|2|

2.2K 112 6
                                    

W poniedziałek rano ból kolana wciąż dawał o sobie znać. Starałam się chodzić normalnie, ale materiał spodni ocierał się o ranę i powodował dodatkowe cierpienie, przez co poruszałam się trochę dziwacznie.

Była przerwa na lunch, więc siedziałysmy z Noorą, Vilde i Chris na stołówce. Zastanawiałam się, dlaczego Sany dzisiaj nie ma, a dziewczyny rozmawiały o jedzeniu, które serwuje się w naszej szkole.
- Nie wierzę, że znów nie zrobili jakiejkolwiek sałatki. - lamentowała Vilde - Jak można tak faszerować hamburgerami dorastającą młodzież?
- Ja osobiście nie mam nic przeciwko fast foodom - zaśmiała się Chris, a ja i Noora do niej dołączyłyśmy.
Vilde się oburzyła, ale ciągnęła dalej:
- Chodzi mi tylko... - zaczęła - Tu nie chodzi o to, co kto lubi jeść. Wiadomo, że większość ludzi kocha burgery i inne tego typu świństwa, ale to nie znaczy, że powinni nam to gówno podawać...- odsunęła talerz jak najdalej od siebie i dokończyła- każdego. pierdolonego. dnia.
- Vildeee - Noora postanowiła dołączyć się do rozmowy - Zawsze mogłaś wziąć coś innego. Mieli jeszcze zwykłe kanapki. Mam wrażenie, że to nie przez to jesteś taka wkurzona. Coś się stało? - spytała.
Dowiedzieliśmy się tylko, że Vilde ma napięcie przedmiesiączkowe i zadzwonił dzwonek. Miałam jeszcze matematykę i biologię. Wstałam z krzesła, ale sekundę później już skakałam na jednej nodze w miejscu.
- Choooolera, zapomniałam już jak to boli, auu.
Ludzie zaczynali nas wymijać i byłam pewna, że ta matematyka nie będzie miła jeśli spóźnię się więcej niż dwie minuty. Nagle usłyszałam głos Chrisa za moimi plecami:
- Coś nie tak, Skarbie?
- Wszystko było super, póki się nie pojawiłeś.
Chris zaśmiał się, ale chyba do niego nie doszło, że nie chcę z nim rozmawiać. Chciałam już iść, postawiłam nogę na podłodze i z bólu lekko się skrzywiłam, ale dałam radę ruszyć z miejsca.
- Ciągle boli? - spytał Schistad za moimi plecami, a ja już widziałam pytające spojrzenia dziewczyn, które nie znały szczegółów mojego wypadku. Ominęłam oczywiście przedstawienie roli tego dupka w całym incydencie.
Nie odpowiedziałam na pytanie, tylko szłam dalej. Przeszłam jeszcze kilka kroków, gdy Chris wyprzedził mnie i jak gdyby nigdy nic przerzucił mnie sobie przez ramię. Gdy zorientowalam się, co się właściwie wydarzyło, zaczęłam walić chłopaka pięściami po plecach i krzyczałam, żeby mnie puścił. To niestety nie podziałało.
- Kurwa, jeśli masz wyrzuty sumienia to po prostu przeproś. - zaproponowałam, gdy uświadomiłam sobie, że moje próby uwolnienia się są daremne.
- Skarbie, Chris Schistad i wyrzuty sumienia? Chyba sama w to nie wierzysz.
- Więc ktoś Ci płaci za robienie z siebie debila?
- Chyba pomyliłaś słowa; ja jestem dżentelmenem. Nie chcę żeby moja ulubiona biegaczka dostała uwagę za spóźnienie.
Zaśmiałam się drwiąco.
- Nie kpij sobie ze mnie. Oboje wiemy, że przebiegłabym o wiele więcej, gdyby nie Ty.
To oczywiście nie było możliwe, więc gdyby spojrzeć na sprawę z drugiej strony, Chris był w sobotę idealną wymówką, dzięki której nie musiałam biec dalej.
Sala matematyczna znajdowała się na drugim piętrze, przez co zdąrzyło nas zobaczyć pewnie całe liceum. Nie obchodziło mnie to, póki ręka Chrisa nie znalazła się niebezpiecznie blisko mojego tyłka.
- Nawet nie mam serca mówić Ci żebyś wziął tą rękę, bo pewnie nigdy nie dotkniesz takiego tyłka jak mój - westchnęłam.
Słyszałam jak się śmieje, ale jego dłoń trochę się oddaliła.
Weszliśmy do sali, w której już zaczęła się lekcja.
- Przepraszam za Evę, Pani Overn. Koleżanka myślała, że ma teraz lekcje na drugim końcu szkoły - skłamał Chris.
- Oh tak, Chris. Jestem przekonana, że dla panny Mohn rok w tej szkole nie był wystarczający na zapoznanie się z planem budynku - odpowiedziała z uśmiechem matematyczka. Była w podeszłym wieku, ale chyba nawet na nią działał urok Schistada. Przewróciłam oczami.
Chris puścił mnie dopiero, gdy doszedł do ostatniej ławki pod oknem, w której zwykle siedziałam. Posadził mnie na krześle i rzucił jeszcze ciche:
- Jestem pewny, że dotknę go szybciej niż myślisz - puścił mi oczko i wyszedł z sali, żegnając się jeszcze z Overn.
Wyciągnęłam zeszyt udając, że nie widzę spojrzeń prawie trzydziestu par oczu skierowanych w moją stronę.
Chciałam jeszcze sprawdzić czy wyciszyłam telefon, ale moja uwagę przyciągnęły nowe smsy od dziewczyn.
Chris: co się właśnie odjebało????
Noora: Chyba zapomniałaś nam o czymś powiedzieć. Wpadnę do Ciebie wieczorem:)
Zablokowałam telefon i skupiłam się na lekcji. Kochałam matematykę i żadne myśli nie miały prawa zaprzątać mi teraz głowy, a już na pewno nie mogły to być myśli o Chrisie Schistadzie.

half past five | eva & chrisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz