Rozdział 3

65 8 0
                                    

*Lucy*
Siedziałam z Amy na ławce w parku, ponieważ znowu postanowiłyśmy spierdolić z WF-u.
- Nudzi mi się - Amy wyrwała mnie z zadumy.
- No ostatnio w ogóle nudno w naszym życiu, może powinnyśmy coś zrobić - uśmiechnęłam się z diabelskim uśmieszkiem.
- Czas coś przeskrobać - Amy zatarła ręce.
- Kto ostatnio nam się narażał?
- Pani od plastyki.
- Idealnie.
Poszłyśmy do kawiarni obmyślić plan na zemstę. Gdy nadszedł wieczór poszłyśmy do sklepu z farbami i kupiliśmy 3 paczki. Nasi rodzice mieli dużo pieniędzy, więc z nimi nie było akurat problemu. Potem udałyśmy się do szkoły. Była jeszcze otwarta, więc pod pretekstem zapomnienia ładowarki do telefonu pani woźna nas wpuściła. Wiedziałyśmy, że mamy mało czasu, więc jak tylko oddaliliśmy się na tyle żeby nas nie usłyszała zaczęłyśmy biec. Szybko weszłyśmy do sali plastycznej i jako, że na krześle była materiałowa poduszka wbudowana w krzesło postanowiłyśmy ją nasączyć farbami. Amy zaczęła wyciskać farbę z aluminiowych tubek a ja zaczęłam szukać jeszcze jednego miejsca na pułapkę. Nagle usłyszałyśmy zbliżające się kroki. Obie jak poparzone rzuciłyśmy się Amy pod biurko a ja do jakiejś szafki obok. Do sali wszedł ochroniarz. Mogłam wszystko obserwować przez dziurkę od klucza.
Dostałam SMS-a od Amy, na szczęście miałam wyćwiczony telefon więc tylko lekko i bezgłośnie zawibrował w mojej kieszeni. Ostrożnie go wyjęłam i przeczytałam wiadomość.
Amy: Jprld pod tym biurkiem jest tak ciasno :/
Ja: Dasz radę ;) musisz dać :/
Wraz z momentem wysłania tej wiadomości usłyszałam piknięcie. Amy nie wyciszyła telefonu. O dziwo ochroniarz nie zwrócił na to uwagi, pewnie dlatego, że był przygłuchy. Wyszedł z sali i gdy przestałyśmy słyszeć kroki wygramoliłyśmy się z naszych kryjówek.
- Mało brakowało co?
- No masakra sory za ten telefon.
- Nie ma sprawy, adrenalinka to moje drugie imię
Poszłyśmy tym razem spać u mnie. Prawie codziennie spałyśmy u siebie nawzajem.
Następnego dnia pierwsza była plastyka. Nasz kawał wyszedł nawet nieźle, ale nie był perfekcyjny. Następnym razem będzie trzeba bardziej się przyłożyć. Jednak rezultatem było to, że nauczycielka wróciła do domu a my mieliśmy wolną godzinę. Gdy siedziałyśmy przy stoliku podszedł do nas Jeremy.
- Urządzam w piątek imprezę, przyjdziecie?
- Pewnie! - odpowiedziałyśmy entuzjastycznie.
- No to super!
Po chwili chłopak odszedł.
- Kto to w ogóle jest? - zapytała Amy.
- Nie mam pojęcia ale widziałam go pare razy z Diego. Zresztą impreza to impreza - uśmiechnęłam się.
Zadzwonił dzwonek i obie udałyśmy się na Religię. Boże po co w ogóle jest ta lekcja? Jak można uczyć wiary? No ale trudno podnosi średnią to się opłaca. Weszłyśmy do sali. Gdzie ksiądz Ferdynand był już gotowy żeby nas zanudzać swoimi opowiastkami o egzorcyzmach.

*Amy*
Siedziałyśmy razem w ławce i zauważyłam, że Lucy patrzy się na Aarona, chłopaka który był z innej klasy ale akurat miał z nami kilka przedmiotów. Aczkolwiek nigdy nie zwracałyśmy na niego większej uwagi.
- Co się tak patrzysz? - nie mogłam się powstrzymać.
- A nic nic, tylko się zagapiłam - Lucy odpowiedziała wymijająco.
- Aaron Jones.. No powiem ci że jest całkiem niezły jak tak na niego popatrzyć.
- Przejrzałaś mnie jak zwykle.
- Podoba mi się trochę ale w zasadzie to go nie znam.
- Ale możesz poznać - uśmiechnęłam się.

*Lucy*
- Ej Aaron, jestem Amy, moja przyjaciółka.... - zakryłam jej buzię ręką. Jednak chłopak się odwrócił i uśmiechnął. Poczułam, że się czerwienie gdy jego wzrok na kilka sekund spoczął na mnie. Razem z Amy często odwalaliśmy takie rzeczy ale ostatnio się odzwyczaiłam, bo przez ostatni czas żadna z nas nie miała crasha.

VERY BAD GIRLS!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz