Rozdział 9

45 9 3
                                    

*Harry*

Że też akurat ten obraz ją zainteresował, w sumie był najciekawszy z nich. Powiedziałem jej zbliżoną historię, niektórych rzeczy I tak by nie zrozumiała. Jest jeszcze wiele rzeczy, których nawet ja nie rozumiem I być może nigdy się nie dowiem.
Ale pomijając, dziewczyna usiadła przy pianinie i wydała na świat przepiękne dźwięki. Subtelnie i delikatnie sunęła palcami po klawiaturze.
Grała nieznaną mi dotąd melodię, która wirowała w powietrzu.
Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i przysłuchiwałem się pięknym nutom. Po chwili dodała też swój anielski głos do repertuaru. Zatopiłem się w śpiewie jaki z siebie wydobywała, mógłbym tak w nieskończoność przysłuchiwać się muzyce, lecz nagle przestała grać. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Spod jej czekoladowych włosów, wyłaniały się zaczerwienione uszy.
- Czyżbyś się zawstydziła?- O mój słodki Jezusie, który nie istnieje, ten widok jest lepszy od twarzy zalanej łzami..
- Emmm .. możemy coś innego porobić?- zapytała.
- Chciałabyś coś zboczonego czy może raczej jakieś tortury?- wzdrygnęła się.
- M-myślałam coś na wzór kart... - eh..
-Cóż... zawiodłem się, ale jak nie ma nic innego do roboty...- przyniosłem karty, wodę i jakieś przekąski do pokoju. Rozsiedliśmy się wygodnie na fotelach i zaczęliśmy grać.

Graliśmy po kolei, w wojnę, remika, makao...gier było mnóstwo, a na sam koniec zaczęliśmy układać wieżę z kart. Gdy ostatnia karta została położona I Kiedy odczekaliśmy kilka chwil, aby sprawdzić czy czasem zaraz wszystko nie pieprznie, byliśmy z siebie dumni i z rozmachu, a raczej podświadomie przybyliśmy sobie piątki. Nie wywoływałem jakiś spięć, niech ma jeden normalny dzień.

Po południu zabrałem ją nad rzekę, wcześniej przy grze mówiła, że nie umie puszczać kaczek. Wziąłem jeden płaski kamyk i podkręciłem go tak aby szedł daleko po wodzie.
- Teraz ty. - popatrzyła na mnie.
- Ale ja nie umiem.
- No chodź tu. - niepewnie podeszła bliżej, a ja dałem jej kamyk. Pokazałem jej jak prawidłowo go trzymać i rzucić, po czym wykonała rzut. Nie było źle jak na pierwszy raz, kamyk odbił się od powierzchni wody 3 razy. Dziewczyna skończyła z radości krzycząc że jej się wreszcie udało i wzięła następny.
Z każdym kolejnym rzutem szło jej coraz lepiej, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

*Zoe*

Podczas gdy ja dopracowywałam jak puszczać kaczki, Harry usiadł na brzegu rzeki. To zadziwiająco prostsze niż myślałam...oczywiście jeśli ktoś Ci pokaże jak to masz zrobić.
- Co jemy na kolację?- Spytałam, bądź co bądź ale większość dnia spędziliśmy ma graniu i układaniu kart.
- Zjemy coś na mieście. - powiedział chłopak.
- Idziemy do miasta? Teraz? - Może uda mi się..
- Teraz nie jest tak gorąco, poza tym o tej porze nie ma tylu ludzi. Nie myśl nawet o ucieczce, ale będziesz mieć okazję spotkać się z rodzicami. Jeśli nie chcesz jej zaprzepaścić będziesz musiała ze mną wrócić.- rzucił nagle.

Czyli mogę się z nimi spotkać? Ile dzisiaj szczęścia na tym świecie...
- Idę po kasę do domu, jak wrócę możemy ruszać. - wstał po czym szybko się ulotnił do domu.
- Oki. - odpowiedziałam zanim się oddalił. Położyłam się na trawie.
Lekki wiatr kołysał moje włosy to w jedną to, w drugą stronę. Zapach traw.. dźwięk ćwierkających ptaków... będzie mi tego brakować kiedy się już od niego uwolnię.
Leżałam tak sobie w promieniach słońca, kiedy nagle jakiś cień mi go zasłonił.
-Ej księżniczko, później sobie pośpisz. Musimy ruszać. - Harry ruszył w stronę lasu. Ociągliwie wstałam z podłoża i wyrównałam krok do kroku chłopaka. Zeszliśmy z leśnej dróżki i przeszliśmy w dolinowy labirynt, ale przed samym wejściem do błędnika chłopak zawiązał mi na nadgarstku jeden koniec sznurka, drugi przywiązał do swojej ręki.

Ruszyliśmy w dzicz drzew i wyrzeźbionych skał. Jak on potrafi odnaleźć się w tej puszczy. Uważnie skręcał w zaułki, jakby na każdym zakręcie czaiło się zło. Po x kilometrach plątaniny w labiryncie wyszliśmy z gąszczu.
- Patrz, droga!!- zawołałam uradowana.
- A co drogi na oczy nie widziałaś? Chodź, jeśli chcesz jeszcze zdążyć dzisiaj do domu... - odezwał sie chłopak, cicho ruszyłam za nim w kierunku miasta.

Ach...Zapach spalin jeszcze nigdy mnie tak nie cieszył. Weszliśmy do centrum handlowego.
- To co najpierw? - zapytał.
- Myślę, że bluzki. - Powiedziałam. Chłopak tylko kiwnął głową.

Weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu. Harry kazał mi stanąć przed przymierzalnią, on sam zaś zaczął wybierać rzeczy. Dał mi do ubrania kilka..Nie. Kilkadziesiąt bluzek z czego kupiliśmy pięć. W następnym sklepie było identycznie. Później zaczęliśmy szukać spodni, spódnic, sukienek, bluz..na ostatek szły dodatki i bielizna. Trochę z tym zwlekaliśmy, ale poszliśmy w końcu na kebaba.
Z butami był największy kłopot. Nie ustaliliśmy, jakiego obuwia potrzebuję. No ale cóż, kazał mi się zdać na niego.
Wybrał mi niebieskie baleriny, biało -fioletowe adidasy, skórzane sandały, coś w stylu gladiatorek i zwykłe czarne tenisówki. Odzywałam się do niego tylko w razie potrzeby, więc zbyt wiele nie rozmawialiśmy.
- Emm, Harry musimy iść jeszcze do drogerii. No wiesz szampon, żel i te sprawy.
- Tak, tu raczej wszystko mamy. - Po tym ostatnim sklepie udaliśmy się do mojego domu. Obładowana zakupami czułam lekkie podenerwowanie. Stanęłam przed moim domem.
- Mógłbyś tu poczekać?
-  Mam lepszy pomysł, ja pójdę zanieść twoje rzeczy do siebie i po ciebie wrócę za około godzinę może dwie. Zrobię jeszcze zakupy żebyśmy mieli co jeść, ok kotku?- Lustrowałam chłopaka wzrokiem. On chce mnie tu zostawić? Nie myśli już, że mogę uciec? Dla mnie lepiej.
- Yhm. - Zapiszczałam jak myszka. Harry usłyszawszy odpowiedź wziął wszystkie zakupy i odszedł.
Zostałam tylko ja i te drzwi dzielące mnie od powrotu do normalności. Zadzwoniłam na dzwonek. Po chwili usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi...

Tajemnice MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz