"Nasze 'blisko' oznaczało coś zupełnie innego."
Czasami mi się wydaje, że mogę bez niego istnieć. Że wcale o tym nie myślę i niczego mi nie brakuje. I że to wcale nie jest istnienie połowiczne, niepełne, wybrakowane jak popsuty przedmiot. Chodzę, mówię, śmieję się, czytam, bawię się, myślę. Ale to nie tak. Zawsze przychodzi moment, w którym coś mnie nagle uderza, że mało nie zwala mnie z nóg. Jakaś porażająca, nagła świadomość niepełności, niekompletności, pustki. Jakbym otworzyła drzwi, za którymi nic nie ma.
Rzadko go sobie przypominam. Bo mi się wydaje, złudnie zresztą, że jak nie będę o nim myśleć, to tak, jakby go nie było. A od wspomnień nie da się uciec. Zawsze idą za tobą jak zabłąkane, bezpańskie kundle i ocierają ci się o nogawki, niezależnie od tego, jak bardzo starasz się ich nie zauważać. Aż w końcu zaczynasz się o nie potykać.
Brakuje mi go. Jakby ktoś wydarł mi z rąk mały, prywatny skarb. Stoję zdezorientowana jak okradzione dziecko i nie wiem, co się właściwie stało. Niby takie proste, niby takie oczywiste, zdarza się przecież. A wcale nie proste i wcale nie oczywiste. Bo jak to tak. Stracić coś, czego nawet nie zaczęło się tak naprawdę mieć. A może troszeczkę zaczęło, tylko po co. Chciałoby się, żeby jakiś sens był w tym wszystkim, a tu wcale go nie ma.
Brakuje mi cholernie tych spotkań, bo przez ten krótki czas wydawało mi się, że coś ma sens. Pewnie złudnie jak zwykle. Takie dziwne wrażenie, że warto cokolwiek. Prawie nie pamiętam tego uczucia, tak rzadko mnie odwiedza. Żyję, owszem. I właściwie nic poza tym. Na niczym mi jakoś szczególnie nie zależy. A wtedy przez krótką chwilę naprawdę mi się żyć chciało.
- Wpadnę jeszcze dziś wieczorem po pracy na chwilę, kupić Ci coś? - spojrzałam na mojego narzeczonego, siedzącego obok łóżka - A może z domu czegoś potrzebujesz?
- Nie, dziękuję - spuściłam wzrok na swoje dłonie - Leżę tutaj od dwóch dni, mówił Ci coś lekarz kiedy mnie wypiszą w końcu?
- Jesteś poobijana, masz obtłuczone żebra oraz rozciętą skórę głowy. Boją się, że może wyjść jeszcze jakiś wstrząs. Wczoraj wymiotowałaś, prawda?
- Tak, ale czuję się już znacznie lepiej.
- To ich nie przekonuje - złapał mnie za dłoń - Jutro porozmawiam jeszcze z lekarzem, dobrze?
- Ta, jasne - odwróciłam głowę w stronę okna, zatrzymując wzrok chyba na tym samym co Lucas, gdyż po chwili zapytał:
- Od kogo dostałaś tę różę?
- Nie wiem - odparłam zgodnie z prawdą, spoglądając w końcu na mężczyznę - Spóźnisz się do pracy.
- Już idę - wstał z krzesła, po czym pocałował mnie we włosy i ruszył do wyjścia - Wpadnę jutro wieczorem po pracy, wiem że wizyty są do 19, ale rozmawiałem z dyżurującym i mam pozwolenie.
CZYTASZ
Man in the Mask [MJ FanFic]
FanfictionWrzesień 2010. Trzydziestoczteroletnia Amanda Black, nauczycielka w szkole muzycznej, od kilkunastu miesięcy zamieszkuje dzielnice Paryża. Pewnej, chłodnej nocy, w opuszczonej przez życie uliczce staje się ofiarą napadu. Z sytuacji wychodzi cało dz...