Acriald - pomyłka, odwiedziny

530 52 5
                                    

Od autorki:
Sprawdź, czy przeczytałeś ostatni rozdział!
Jeśli ten Ci się spodoba, nie zapomnij o gwiazdce!
Chcesz być na bieżąco, zaobserwój mnie - follow!

Ta książka nadal jest na #3! Utrzymuje się już od dwuch dni ;) Z tej racji staram się pisać przez ten weekend rozdziały codziennie i postaram się w tym przez chwilkę wytrwać!


Przeanalizowałam jeszcze raz frustrujący list. Po tym razie nastąpił kolejny, po kolejnym jeszcze jeden. Nie mogłam się pogodzić z utratą tego kawałka tekstu, chociaż kto by mi się dziwił. Teraz jedynie trzeba było znaleźć miejsce, na ukrycie owej - choć podrzuconej, lub zgubionej - zdobyczy. Może faktycznie nie była warta tego, co cała bez ubytku, ale historia w miarę jest. Ona też jest ważna i... kurcze blade, dopiero teraz przestałam się skupiać na słowie Acriald, nawet nie wiem, co oznacza, lub co oznaczało.
Z jej historii wynika, że też musiała zamknąć bramę, powodu nie znam, chociaż bardzo prawdopodobne jest, że także planowano inwazję na nią - w obawie odrzucenia, czy po prostu najzwyczajniej w świecie strachu. Lękania się sytuacji, jaka miała miejsce.

Może myślicie, że zapomniałam o tym, co się stało z wilczycą, która straciła kolor wraz z oddechem? Nie. Tego nie da się zapomnieć. Pomimo tego, że tak bardzo chcę, to się nie stanie. Dlaczego? Im bardziej starasz się zapomnieć, wyrzucić coś z głowy, tym bardziej jak kleszcz wszczepia ci się w nią. Zostaje, nie do usunięcia.

Schowałam go w końcu - list - pod mchem obrastającym prawą ścianę od wejścia w mojej norze. Przynajmniej tymczasowej. Sprawdziłam, czy jest bezpiecznie i postanowiłam z niej wyjść, jakbym nigdy nie czytała znaleziska -  czyli bez reakcji. Ku mojemu zadowoleniu, dalej było pusto. Mogłam się w spokoju przejść. Wtem pomyślałam, że już tak dawno się nie myłam... a słońce tak miło zaczęło od niedawna świecić, że troszkę nagrzało wodę. Skierowałam się w kierunku jeziorka, ale gdy dotarłam na miejsce, przeszyła mnie myśl, o tym, że tytaj byłam, znam to miejsce.

Podeszłam, napiłam się i miałam już zanurzyć się, popływać. Przeszkodził mi w tym cień. Cień wilka schowanego w krzakach. Za chwilkę wyszeptałam tak, by mógł to usłyszeć:

-Halo? Wyjdź, kim jesteś?

Cień poruszył się, zauważyłam, że nie patrzył na mnie. Teraz na mnie patrzy. Trwało to jakieś dwie, krótkie sekundy i wybiegł z krzaku wprost na mnie, zrobiłam unik. Kolejne podejście już niestety mu się udało. Nagle się zatrzymał. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Ta jego znajoma twarz powoli rozjaśniała się w jednym moim wspomnieniu. Tuż po tym, jak mnie okrążyli, widziałam go walczącego i wściekającego się, by się do mnie dostać. Krzyczał, że przeprasza. Że nie miało tak wyjść, to jego wina.

-White...? Czy to naprawdę ty? Chyba cię nie poznałem.

Puścił mnie wolno, wstałam i popatrzyłam na niego z takim samym zaskoczeniem.

-Właśnie po ciebie przyszedłem! Ty nie próbujesz nawet od nich uciekać! Dlaczego, White!?

Wystraszyłam się jego słów. Co się naprawdę stało? Jąkając się, z trudem wypowiedziałam te słowa:

-J... ja... nnie wiem, o... o czym... o czym mó... ówisz...

-Jak to!? To nie dobre miejsce na żarty! Zdradziłaś nas? Zdradziłaś jego... zdradziłaś mnie?!

-Jjak...to? Co sssię stało?

-Nie wieżę...

Z lewego oka popłynęła mi pojedyncza łza.

-Nie pamiętam, na prawdę! Nic nie pamiętam! Mówili coś o klifie, że uderzyłam się w głowę, spadałam... jja... ja, nie wiem, co się tam wtedy stało! Nie pamiętam....

Wpadłam w histerię i zaczęłam na niego krzyczeć. Usłyszał to alpha tej watahy i przybiegł wyskakując przede mnie, przodem do niego. Patrzył mu w oczy i kazał się wynosić. Powiedziałam próbując przedrzeć się przez alphę:

-Proszę, uwierz mi...

-No dobra... tobie może uwierzę, ale jemu nie! Ty naprawdę nic nie pamiętasz... ?

Odpowiedział mu mój wyraz twarzy.

Alpha zaczął go poganiać. Wycofał się zwinnie, mówiąc, że jeszcze tu wróci.

Alpha gdy już stracił go z oczu, osobiście odprowadził mnie do "mojej" nory. Gdy weszłam do niej, zwalił drzewko obok tak, że blokowało mi przejście. Wbił je w miarę w ziemie, po czym odszedł. O dziwo jakbym się nie starała, nie dało się mi wyślizgnąć. Jedno muszę przyznać - ma on krzepę. Powiedziałam sama do siebie:

-A jednak to wszystko, to nie przypadek...

Biała wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz