8 /dzień piąty/

3.9K 463 208
                                    

I LOUIS I 

Przeszłość.

"Ciszej...ciszej, Will...-"

"Harry, boże, wyglądasz idealnie. Cały rozłożony dla mnie, tylko dla mnie...tak bardzo chciałbym cię teraz dotknąć, nie zdajesz sobie sprawy." przerywa, głośno nabierając powietrze, po czym jęczy z przedłużeniem. "Szybciej, właśnie tak, robisz to cudownie, o, tak, kochanie-"

"Mówiłem, żebyś nie nazywał mnie-uh, ko-ochaniem-"

"Zaraz dojdę, nie przestawaj. Nie przestawaj, ummm..."

Harry dochodzi z cichym jękiem, zacieśniając dłoń na ustach. Odchyla głowę w błogości, leniwie przesuwając dłonią po mokrym członku. Nie patrzy już na ekran tylko w bok. Ma ochotę się rozłączyć i już nigdy więcej nie zadzwonić do Willa. Ale wie, że nie jest w stanie tego zrobić, jest zbyt słaby.

"Muszę kończyć. Louis wrócił." tymi słowami naciska na czerwony przycisk, kończący wideo-rozmowę i sięga po chusteczkę. Ociera się dokładnie z pozostałej spermy, aż nagle zaprzestaje wszystkich ruchów.

Siedzi nieruchomo, wgapiając się w ścianę przed nim i zaczyna płakać. Tak mocno, że nie potrafi nabrać powietrza. Brzydzi się sobą. Nienawidzi, że ma ciągłą potrzebę to robić, że zdradza swojego Louisa, że seks przestał mu już sprawiać przyjemność i jest zwykłym uzależnieniem.

Nienawidzi tego tak bardzo, że ma ochotę się zabić. 

Wszystko jest nie tak. Wszystko zmierza w złym kierunku. Nie umie nawet napisać jednej dobrej piosenki. Jego małżeństwo kruszy się z każdym dniem bardziej i okłamuje Shainę, że ma zbyt dużo pracy, żeby pomóc jej w cholernym zadaniu domowym. Nienawidzi w sobie wszystkiego.

Drzwi otwierają się bez uprzedzenia i Harry nie stara się ukryć swojej nagości. Ma to już gdzieś. Zaklapuje laptop, ignorując stojącego w progu męża i zbiera z podłogi swoje bokserki.

"Musisz się stąd wynieść." słyszy. Nie podnosi wzroku. Nie potrafi. "Spakować swoje pieprzone walizki i usunąć się z moich oczu, zanim zrobię coś czego będę żałował."

"Okay."

"Nie ma dnia, żebym nie przeklinał naszego ślubu." uświadamia go, podnosząc z ziemi bluzkę i uderzając nią bruneta. Jedno zamachnięcie, drugie, trzecie. "Ty pierdolony łajdaku! Nienawidzę cię bardziej niż możesz to pojąć!"

"Wiem." szepcze, zanosząc się szlochem. Stoi w miejscu, przyjmując każdy cios. "Wiem, Lou."

Tej nocy Harry opuszcza dom z torbą i złamanym sercem. 

-

Budzimy się na tej samej sofie z wyraźną przerwą między naszymi ciałami. To nie było tak, że wszystko poszło w niepamięć przez to, że się przed sobą otworzyliśmy. Nasz kontakt poprawił się do takiego poziomu, że bez problemu zasnęliśmy obok siebie. Ale nic więcej...i jestem pewien obaw, że na tym się właśnie zatrzymamy. 

Harry otwiera powoli oczy. Wszystko wokół przechyla się na boki od fal, na których jacht dalej się wznosił. Panuje przyjemna cisza podczas, której śledzimy wzrokiem swoje twarze. Tak bardzo znajome, chociaż zmarszczki dawały sobie w znaki. Włosy- już nie tak odżywione i brązowe opadają kaskadą na nasze twarze. 

"Jesteś piękny." odzywa się swoim zachrypniętym, porannym głosem. Przymyka na chwilę oczy, wzdychając i dotykając swoich pleców. 

"Bolą cię?"

Harry przytakuje, opadając głową z małym jękiem ponownie na poduszkę.

"Starzeję się zbyt szybko, u ciebie tak tego nie widać." stwierdza, odgarniając grzywkę z moich oczu. Swoją rękę zostawia opartą o moje ucho i czeka aż poczynię jakikolwiek ruch, wiem to.

Somewhere along the lines we stopped seeing eye to eyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz