Rozdział 3.

596 29 4
                                    

Rosalie

Minął tydzień od mojego specjalnego zlecenia w firmie Company na której tańczyłam jako prezent urodzinowy dla prezesa tej firmy. Justin, bo tak się nazywa jest bardzo przystojnym i sympatycznym mężczyzną. Ale nie jest dla mnie. Okłamałam go co do mojego imienia nie chcac, aby znal mnie z prawdziwego. Jestem tancerka a taki facet jak on nie powinien się mną interesować. Właśnie pędzę na spotkanie ze swoja matka która czeka na mnie pod prywatną klinika gdzie odbywa swoje leczenie.
- Cholera jasna – syknęłam pod nosem spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu. Jestem już spóźniona. Chcąc jak najszybciej dotrzeć na umówione miejsce postanowiłam przebiec szybko przez ulice nie zważając ze dla przechodni jest czerwone światło. Zwykle, gdy gdzieś się śpieszę zawsze tak robie jednak tym razem nie miałam szczęścia. Gdy tylko wbiegłam na ulice usłyszałam dźwięk klaksonu a chwile później mocne uderzenie w swoja osobę. Upadlam z impetem na ziemie przed oczami miałam obraz ludzi którzy zaczęli podbiegać do mnie. Ich glosy słyszałam jakbym była w wielkim pomieszczeniu które odbija tylko echo. Kilka sekund później widziałam tylko ciemność.

Justin

Siedziałem właśnie w swoim gabinecie przy stercie papierow które musiałem podpisać a następnie przekazać swojej sekretarce. Siedziałem nad tym od kilku minut stwierdzając ze czas na przerwę. Odłożyłem swoje pióro na biurko a następnie oparłem się o oparcie swojego fotela odchylając głowę do tylu. Przymknołem powieki biorąc głęboki oddech próbując choć trochę sie zrelaksować. Wtedy do moich myśli znowu powrócił obraz tej dziewczyny. Emilii. Odkąd poznałem ja na imprezie urodzinowej nie mogę przestać o niej myśleć. Jest taka piękna, ma zgrabne cialo, a i tak najpiękniejsze co ma w sobie to jej duże niebieskie oczy o których nie mogę zapomnieć. Moje rozmyślanie o niej przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie otworzyłem oczy i sięgnąłem po swój telefon do marynarki. Spojrzałem na wyświetlacz i natychmiast odebrałem.
- Co jest stary ? Jak poszło ? – zapytałem od razu. Ryan był od godziny na spotkaniu i miał przekonać jedna dużą placówkę do współpracy z nami i miał dać znać jak mu poszło.
- Siema. Mam problem stary – powiedział a w jego glosie było słychać zdenerwowanie.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejac, o co mu dokładnie chodzi.
- Nie zgodzili sie ? – zapytałem lekko podenerwowany.
- Co ? Nie.. Wszystko ok na dniach mamy podpisać umowę – wyjaśnił pospiesznie chłopak.
- To o co ci chodzi ? – zapytałem wypuszczajac powietrze z ust.
- Ja potraciłem kobietę i jadę na komisariat – wypowiedział a ja natychmiast podniosłem się z miejsca.
- Zaraz będę – odpowiedziałem rozłączając sie, po czym wyszedłem z mojego gabinetu. Po drodze poinformowałem swoja sekretarkę ze wychodzę i nie będzie mnie do końca dnia i żeby przełożyła wszystkie spotkania na jutrzejszy dzień.
Wysiadając z windy od razu skierowałem się do wyjścia z budynku udając sie wprost do mojego auta. Chwile później odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku komisariatu. O tej godzinie ulice nie były zatłoczone dlatego tez szybko dotarłem na miejsce. Zaparkowałem przed budynkiem policji i udałem się do środka. Na cale szczęście nie musiałem szukać Ryana ponieważ siedział na krześle i był widocznie zdenerwowany. Ruszyłem w jego kierunku a mój przyjaciel wstał z krzesla, gdy tylko mnie zobaczył.
- Justin musisz mi pomoc – wypowiedział niemalże odrazu, gdy podeszłym do niego.
- Chyba po to tu przyjechałem – mruknąłem wsadzając ręce do kieszeni spodni.
Patrzyłem na przyjaciela i szczerze przyznam ze nigdy go nie widziałem w takim stanie jak dziś. Rozumiem że miał wypadek, ze potrącił kogoś na pasach, ale to nie powód żeby zachowywał się jak pizda.
- Jak to się Stalo ? – zapytałem unosząc pytająco brew.
- Jechałem z tego spotkania i wiesz jadę dość szybko a tu pach na jezdnie wbiega mi jakaś laska – zaczął opowiadać gestykulując przy tym nerwowo rekami.
- I co ? Ona żyje ? – zapytałem próbując ukryć uśmiech który przez zachowanie Ryana sam cisnął mi się na usta.
- Tak, była przytomna, ale nagle zemdlała jakaś kobieta zadzwoniła po pogotowie a ktoś inny po polucje i w taki sposób tu jestem – powiedział.
Westchnęłam z ulga gdy usłyszałem ze mój przyjaciel nie zabił nikogo na tych pasach.
- To w czym mam ci pomoc skoro Cię zaraz wypuszcza ? – zapytałem zdziwiony. Ryan wzruszył ramionami, po czym posłał mi wścibski uśmiech.
- W sumie to już jestem wolny – wyszeptal, po czym zaśmiał się.
Słysząc jego słowa poczułem jak moje mieśnie napięły się.
- To na huj mnie tu ściągasz debilu ?! – warknąłem zły. Nie czekając na odpowiedz ruszyłem w kierunku wyjścia. Za sobą usłyszałem głośny śmiech tego przygłupa który ma miano mojego najlepszego przyjaciela.
- Justin stary – zaczął próbując opanować śmiech.
- Chciałem abyś był przy mnie w trudnych chwilach – dodał ponownie zaczynając się śmiać.
Spojrzałem na niego jak na kretyna nie bylem zadowolony z tego ze mnie tu ściągnął mimo ze nic takiego się nie Stalo tym bardziej ze odwołałem wszystkie spotkania na dziś.
- Pierdol się idioto – odpowiedziałem lekko się uśmiechając.
- Jadę do szpitala – dodałem otwierając drzwi do swojego auta.
- Po co ? – zapytał mój towarzysz.
- Chce sprawdzić jak czuje się ta laska co ja pukleś  chociaż autem – mruknąłem a kąciki moich ust mimowolnie sie uniosły.
Ryan ruszył w moja stronę. Wiedziałem ze ma zamiar wpakować swoje dupsko do auta, ale nie ze mną te numery. Ściągnął mnie tutaj bez powodu i teraz niech poradzi sobie sam.
- Nawet o tym nie myśl. Zamów taksówkę – oznajmiłem wsiadając do auta natychmiast odjeżdżając.
Po odjechaniu z komisariatu ruszyłem w stronę szpitala do którego dotarłem po 10 minutach. Po wcześniejszym zaparkowaniu i zamknięciu auta ruszyłem do wielkiego budynku udając się od razu na recepcje. Szybkim krokiem podszedłem do kobiety która akurat Stala przy komputerze.
- Dzień dobry szukam dziewczyny z wypadku – powiedziałem natychmiast, gdy kobieta na mnie spojrzała.
- Dzień dobry. A pan to kto ? – zapytała posyłając mi jedno z tych kobiecych spojrzen, aby oczarować faceta.
- Przyjacielem – skłamałem.
- To ważne została potracona na jezdni – dodałem posyłając kobiecie proszące spojrzenie.
- Sala 8 – rzekla, po czym odwróciła wzrok ponownie w stronę komputera.
Bez zastanowienia ruszyłem w poszukiwanie podanej Sali przez kobietę. Szedłem przez długi korytarz na którym swoja droga czułem się jak model. Wzrok każdej kobiety spoczywał na mnie. Zaśmiałem się w myślach.
Stanąłem pod drzwiami Sali nr 8, po czym delikatnie zapukałem w drzwi. Po kilku sekundach usłyszałem ciche proszę.
Otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka. Spojrzałem natychmiast na kobietę i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Kobieta która potrącił Ryan jest niewyobrażalnie piękna.
- Część – powiedziałem nie wiedząc do końca jak mam się teraz zachować.
- Część – przywitała się cicho. Dziewczyna wyglądała na zdziwiona moja obecnością.
- Przyszedłem zapytać jak się czujesz – wyjasnilem, po czym posłałem jej delikatny uśmiech. Kurwa nie wiem co się ze mną dzieje. Przy żadnej z kobiet nie zachowywałem sie jak dziecko które nie wie jak ma się zachować. No poza obecnością Emilii przy mnie tamtego wieczoru. Wtedy tez się tak zachowywałem.
- To ty mnie potraciłeś ? – zapytała patrząc na mnie.
- Nie, mój przyjaciel – odpowiedziałem wtedy spojrzałem na nią ponownie jej twarz mimo kilku zadrapań była idealna mały nosek piękne usta i piękne duże niebieskie oczy.
- To dlaczego on tu nie przyszedł ? – zapytała przenosząc wzrok na widok przed siebie.
Miałem wrażenie ze dziewczyna unika mojego wzroku.
- Bo został na policji a ja chciałem sie dowiedzieć jak się czujesz – odpowiedziałem szczerze.
- Dzieki, ale nic mi nie jest. Powiedziałam już policji ze to ja wbiegłam mu na jezdnie i to nie on jest winien – powiedziała szybko wzruszając ramionami.
- Wiem – odpowiedziałem podchodząc bliżej.
- Jestem Justin – dodalem, po czym wyciągnąłem dłoń w kierunku dziewczyny.
Dziewczyna spojrzała na moja dłoń jakby się nad czymś zastanawiala, ale po chwili ujęła ja.
- Rosalie – wyszeptała.
Odetchnąłem z ulga ze dziewczyna odwzajemniła mój gest.
- Gdzie tak pędziłaś ze nie poczekałaś na zielone ? – zapytałem uśmiechając się szeroko chcąc rozluźnić trochę atmosferę.
- Na spotkanie z mama – odpowiedziała krótko.
- Rozumiem – mruknąłem. Zdałem sobie sprawę ze dziewczyna dość dziwnie spięta jest w mojej obecności i zawszelka cenę chciałem się dowiedzieć dlaczego. Jednak nie było mi to dane ponieważ do Sali weszła pielęgniarka.
- Zapraszam panią na badania – oznajmiła po czym wskazała na wózek.
Dziewczyna wstała jak na zawołanie i podeszła powoli do wózka siadając na nim.
- Musisz już iść – oznajmiła a wtedy nasze spojrzenia sie spotkały ponowie. Wpatrując się w jej oczy czułem sie jak zaczarowany.
- Trzymaj się i mam nadzieje ze do zobaczenia – odpowiedziałem wyjmując z kieszeni marynarki swoja wizytowke, po czym położyłem ja na mała szafkę obok łóżka szpitalnego Rose.
- Dowidzenia – odpowiedziala, po czym pielęgniarka wyjechała z nią z Sali. Bez zastanowienia ruszyłem w kierunku wyjścia nie chcialem, aby dziewczyna pomyślała że jestem nachalny czy cos w tym stylu. Mam nadzieje tylko ze ona sama zadzwoni do mnie z propozycja spotkania.
Wychodząc z budynku szpitala do mojej głowy powrócił obraz jej spojrzenia i jej pięknych jak ocean oczu. Były naprawdę cudowne. Mam wrażenie ze kiedyś takie samo spojrzenie widziałem tylko nie mam pojęcia gdzie. Nie zastanawiając sie nad tym dłużej wsiadłem do auta i ruszyłem z piskiem opon. Miałem zamiar odwiedzić jeszcze swojego przyjaciela.

Tak wiec rozdział miał sie nie pojawić akurat dziś ale postanowiłam zrobić wyjątek i napisac go specjalnie dla VougeTrisha w ramach prezentu  urodzinowego ❤ Jeszcze raz wszystkiego najlepszego kochana 😘

A co do rozdziału to jak wam sie podoba ? :)

WypożyczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz