Rozdział 7

54 6 0
                                    

*Lucy*
- Kurwa, co tu się wyrabia!?!?- usłyszałam wrzaski mamy, które były tak głośne i gwałtowne, że aż odsunęłam słuchawkę od ucha.
- Dziecko! Ile Ty masz lat?! Przed chwilą dzwonił dyrektor i powiedział, że byłyście pijane i uciekłyście ze szkoły!!! Czy to prawda?
- No co Ty mamo, przecież wszystko ok, po prostu nie chciałyśmy iść na wf. - starałam się mówić najtrzeźwiej jak byłam w stanie.
- To jak wytłumaczysz wasze dziwne zachowanie?
- Nie wiem, to nauczyciele zresztą wiesz jakie my z Amy jesteśmy - próbowałam się bronić.
- No dobra wierzę ci ale jak jeszcze raz się coś takiego powtórzy to zabiorę Ci telefon.
- Nie powtórzy się - w ogóle się nie przejęłam, po pierwsze byłam pijana więc wszystko mi zwisało i bawiło, po drugie mama nie wie, że mam dwa telefony. Matka się tak darła, że Amy wszystko słyszała, więc nie musiałam jej nic mówić. Leżałyśmy sobie na trawie dalej i zasnęłyśmy.

*Amy*
Byłam jeszcze w pół śnie ale usłyszałam kroki.
- A kogo my tu mamy? - moim oczom ukazał się Brian. Ucieszyłam się na jego widok, jednak gdy wstałam uświadomiłam sobie, że głowa mnie tak napierdziela, że masakra. Przytuliłam go.
- Dzięki za ostatnią imprezę, świetnie się bawiłam.
- Mi też było bardzo miło - uśmiechnął się. Zobaczyłam jak Lucy się rusza i jęczy coś pod nosem.
- Jak się spało? - zapytał Brian.
- Dobrze, ale teraz umieram. - odpowiedziała półprzytomna.
- Zawieźć was do domu?
- Chętnie - odpowiedziała Amy.
- Możemy jechać do Ciebie, bo nie chce żeby mama zobaczyła mnie w takim stanie? - Lucy zawsze bała się, że jej mama ogarnie, że pije itp.
- Spoko - odpowiedziałam. Poszłyśmy z Brianem do jego czarnego Audi i odwiózł nas do domu. Gdzie zamówiliśmy pizzę a później znowu poszłyśmy spać.

*Lucy*

Wielkimi krokami zbliżały się wybory na kapitanów drużyn  sportowych w szkole, więc ostatnie trzy tygodnie chodziłyśmy na wf i bardzo się starałyśmy. Amy w grze w nogę, a ja w kosza. Od zawsze był to mój ulubiony sport a z racji tego, że co roku były wybory na kapitanów, i co roku zawsze ja i Amy wygrywałyśmy nie martwiłyśmy się. Jednak w tym roku stanęły nam na drodze inne dwie laski, które wyglądały na dość dużą konkurencje. Jessica Jackson i Amanda Attic typowe zimne suki,  podobne do nas ale nie do końca. Czyli niby konkurencja ale prawda jest taka, że ja z Amy nigdy nie starałyśmy się o popularność. Po prostu ludzie nas polubili za to jakie jesteśmy i tyle. Nie było żadnego planu ani celu. Ale akurat jeśli chodzi o bycie kapitanem drużyny to  jest czysta konkurencja, którą zamierzamy wygrać za wszelką cenę. Chodziłyśmy na treningi po lekcjach. Gdy grali w nogę ja podawałam Amy wodę i wspierałam ją, i na odwrót, gdy w kosza to ona mi kibicowała. Po dzisiejszym treningu obie wróciłyśmy do domu, tym razem mojego i jeszcze do późna rozmawiałyśmy o czekających nas wyborach. 

VERY BAD GIRLS!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz