego napoju. Rytuałem już było, że podczas, gdy dziewczyna brała prysznic, na blacie tego mebla stała świeżo zaparzona herbata… Tej tradycji nie należało naruszać, więc postanowiłeś zrobić brunetce przysługę i zbiegłeś do kuchni.
Ulubiony kubek w kształcie ogromnej filiżanki, łyżeczka cukru trzcinowego, saszetka herbaty, zalać wrzątkiem. Gdy napój naciągnie esencji do „średniej mocy”, zabrać opakowanie. Dolać nieco syropu malinowego i wcisnąć sporą porcję cytryny. Znałeś ten przepis na pamięć. Czy zima, czy lato, normą dla Domy było picie tak przygotowanego specjału i biada temu, kto nie znał na jego receptury. Chyba musisz przekazać to Niallowi, by ich przyjaźń nie zakończyła się gwałtownie i średnio przyjemnie, haha.
Gdy już zaniosłeś gotową herbatę do pokoju przyjaciółki, zostawiając jej też ciastko czekoladowe, które udało ci się wygrzebać w jednej z szafek, wróciłeś do siebie i znów pogrążyłeś się w rozmyślaniach.
Wspomnienia…
Wspomnienia wcale nie są jak fotografie Nie da się zamknąć ich w odpowiedniej szufladzie i oglądać gdy ma się na to ochotę. Wspomnienia żyją, żyją w Tobie, żyją własnym życiem i odzywają się w najmniej stosownym momencie, by znów pogrążyć cię w żalu. Przeszłość odcisnęła piętno na teraźniejszości i przyszłości, nigdy nie uwolnisz się od konsekwencji Twoich wyborów. Każda decyzja wypaliła Cię od środka, każdą wciąż przeżywasz od nowa. Nie ma taryfy ulgowej. Jesteś ofiarą samego siebie.
***
„And I’d marry you, Harry!”
“Loczek” złapał Cię za ramiona I zmusił do zatrzymania się.
-Naprawdę? – z poważnym wyrazem twarzy, przygryzioną wargą i wpatrującymi się w Ciebie zielonymi oczami wyglądał tak cholernie sek… nie. Wyglądał po prostu tak, że chciałeś mieć go już na zawsze, tylko dla siebie.
-Naprawdę co? – zgrywałeś się, grając na zwłokę i bawiłeś się jego czapką, ukrywającą cudowne, czekoladowe loki.
- Louis, wiesz przecież… Czy naprawdę… - westchnął głęboko. – Czy naprawdę chciałbyś… mnie poślubić? – zająknął się z zawstydzeniem i spuścił oczy. Ty natychmiast spoważniałeś. To nie było coś, z czego można żartować. Złapałeś jego twarz w dłonie i patrząc prosto w jego obłędne tęczówki, powiedziałeś cicho:
YOU ARE READING
Turquoise
FanfictionDominika jest zakochana w swoim najlepszym przyjacielu, Louisie. Sprawy komplikuje istnienie Larry'ego. Jaki związek z tą sprawą ma Niall? Jakie są granice przyjaźni? *** Jeżeli Ci się podoba, proszę, oceń moją pracę. Jeżeli chcesz, wersja na blogu...