C H A P T E R XI

266 58 10
                                    

Zdania były zapisane na tyle drobnym drukiem, że po pewnym czasie wpatrywania się w szarą kartkę, zmęczone oczy zlewały wszystko w jeden, nieokrzesany bałagan.

Starałem się skupić z całych sił, aby w jakikolwiek sposób przeczytać tekst piosenki po raz ostatni.

Siedziałem na ogromnym, kartonowym pudle znajdującym się za czarną kurtyną, gdzie odbywały się występy.

Hala, w której regularnie trenowałem dla szkolnej drużyny koszykówki, była teraz zapełniona po brzegi ciekawskimi uczniami, którzy przyszli oglądać kompromitujące ich kolegów akrobacje i wyczyny.

Moje włosy zostały poruszone przez wiatr, wywołany przez osobę idącą w stronę schowka, gdzie okazyjnie przechowywano instrumenty na takie właśnie okoliczności.

Spojrzałem w bok, żeby spotkać się z brązowymi, przygnębionymi oczami.

Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, lecz mimo to żaden z nas nie chciał odwrócić wzroku. Dopiero gdy odezwał się głos, wróciłem do żywych, wzdrygając się.

– Josh, za 5 minut wychodzimy, masz wszystko? – krzyknął Aaron, który trzymał w dłoni elektryczną gitarę.

– Jasne, wezmę tylko cajon – westchnął bez emocji, ostatni raz mierząc mnie wzrokiem.

Tak bardzo chciałem w tej chwili podbiec do niego i wtulić się w ogromne ramiona, płacząc przy tym jak małe dziecko. Pragnąłem usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.

Niestety, czerwone włosy zniknęły w tłumie, a na ich miejsce wstąpił złoty warkocz.

– Hej Tyler, występujesz? – pisnęła słodko, cmokając mnie w policzek.

– Tak, uh... – Odsunąłem się nieznacznie. – Wiesz, to nic nie zmienia, nadal nic dla mnie nie znaczysz.

Wyrzuciła teatralnie ręce w górę, wzdychając przy tym donośnie.

– Przecież on cię zostawił Tyler! Tak jak mówiłam, daj sobie w końcu pomóc. Zaufaj mi, proszę. Słuchaj... – Nie dane jej było dokończyć, ponieważ pani Johnson przyszła zawołać mnie na mój występ.

Niepewnie chwyciłem pierwszy akord, ostatni raz spoglądając w stronę widowni, aby sprawdzić, czy on tam jest.

I faktycznie, siedział na samym tyle, opierając się o niewysoki murek, patrząc smutno w białą ścianę.

Odetchnąłem, żeby zaraz potem melodia rozbrzmiała po całym budynku.

– Dlaczego wypełniasz mnie Jaskierku, tylko po to, by mnie zawieść i zwodzić?– jego spojrzenie skrzyżowało się z moim, przez co nabrałem pewności.

– Potrzebuję cię, potrzebuję cię bardziej niż ktokolwiek, kochanie. Bardziej, niż potrzebowałem na początku. – Moje oczy zaczęły piec przez chwilowe rozchwianie emocjonalne.

– Więc Jaskierku, nie łam mi serca... – Parę dziewczyn z widowni zaczęło piszczeć, lecz ja w dalszym ciągu byłem wpatrzony tylko w jeden punkt.

– Będę czekać na ciebie, ale najgorsze jest to, że ty nigdy nie przychodzisz – krzyknąłem, aby zaraz potem ściszyć i podnieść ton głosu.

– Potrzebuję cię, więc Jaskierku, nie łam mi serca... – Przymknąłem oczy, pociągając wszystkie struny ku dołowi, żeby zakończyć utwór.

Widownia zaczęła wiwatować, dlatego niepewnie otworzyłem oczy, rozglądając się za czerwoną czupryną, której już nie było.

Westchnąłem zawiedziony, kłaniając się nisko, tym samym schodząc ze sceny.

Za kurtyną stał on, we własnej osobie.

Podbiegł w moją stronę, oplatając gwałtownie ręce wokół mojej talii, w wyniku czego wstrzymałem oddech.

– Nie złamię ci serca, Jaskierku – szepnął, delikatnie całując moje usta.

🌱

[Nastroju dodaje Build me up Buttercup– Tyler Joseph]

Flawless//JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz