Chapter IV - "Boo"

19 0 0
                                    

Dommy’s POV 

Szliście spokojnie przez park, który od ostatniego razu, gdy w nim byłaś, zmienił się niewyobrażalnie. Oślepiał Was jaskrawą zielenią, kolorowymi akcentami i zachwycał swoją świeżością. 

Nawet nie zauważyłaś, kiedy Twoje otoczenie tak bardzo się zmieniło, ale teraz nie o tym chciałaś myśleć. Zastanawiałaś się nad tym, że Niall wygląda na bardzo zadowolonego…. Szczęśliwego… Może w takim razie wcale nie wyszedł z Tobą z przymusu ? Cały czas prawie podskakiwał, cieszył się ze wszystkiego, a najbardziej rozczuliła Cię ulga na jego twarzy, gdy zobaczył Twoją reakcję na historię z perfumami. W sumie nie miałaś powodu, by się na niego gniewać, w zamian za to wy buchnęłaś gromkim śmiechem, wyobrażając sobie tę sytuację. Opowiedziałaś mu też, że gdyby nie ten zapach, spóźniłabyś się na spotkanie, więc koniec końców nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. 

Teraz zmierzaliście w stronę drogerii, by odkupić własność Louisa, w końcu do seansu było jeszcze dużo czasu. Nagle Twoje rozmyślania przerwało delikatne szarpnięcie za nadgarstek. Odwróciłaś się w stronę przyjaciela, który błagalnym wzrokiem spoglądał w stronę budki z sernikami na wynos. Cóż, zanim poznałaś chłopców wydawało Ci się, że opisywanie Irlandczyka jako AŻ TAK ogromnego żarłoka, było znacznym wyolbrzymianiem, ale teraz już wiedziałaś, że rzeczywiście Niall CIĄGLE je i KOCHA to robić. Chwilę później szliście już ściskając w rękach pudełeczka z ulubionymi smakołykami. Gdy byłaś w trakcie przeżuwania drugiego kęsa, Nialler spałaszował przysmak do połowy. Byłaś pełna podziwu dla jego uzdolnień w dziedzinie jedzenia na czas. Widok chłopaka wyrzucającego opakowanie z niemiłosiernie smutną miną tak Cię rozczulił, że nawet się nie zastanawiając oddałaś mu resztę swojej porcji. Z początku trochę się opierał, ale gdy poczuł delikatny zapach toffie i orzechów, wszystkie jego zahamowania odeszły w niepamięć. 

Kilka chwil po tym staliście już przy półce z perfumami męskimi w Twojej ulubionej drogerii. Niall już miał wyciągnąć rękę po opakowanie, po czym roześmiał się i powiedział, że może lepiej będzie, gdy Ty je weźmiesz, bo on już ma na ten dzień dosyć Gucci’ego. Z szerokim uśmiechem złapałaś pudełeczko i ostrożnie umieściłaś je w koszyczku na zakupy. Nie obyło się też bez chwili marudzenia przy półce z torebkami na prezent (bo zgodnie stwierdziliście, że ten dodatek może być bardzo pomocny przy próbach udobruchania Tomlinsona, tej podłej, małej, wybrednej księżniczki) i zaraz znaleźliście się przy kasie. 

Niall’s POV 

Wasz wspólny ‘dzień’ dopiero się zaczynał, ale Ty już mogłeś uznać się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Było jeszcze lepiej, niż sobie wyobrażałeś. Zawsze chciałeś móc mieć Domi tylko dla siebie. Zerknąłeś na przyjaciółkę, która stała w krótkiej kolejce, uparcie wpatrując się w coś po Waszej lewej stronie. Zachwyt wymalowany na jej twarzy sprawił, że nie mogłeś nie spojrzeć się na obiekt jej zainteresowania. Aż roześmiałeś się w duchu, gdy, podążając za jej wzrokiem zobaczyłeś… Misia. Pluszaka, który został wyprodukowany przez jakąś brytyjską organizację charytatywną. Bardzo prosty, uroczy, patrzący na was błękitnymi oczami miś. Cóż. Najważniejszym, czego chciałeś, było szczęście brunetki, więc oczywistym dla Ciebie stało się, że skoro brak takiego misia może stanąć temu na drodze, to trzeba go natychmiast zniwelować. Zapłaciłeś za perfumy i wyszliście ze sklepu. Zatrzymaliście się na chwilę przed witryną księgarni, a Ty nagle złapałeś się za głowę. 

-Domi! Zapomniałem paragonu! – wykrzyknąłeś z bardzo sugestywnym zmartwieniem. – Poczekaj tu chwilkę, skoczę po niego i zaraz wrócę. 

- Nialler, haha, po co Ci on? – dziewczyna zapytała z rozbawieniem, ale ty tylko machnąłeś ręką i wskoczyłeś z powrotem do perfumerii. Złapałeś misia i zawiązując mu pod szyją turkusową kokardkę z wstążki zgarniętej z jakiejś półki podbiegłeś do kasy, rzucając zdziwionej sprzedawczyni plik banknotów znacznie przewyższający wartością cenę zabawki i już szedłeś w stronę przyjaciółki z wielkim uśmiechem na twarzy i rękami schowanymi za plecami. Gdy zobaczyłeś jej zdziwioną minę już miałeś się roześmiać, ale zachowałeś względną powagę i zacząłeś wpatrywać się w nią wyczekująco. 

- Emmm… Niall? Masz ten paragon? – wydusiła, wciąż zdziwiona. 

- Eh… Nie do końca, ale… Mam coś w zamian. – powiedziałeś i  wyciągnąłeś przed siebie ręce, którymi kurczowo ściskałeś pluszaka. Dziewczyna spojrzała na misia, na ciebie, znów na misia, a zaraz potem poczułeś jej włosy wchodzące Ci do oczu, ust i nosa i jej ramiona zaciskające się radośnie na Twojej szyi. Chwilę jeszcze podskakiwała wokół Ciebie, po czym nagle zatrzymała się i z bardzo poważną miną wypaliła: 

- Nialler? A co jeśli do kina nie wpuszczają misiów? – wpatrywała się w Twoje oczy bardzo poważnie jeszcze przez kilka sekund, po czym roześmiała się na całe gardło, znów rzucając Ci się na szyję. 

Byłeś teraz najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. 

Dommy’s POV 

Dawno nie czułaś się tak dobrze. Ściskałaś w jednej dłoni Boo (bo tak nazwałaś pluszaka puszczając mimo uszu stanowczye protesty Nialla, który chciał nazwać go Burger albo Snickers), a druga tkwiła w silnym, ale delikatnym uścisku przyjaciela. Zażarcie dyskutowaliście o tym, która komedia Woody’ego jest waszą ulubioną i czym różni się ta nowa od poprzednich. Byłaś zadowolona, rozbudzona i baaaardzo najedzona, bo oczywiście seans w oczach Irlandczyka nie mógłby się odbyć bez dwóch litrowych kubków Pepsi, ogromnej porcji Natchos z serowym sosem, dużego popcornu, corn dogów i kubełka M&M’s. A Ty jak głupia pomagałaś mu to jeść. 

Poczułaś chłodny, wieczorno-wiosenny wiatr na twojej skórze i delikatnie zadrżałaś. Chłopak to wyczuł i zaraz szłaś otulona materiałem jego bluzy, który był przyjemnie nasiąknięty mieszanką jego zapachu i tego felernego Guility, które od tego dnia miało kojarzyć Ci się już nie tylko z Louisem. 

TurquoiseWhere stories live. Discover now