Na pierwszy ogień poszedł mój tata Harry. Tak... ten Harry Styles, który zaczął koncertować w wieku siedemnastu lat. Dużo zawdzięcza swojej karierze i kiedyś, gdy byłam malutka powtarzał mi, że gdyby nie został piosenkarzem nigdy nie zobaczyłby mnie na oczy. Gdyż nie spotkałby taty. I nikt z nich nie chciałby mnie.
Poznali się za kulisami koncertu w Glasgow, na którym mój tata Louis był swego czasu osobistym stylistą jego bandu. Przez większość czasu Harry nie miał nawet pojęcia jak wygląda osoba, która co występ przygotowuje dla niego ciuchy. Louis wybierał- nie pasował go, wybierał i odchodził. Tamtego pamiętnego dnia jego asystent zrezygnował z roboty i Louis musiał się wszystkim zająć sam.
-
''Niech to, kurwa, szlag, kurwa''
Harry chłonął wzrokiem niskiego mężczyznę, który krótkimi nóżkami ciągnął za sobą wieszak z ubraniami. Wyraźnie coś haczyło o jego kółka przez co stawiał opór i utrudniał pracę szatynowi.
"Zajebię" chłopak schylił się, siłując się z metalowym prętem. "tego, jebanego, gnoja..."
"Um."
Louisa spojrzenie powędrowało do góry. Prychnął na widok gwiazdy i wrócił do grzebania palcami przy kółkach.
"Pomóc?" długa pauza "Jakoś?"
"Nie, dzięki." odpowiedział kąśliwie nie przestając przeklinać pod nosem. "Rozbierz się. Musimy zrobić przymiarkę strojów. Jakby to była moja robota. Moja. Pieprzony Travis. Niech spróbuje wrócić. Zablokuję jego numer. I maila. Da się zablokować maila?"
Harry zacisnął usta, by powstrzymać uśmiech, który aż go bolał w policzkach. W ciszy obserwował monolog szatyna.
"Na pewno się da." mówi do siebie, przeglądając ubrania na wieszakach. "A jak nie to go zmienię. Zawsze chciałem jakąś....orientalną ksywkę. Jak...hm. LouisKongoBongo, brzmi nieźle, prawda?" rzucił ulotne spojrzenie młodemu "Wyprowadzę się, żeby przypadkiem nie natknąć się na jego ryj w czasie mojego czasu wolnego. Boże, jak ten facet mnie wkurwiał. I pomyśleć, że z początku się do mnie przystawiał, jebaniec-"
Przerwał w połowie ze względu na dziwny dźwięk, który zaczął wydawać młody chłopak. Louis zawsze opisuje to jako coś na wzór foki i żaby w jednej melodyjnej nucie.
"Jest ci do śmiechu, Styles?"
Harry usiadł przy toaletce i odpowiedziałby, naprawdę by to zrobił, gdyby nie załamał się następną falą chichotu.
"O boże..." powiedział na wdechu, posyłając mu załzawione spojrzenie. "Louis, tak? Tak się nazywasz?"
"Tak." podszedł do niego, bacznie mierząc go wzrokiem w odbiciu lustra. "Nie przyzwyczajaj się." szepcze.
"Do czego?"
"Do mnie."
"Dlaczego?"
Można było zauważyć cień zainteresowania w oczach młodszego.
"Przymierz tę białą koszulę z tęczowym kołnierzem." zmienił skutecznie temat, podając mu markowe ubranie "Powinna pasować."
"To ty zawsze dobierasz dla mnie te cudne, homo stroje?"
"Moja specjalność, Styles." odpowiedział bezbarwnie Louis, na co ten znowu parska śmiechem. "Na fotelu leżą spodnie." pokazał palcem, a chłopak zwrócił tam swoją głowę. "Mam nadzieję, że nie odparzysz sobie przez nie tyłka. Albo-"
Louis znowu zaprzestał mówić, gdy Harry ujął jego twarz swoimi delikatnym spojrzeniem. Prawdopodobnie w tamtym momencie Louis zapomniał jak przełyka się ślinę, dobry boże, on nawet zapomniał, że może sam to kontrolować. Piosenkarz był onieśmielający, czarujący i wyglądał jak model, na którym Louis chciał pracować i w dzień i w nocy i nad samym ranem, gdy słońce ledwo wymykałoby się spod chmur. Widział go na swoim satynowym łóżku rozłożonego i przykrytego ujmującym materiałem z pracowni, przed swoją maszyną do szycia i obok porozrzucanych szkiców, po których stąpałby swoimi bosymi stopami.
CZYTASZ
Somewhere along the lines we stopped seeing eye to eye
Fiksi PenggemarHarry i Louis są rozwiedzeni od 10 lat. Nie łączy ich już nic więcej oprócz nienawiści i.... córki. Która- jak się okazuje- wychodzi za mąż i prosi ojców o normalne zachowanie na czas ślubu. Co się stanie, gdy ich odmienione życia ponownie się ze so...