6♥

5 0 0
                                    


Podniosłam oczy ku górze i zobaczyłam miłość swojego życia, chłopaka na którego widok serce chciało opuścić wnętrza mojego ciała, chłopaka, który zabija mnie swoim poczuciem humoru i inteligencją. 
- Tak, tak. - odpowiedziałam lekko się krzywiąc.

Kazał mi się posunąć obok siebie na ławce. I wziął delikatnie moją obolałą nogę w swoje dłonie. Chyba jednak domyślił się, że kłamie. No cóż, ale to miłe z jego strony. Moje rozmyślania przerwał jego głos: 

- Spuchła ci.. - powiedział, a następnie sięgnął ze swojej torby maść i posmarował mi moją obolałą, spuchniętą kostkę. Nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego siedziałam cicho zaciskając piąstki z bólu. 

- Skończone. Ale wiesz.... trochę mam do siebie pretensje. - nie odezwałam się nic, pozwalając mu kontynuować swoją wypowiedź. - Mam do siebie pretensje, bo dobrze wiedziałem jak bardzo zależało Ci na tym meczu, jak bardzo dobrze grałaś, żeby nie spieprzyć żadnej akcji. Dlatego no.. mogłem trochę odpuścić i spieprzyć tę zagrywkę. - mówił nadal wcierając maść w moją kostkę. 

- Przestań! Nie mów tak, bo wcale tak nie było. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć?! To tylko i wyłącznie gra, zabawa. Nie twoja wina, piłka była super tylko rozgrywająca ją popsuła. Ale nie martw się, wypadki zdarzają się wszędzie, przejdzie mi i będzie dobrze, tak? :) Także głowa do góry! - bez wahania zaczęłam swój monolog, a on sprzedał mi najpiękniejszy uśmiech. 

- Czekasz na kogoś? 

- Tak, czekam na autobus, który mam za jakieś dwie godziny? Jakoś tak, czemu pytasz? 

- Bo wszyscy już poszli, a ty nadal tu siedzisz. 

- Jak widać nie wszyscy, skoro jesteś tu ty - odgryzłam się i uśmiechnęłam jak najładniej potrafiłam. 

- No tak, masz rację. Pozwolisz odwieźć się do domu? 

- Nie, nie, nie! - odpowiedziałam szybko, po czym dodałam - Nie chcę robić Ci problemu czy cokolwiek. Ja już sobie pójdę powoli na ten przystanek żebym zdążyła się dokuśtykać. - odpowiedziałam mu,a w międzyczasie zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby. Na co on "wyrwał" moją torbę z mojej ręki i rzekł: 

- Nawet tak nie mów, zabiorę cię tylko musisz mi dokładnie wskazać drogę. 

- Dziękuję. - odpowiedziałam mu, po czym sprzedałam mu najpiękniejszy uśmiech jaki mam. 

Eric pomagał mi wstać, pozbierać wszystkie rzeczy: kurtkę, maści, opaskę, wodę i tym podobne, a ja cały czas się uśmiechałam do niego jak tylko nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. 

- Od samego początku dnia mnie prowokujesz! 

- Co masz na myśli? 

- Za każdym razem jak na siebie wpadniemy to się tak super do mnie uśmiechasz, a że uśmiech masz boski to miałbym ochotę... chociaż w sumie nie ważne, chodźmy :) 

- No to jak takę to mogę przestać się do Ciebie uśmiechać, żeby Cię nie prowokować, co ty na to? 

- Przeeeeestań, nie wytrzymałbym. - mówiąc to, cmoknął mnie w policzek. 

Zszokowana tym, co stało się przed chwilą, z jego pomocą kuśtykałam do jego czarnego Passata. Patrzcie, nawet samochód ma ten, co i mnie się podoba. Jak tu go nie kochać? 


-Ty mieszkasz jakoś niedaleko Pabla, tak? 

- Tak, dwa domy dalej. :) 

- To może... pozwolisz, że przed tym, jak odstawię Cię do domu, porwę cię na jakiś czas? 

- Nie wiem, czy to doby pomysł... 

- Myślę, że świetny! Ty, ja i łona natury? Jakiś wypad nad jeziorko? Trochę pogadamy, pośmiejemy się, bo masz boski śmiech... Co ty na to? 
- No dobra. :) 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Don't be bad, write a comment! 


DiaryWhere stories live. Discover now