#14

292 26 6
                                    

   Gdy Bill wstał, był już środek dnia (no sorry, tak to jest jak się kończy pracę o 6 rano...). Wiedział, że ma duży problem i nie chciał z tym zostawać sam. Jak najszybciej wybrał numer do Willa i czekał aż ten odbierze.
- Halo? Will? Masz czas?
- Tak, właściwie nic nie robię, a co?
- Mógłbyś do mnie przyjść? Potrzebuje pomocy...
- Coś się stało?! Jesteś ranny?! Trzeba cię będzie wieść do szpitala?!
- Nie histeryzuj, po prostu przyjdź... Potrzebuje cię teraz...
- No dobrze... W takim razie zaraz przyjdę...
- Dzięki...- Bill rozłączył się, wstał z łóżka i ubrał się w normalne ubrania. Zszedł do kuchni i w oczekiwaniu na brata postanowił zrobić dla siebie kawę, a dla niego herbatę.
Niestety był na tyle roztrzęsiony, że po prostu upuścił szklankę, która uderzyła w podłogę i rozbiła się na malutkie kawałki szkła.
- Fuck...- Przeklnął cicho chłopak i wziął się za sprzątanie. Przy okazji trochę się pokaleczył.

   Gdy William przyszedł do brata, herbata już na niego czekała. Bill opowiedział mu dokładnie o wszystkim co się stało.
- Will, on mnie zabije... Boję się, że wam (Will, Mabel, ewentualnie Dipper) też będzie chciał coś zrobić...
- Ale jesteś pewny, że to był on?
- No jasne, że jestem pewny!
- Dobra, już nie krzycz...
- Wybacz, po prostu... Boję się... Tak po ludzku się boję...
- Czym ty go tak właściwie wkurzyłeś?
- Wiesz... Jak byłem młodszy i o wiele głupszy... Założyłem się ze znajomymi, że wywinę kawał jakiemuś silnemu demoniwi... No i tak padło na niego... Ja byłem w tedy pijany...
- No dobra, ale co się stało?
- Ja go tak jakby publicznie ośmieszyłem...
- CO?! Bill, przecież to jest jeden z najniebezpieczniejszych demonów jakie kiedykolwiek istniały!
- Tak, wiem... Nie mam pojęcia co robić... Teraz mu nie ucieknie... Nie mam gdzie, jak... Jestem żywym trupem...
- Nie mów tak, coś się wymyśli...
- Przestań, przecież sam doskonale wiesz, że już nic nie da się zrobić... Jestem martwy...
- Coś na pewno da się zrobić! Zobaczysz, nikt nie będzie umierał, a już na pewno nie ty.
   Rozmowa ciągnęła się jeszcze długo. Nagle Bill doszedł do wniosku, że musi skorzystać z toalety. Po załatwieniu swoich potrzeb i umyciu dłoni, spojżała jeszcze w lustro. Jego normalne odbicie nagle zaczęło się zmieniać. Jego własna twarz wykrzywiła się w ogromnym uśmiechu, oczy były puste. Z ust i oczodołów płynęła krew. Jego odbicie zaczęło do niego mówić bardzo niskim, zdeformowanym głosem.
- Billy, Billy, Billy... Myślisz, że chce cię tak po prostu zabić? Jakiś ty naiwny... Coś wspaniałego. Uwierz mi, że zanim spróbował bym cię zabić, ty już będziesz tak wyczerpany psychicznie, że sam się powiesisz albo porniesz. Wybór należy do ciebie. Będę powoli niszczył twoją psychikę. Aż w końcu pękniesz i powiesz "Pa pa świecie! Idę się zabić!". Już nie mogę się tego doczekać... Zabawa się zaczyna panie Cipher.-
Blondyn przyglądał się wszystkiemu z przerażeniem. Czyli tak chce się bawić? Chyba nie przewidział tego, że Bill nie jest tak głupi, naiwny i łatwowierny. Nie jest tak łatwo uszkodzić, a co dopiero złamać jego psychiki. Jednak blondyn obawiał się, że w kluczowym momencie górę weźmie strach albo co gorsza... Że będzie musiał wybierać pomiędzy śmiercią, a ocaleniem przyjaciół i rodziny. Miał nadzieję, że potężny demon nic nie wie o Pines'ach i nie zrobi im krzywdy... Tak, miał nadzieję, a ona umiera ostatnia...

###

Jednak wydusiłam z siebie ten marny, krótki rozdział... Wiem, że nie jest jakoś specjalnie porywający, ale o godzinie 1.08 na prawdę nie warto oczekiwać ode mnie zbyt wiele...
Sorki xd

Miłego dnia lub nocy ;___;

Last Chance // Brothers Again || ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz