Rozdział 9

39 5 0
                                    

*Lucy*

Eliminacje miały się odbyć w piątek a był czwartek. Po szkole razem z Amy bardzo podekscytowane poszłyśmy na piwo w towarzystwie Diego i Eleonor którzy oficjalnie już byli parą. Uważałam to za mega urocze, ponieważ od dawna widziałam, że między nimi coś jest. Awww są tacy słodcy.
- Na 100% to wygracie - Diego jest praktycznie pewny naszej wygranej.
- Też tak sądzę, te suki nie mają z nami szans - głos Amy aż zagrzewał do walki.
Przez jakieś pół godziny rozmawialiśmy jeszcze o eliminacjach a potem się rozeszliśmy. Razem z Amy od razu poszłyśmy do niej i położyliśmy się spać już o 21.00, żeby lepiej się wyspać.

*Amy*
Budzik zadzwonił o 6.00.
Kurwa.
Bardzo nie chciało mi się wstawać. Lucy obok mnie zaczęła coś mamrotać i jęczeć pod nosem na temat tego, że chce jeszcze spać. W końcu udało nam się jakoś zwlec z łóżka i ogarnąć.

                           ***
Gdy otworzyłyśmy drzwi szkoły, uśmiechnięte i pełne energii, Arnold natychmiast strzelił nam fotkę i się przywitał.
- Witam moje piękne panie, jak się czujecie w dzień swojej przyszłej wygranej? - uśmiechnął się.
- Świetnie! - odpowiedziałam za nas obie.
Udałyśmy się do szatni na WF i przebrałyśmy się w sportowe stroje. Obie założyłyśmy czarne legginsy a do tego ja ubrałam biała koszulkę z Hausa, w nazwy miast, a Lucy taką samą tylko, że czarną. Byłyśmy gotowe na wygraną.
Eliminacje rozpoczynały się o 8.00 a była już 7.55. Pierwsze były z kosza,  polegały na przebiegnięciu toru przeszkód, oczywiście kozłując piłkę. Był długi slalom, ósemka i wiele dziwnych innych kombinacji, których nawet nie wiem jak nazwać, w jak najszybszym tępie. Wszystko kończyło się rzutem z dwutaktu do kosza.

Lucy była na samym końcu. Przed nią wystartowała Jessica, bezbłędnie pokonała tor w ciągu 45 sekund. Moja przyjaciółka trochę się denerwowała ale starałam się ją jak najbardziej wesprzeć.
- Pamiętaj, że jesteś najlepsza i pokonasz ją nawet z palcem w oku. - mówiłam.
Lucy stała już na starcie, gdy usłyszeliśmy gwizdek, wystrzeliła jak strzała, gnała przed siebie, perfekcyjnie pokonując tor. Wszystko szło świetnie. Była już na końcu, miała wrzucić piłkę do kosza gdy nagle, w trakcie wyrzutu się potknęła. Mimo to zdążyła wyrzucić piłkę na tyle mocno, że ta leciała. Cała publiczność zamarła. Gdy piłka wpadła do kosza wszyscy zaczęli krzyczeć, gwizdać i klaskać. Wskaźnik czasu wskazał 30 sekund.  Udało się, ona wygrała, jest kapitanem drużyny!!!
Podbiegłam do niej i z całej siły ją przytuliłam.
- Mówiłam, że się uda!!!! - krzyczałam.
Ona nie miała siły nic powiedzieć więc tylko bardzo szeroko się uśmiechała. Razem posłałyśmy szydercze uśmiechy do Jessici, która była na granicy omdlenia.

Nadeszła moja kolej. Mój tor przeszkód, który był bardzo podobny do tego Lucy, tylko zakończony strzałem na bramkę, przebiegłam bezbłędnie. Amanda nie dowieżała własnym oczom. Ewidentnie ją zatkało. Gdy razem z Lucy, bardzo uradowane schodziłyśmy ze schodów, nagle poczułam, że ktoś mnie popycha i całkowicie straciłam równowagę. Poleciałam do przodu i z reszty już nic nie pamiętam bo straciłam przytomność.

*Lucy*
Gdy zobaczyłam spadającą Amy serce mi stanęło. Te schody były dość strome jak na szkołę. Natychmiast zbiegłym po schodach za bezwładnym ciałem Amy.
- Amy!?Wszystko gra?!- zaczęłam nią potrząsać. Zauważyłam krew wylewającą się z jej ust. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

Kurwa. Jprld.

Łzy napłynęły mi gwałtownie do oczu. Nie byłam w stanie nic zrobić, spanikowałam. Na szczęście obok nas przechodził akurat Brian, który jak tylko nas zauważył zadzwonił po karetkę.
- Spokojnie wszystko będzie dobrze.- mówiłam do nieprzytomnej przyjaciółki, gładząc jej głowę leżącą na moich kolanach.  Mówiąc to starałam się uspokoić, jednak nic mi to nie dawało. Gdy karetka przyjechała Amy została zabrana do szpitala. Razem z Brianem natychmiast wsiedliśmy w jego samochód i pojechliśmy do szpitala. Siedzieliśmy tam dwie godziny czekając na jakieś wieści, między czasie powiadomiliśmy jej rodziców. Płakałam. Nie mogłam znieść tak strasznej sytuacji. Widok jej nieprzytomnej z krwią w ustach wstrząsnął mną na tyle mocno, że nie mogłam się otrząsnąć. Po dłóżyszym czasie, nawet nie wiem jak dłógim wyszedł lekarz i powiedział, że będą musieli wykonać operacje. I że nie jest z nią dobrze i że może nawet nie przeżyć, ponieważ został uszkodzony rdzeń kręgowy. Ta wiadomość jeszcze bardziej mną wstrząsnęła. Zaczęłam histeryzować i rzucać się po całym korytarzu. Jakiś lekarz do mnie podszedł i zwrócił uwagę.
- Pan nic nie rozumie! Ona umiera! Moja przyjaciółka umiera!!! - wydarłam się na całe gardło.
Po chwili przyszła jakaś pielęgniarka i zaprowadziła mnie do łazienki próbując uspkoić. Gdy wydawało jej się, że jestem już we w miarę dobrym stanie zostawiła mnie.
Z całej siły przypierdoliłam w lustro, które się roztrzaskało i jego kawałki podbijały sie w moje kostki.

Kurwa! Kurwa! Kurwa! Ona nie morze umrzeć!!!

Uświadomiłam sobie, że ona naprawdę jest w niebezpieczeństwie a ja nic nie mogę zrobic. Tylko czekać i czekać. Razem z Brianem czekaliśmy na wiadomosci po tym jak dostałam leki uspakajające od jakiejs pielęgniarki. Piłam jedna kawa za drugą. Już dochodziła 2.00.  Nagle z sali operacyjnej wybiegł lekarz i pobiegł do innego pomieszczenia, po chwili wracając z drugim lekarzem również biegiem.

Poczułam, że cząstka mnie umiera a ja nic nie mogę zrobic. Nie miałam nawet siły krzyczeć. Łzy same napływały mi do oczu na samą mysl że moge jej już nie zobaczyć. Zaczęłam wspominać nasze wspólne chwile. Jak poznałyśmy się w pierwszy dzień szkoły kilka lat temu. Jak pierwszy raz u niej spałam, jak pocieszała mnie gdy było mi źle, jak chodziłyśmy razem na zakupy...
Nie mogłam uwierzyć, że teraz może nadejść koniec. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Jeśli ona umrze ja nie wiem co zrobię, gdy jej zabraknie to tak jakby cząstka mnie zniknęła. Jakby część mnie umarła. Nie, nie pogodzę się z tym, tak nie może się stać. Bałam się, w chuj sie bałam.
Skuliłam się pod ścianą obok sali operacyjnej i płacząc zasnęłam z bezsilności. Obudził mnie lekarz, który powiedział mi, że jej stan jest stabilny i że operacja się udała. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłam do sali, w ktorej była. Spała smacznie, była strasznie blada ale nawet nie zwróciłam na to uwagi interesowało mnie tylko jedno, że żyje. Poczułam jak spada ze mnie ogromny ciężar. Usiadłam obok niej i spojrzałam na zegarek, było około 5.00, złapałam jej lodowatą rękę i delikatnie pocałowałam. Wtuliłam się lekko w jej ciało, uważając żeby jej nie zrobić krzywdy. Poczułam jednocześnie ulgę i ogarniające mnie zmęczenie. Zasnęłam wtulona w nią, słuchając bicia jej serca.

VERY BAD GIRLS!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz