Rosalie
Jest piątek dzień w którym opuszczam szpital. W końcu. Od tygodnia leżałam tutaj i miałam już dość. Mimo że cieszę się ze opuszczam szpital moja radość nie jest tak wielka jakby mogło się wam wydawać. Niestety jest mi smutno i przykro że Justin jak do tej pory nie odpisał na moją wiadomość. Jestem świadoma tego że nasza relacja nie jest najlepsza tylko i wyłącznie z mojego powodu. Wiem że od początku naszej znajomości nie jestem dla niego miła. Ale powód jest jeden Justin zna mnie jako Emilii i Rose nie mając pojęcia że te dwa imiona to ta sama osoba. Wiem jakby to się skończyło gdyby poznał prawdę dlatego też nie chce dopuścić między nami do bliższych relacji. Tak będzie lepiej dla nas obojga. A wracając do tematu. Jeżeli Justin obraził się za moje ostatnie zachowanie to szczerze miał rację i nie zdziwię się jeśli już więcej się do mnie nie odezwie. Moje myślenie na temat szatyna przerwało ciche pukanie do drzwi. Pokiwałam pospiesznie głową chcąc wyrzucić myśli o panie prezesie jak najdalej.
- Proszę – powiedziałam dość głośno aby mieć pewność że osoba za drzwiami usłyszy. Długo nie musiałam czekać aby osoba weszła do mojego szpitalnego pokoju. Moim oczom ukazał się mężczyzna około 40 lat wysoki mający ciemna karnację.
- Dzień dobry jestem na zastępstwie za Pani lekarza prowadzącego – oznajmił mężczyzna posyłając mi serdeczny uśmiech. Na znak zrozumienia skinęłam lekko głową.
-Oglądałem pani wyniki i jestem zadowolony z poprawy pani zdrowia. A tak krótko i na temat to może pani się pakować do domu bo przecież nie potrzebujemy tu zdrowych osób – zaśmiał się wypowiadając ostatnie zdanie.
- Cieszę się Panie doktorze – odpowiedziałam radośnie.
- Pielęgniarka przygotuje dla pani wypis a ja w takim razie idę do reszty pacjentów – oznajmił po czym szybkim krokiem skierował się do drzwi. Nim zdarzyłam odpowiedzieć cokolwiek zostałam sama.
Nie zwlekając dłużej wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki zabierając wcześniej z sobą swoje ubrania które naszykowane wcześniej do wyjścia.
Po 30 minutach wyszłam z łazienki wypełni gotowa do wyjścia. Pozostało mi tylko spakować swoje rzeczy do torby. Wyciągnęłam z pod łóżka mała czerwona torbę i zaczęłam pakować swoje rzeczy które używałam będąc tutaj. Po dwóch minutach moja czynność pakowania przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam pospiesznie po telefon mając nadzieje że jednak Justin odpisał. Jednak moje nadzieję zostały szybko rozwiane. Spoglądałam na wyświetlacz na którym widniał napisNowa wiadomość od Mama. Westchnęłam zawiedziona klikając w treść.
,, Dziś mamy gościa więc pospiesz się i wracaj. Całusy Mama '’Uśmiechnęłam się czytając wiadomość. Znając moja mamę to zaprosiła jakiegoś mężczyznę którego prawdopodobnie poznała na chemioterapii. Jednak cieszę się jej szczęściem o ile można to tak nazwać. Nie czekając dłużej skończyłam pakowanie torby i ruszyłam do wyjścia z Sali. Szłam prosto korytarzem kierując się w stronę recepcji po odbiór wypisu.
- Pani Rose ? – zapytał młody chłopak trzymający w rękach duży bukiet czerwonych róż
- Tak to ja – odpowiedziałam zdezorientowana spoglądając na chłopaka.
- To super. Przynajmniej nie musiałem długo szukać – zaśmiał się po czym wręczył mi bukiet.
- To dla pani – oznajmił z uśmiechem.
- Dziękuję ale od kogo to ? – zapytałam natychmiast.
- Tam jest chyba karteczka – odpowiedział po czym pospiesznie wybiegł ze szpitala. Dziwne. Oglądałam bukiet szukając wzrokiem karteczki o której wspomniał chłopak.
- Jest – szepnęłam sama do siebie. Pospiesznie wyciągnęłam karteczkę i otworzyłam ją.Nie chciałem odpisywać na wiadomość. Chciałem powiedzieć Tobie osobiście że się nie gniewam. Wręcz cieszę się że ty nie gniewasz się na mnie. Niestety coś mi wypadło ważnego i nie mogłem tego przełożyć.
PS. Kwiaty dla Pięknej kobiety. Justin.
CZYTASZ
Wypożyczona
FanfictionOna - Dziewiętnastoletnia dziewczyna, która utrzymując siebie i chorą matkę wykonuje najbardziej hańbiący każdą kobietę zawód. Rosalie, bo tak ma na imie jest striptizerką w klubie nocnym. On - Dwudziestopięcioletni mężczyzna mający własną dobrze fu...