Rozdział 10

54 4 0
                                    

*Lucy*
Po tygodniu Amy już doszła do siebie i wyzdrowiała. To był chyba cud, bo po tym wszystkim nie doznała żadnych trwałych obrażeń. Niestety lekarz powiedział, że kolejne 5 dni musi jeszcze zostać w łóżku, ale za to może wrócić do domu. Obie byłyśmy przeszczęśliwe. Razem z jej rodzicami pojechałam do domu i zostałam do końca weekendu. Z niedzieli na poniedziałek postanowiłam na noc wrócić do domu, żeby nie budzić Amy gdy bede wstawać do szkoły. Jednak gdy rano zadzwonił mi budzik, pomyślałam: "pierdole, nie robię!". Pospałam jeszcze 20 minut a później zwlekłam się z łóżka. Strasznie dziwnym uczuciem było to, że obok mnie nie było Amy. Praktycznie cały czas u siebie nocowałyśmy i w tym roku jeszcze ani razu nie zdażyło się żebyśmy spały osobno. Poszłam do łazienki, wzięłam 15-minutowy prysznic, nałożyłam delikatny makijaż i ubrałam się w szare dresy i czarną koszulkę na ramiączkach. Nie jadłam śniadania. Założyłam buty i wyszłam kierując się w stronę starbucksa. Dochodziła już godzina 9.00. Kupiłam dwa croussanty i dwie kawy. Amy nie mieszkała daleko stąd więc dość szybko udało mi się dojść do jej domu. Wiedziałam, że nie śpi bo ona nie należy to tych osób, które przesypiają pół dnia, gdy tylko mają wolne. Bez pukania weszłam i udałam się do jej pokoju, jej rodzice o tej porze pracowali, więc nie musiałam się niepokoić, że wbijam jej do domu a tak właściwie to i tak bym się nie niepokoiła, bo oni traktują mnie jak własną córkę. Bez pukania, jak to ja (ona zawsze rozpoznaje, że to ja wchodzę, bo tylko ja nie pukam) weszłam. Leżała na łóżku i czytała jakąś książkę.
- Hej Lucy!!! - ucieszyła się na mój widok. Odłożyłam jedzenie na szafkę nocną i przytuliłam się do niej.
- Jak się spało? - zapytałam.
- Bardzo dobrze, ojejku jaka jesteś kochana, że przyniosłaś mi śniadanie, kocham Cię!!!!
- Ja ciebie też - jeszcze raz ją przytuliłam i podałam jedzenie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, bez sensu że muszę jeszcze siedzieć w domu.
- Nie przejmuj się, jeszcze tylko kilka dni i będzie okej.
Przesiedziałyśmy tak do wieczora rozmawiając i śmiejąc się.
***
Gdy Amy mogła już iść do szkoły tam przywitała nas bardzo miła niespodzianka. Po tym jak Arnold strzelił nam zdjęcie, na korytarzu zauważyłyśmy zbiegowisko, dało się słyszeć wrzaski:"Peter wrócił!!!"
- Coo?!- Odwróciłam się do Amy.
- Peter?! Peter Daniels?! OMG OMG OMG!!!
Obie rzuciłyśmy się w tłum. Peter to nasz stary przyjaciel. Poznałyśmy go dawno temu, od razu się polubiliśmy. Był bardzo towarzyski, lubił imprezy i ludzi. Zawsze był miły i w dobrym humorze. Miał blond włosy, które zawsze stawiał na żelu, 180 cm wzrostu i atletyczną budowę ciała, którą ciężką pracą wyrobił chodząc na siłownie. Dużo dziewczyn do niego wzdychało, bo był naprawdę przystojny. Niestety po dwóch latach naszej znajomosci musiał wyjechać do Kanady przez co kontakt nam się urwał.
Po 3 minutach udało nam się przeryć przez tłum.
- Siema Peter! Co słychać?
- O matko, w moim kierunku idą najpiękniejsze laski w szkole!! Czy ja dobrze widzę?! Czy to Amy i Lucy!? - ucieszył się na nasz widok. Uściskałyśmy go.
- Legendarny Peter powrócił!!!! - zaczął krzyczeć. - Z tej okazji urządzam imprezę w ten czwartek u mnie w domu!!! Wszyscy są zaproszeni!!!
Tłum odpowiedział mu radosnymi okrzykami.

VERY BAD GIRLS!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz