Rozdział V - Walka

860 82 23
                                    

"Mur Rose upada" 

Na te słowa wszyscy znajdujący się w pokoju popatrzyli się z przerażeniem na siebie. Rozkazano zabić w dzwon, który oznaczał pełną gotowość wszystkich żołnierzy oraz koni. Rudowłosy wraz z dwójką towarzyszy objaśniła na szybko sytuację i razem z dowództwem wybiegli by przekazać te informacje żołnierzom. W tak dramatycznej chwili gdzie nie wiadomo co zastanie się wewnątrz muru każda minuta była zbyt cenna by ją stracić. Eren zdążył  usłyszeć o kolejnej zniszczonej bramie i próbując zachować spokój pobiegł do swojej celi by ubrać sprzęt. Próbował unormować oddech, lecz przerażające wspomnienia wróciły do niego.  Nie mógł z tego powodu nawet zapiąć pasów od sprzętu. Wykrzyczał przekleństwo, a jego echo odbiło się od ścian więzienia. W końcu wziął się w garść myśląc o Mikasie i Arminie, którzy pewnie już walczą. 

Cały obecny w twierdzy Korpus  Zwiadowców zebrał się na placu, a Erwin Smith jak najszybciej przekazał żołnierzom, co się stało oraz rozkazał by poruszać się w swoich drużynach i słuchać rozkazów kapitanów. Eren pobiegł w tę samą stronę co członkowie jego oddziału, w stronę stajni. Kilkoro żołnierzy wyprowadzało konie, a ich właściciele zabierali je od razu, żeby nie robić tłoku. Eren rozglądał się za swoim, stojąc w tłumie przed jedną bramą. 

-Eren, chodź! -Chłopak natychmiast odwrócił się w jego kierunku. Zobaczył Levi'a prowadzącego swojego i jego wierzchowca. -Szybko, musimy ruszać! -krzyknął dosiadając swojego.

-T-tak jest! -Podbiegł do niego i wskoczył na konia. Chwycił za lejce drżącymi rękami, wziął głęboki wdech i ruszył za Kapitanem. Wrażenie tego jak opanowany jest Levi w tej sytuacji choć trochę go uspokoił. Chciał wziąć z niego przykład.

Wszyscy żołnierze wkrótce wyruszyli w stronę muru. Takie nagłe wezwania są najgorsze, gdyż nie ma ustalonego planu i można liczyć tylko na umiejętności i łut szczęścia. Erwin poruszając się z samego przodu mógł dawać rozkazy tylko kilku najbliższym kapitanom. A po rozdzieleniu każda drużyna musiała liczyć na siebie.


Po około dwóch godzinach Zwiadowcy mogli dostać się w okolice muru. W tym czasie jedna drużyna odcięła się by zlikwidować "przybłędów" zagrażających po drodze. Konie odpędzono i cztery drużyny dołączyły do oddziału stacjonarnego pomagać przy bramie muru, a kolejne dziesięć rozproszyło się w głębi muru dotąd, aż widać było ohydne głowy tytanów. Ostatnie dwie udały się na tyły pomagając ludności w ucieczce i likwidując jakimś cudem dostających się tutaj cielskom wraz z Oddziałem Żandarmerii. W tym momencie znalezienie dowódcy lub przenoszenie rozkazów było wręcz niemożliwe. Drużyna w której znajdował się Eren walczyła w wewnętrznej części starając się zlikwidować największą ilość celi. Miało to służyć jako pewna ręka w tym chaosie, ale także dawanie czasu ludności na ucieczkę z miejsca zagrożenia. 

Walka była nieustanna przez wyrwę w bramie przechodziły nowi tytani, a zmęczenie i ograniczony zasób gazu mógł w każdej chwili zakończyć pojedynek fiaskiem. Zginęło już wielu żołnierzy ze wszystkich Korpusów jednak zliczenie ofiar w tej chwili jest niemożliwe. Levi cały czas na oku miał młodzika, gdyż jego utrata mogła najwięcej kosztować ludzkość. Dlatego ta dwójka walczyła razem, całkiem dobrze się przy tym sprawując. Zabijali tytanów, a następnie spotykali się w tym samym miejscu lub mieli znaleźć siebie wzrokiem - to był rozkaz Kapitana. Eren pamiętał o nim cały czas do momentu aż usłyszał krzyki dochodzące z niedaleka. Spojrzał na walczącego czarnowłosego i udał się w stronę hałasu. Ujrzał trzymaną w łapie wąsatego tytana Petrę. 

-Jak śmiesz! -Wykrzyknął i rozciął kark sześciometrowego potwora. 
Dziewczyna którą odłożył na budynek przytuliła go zapłakana, podziękowała i po chwili wróciła do walki. Eren także musiał to zrobić. Myślał, że za takie złamanie rozkazu Kapitan nawet go pochwali. 

W tym samym czasie Levi zatrzymał się na wieży by zmienić wyszczerbione miecze. Popatrzył się szybkim wzrokiem w miejsce gdzie ostatnio znajdował się bachor. Jego kobaltowe oczy rozszerzyły się, gdy nigdzie nie widział jego brązowych włosów; na żadnym budynku, przy żadnym tytanie. 

-Cholera. -Przeklął i wyskoczył z wierzy, by stanąć na dachu budynku gdzie ostatnio ich wzrok się spotkał. 

Przed oczami miał rozmowę gdy jechali w stronę muru.

-Eren, jeżeli Cię pożrą masz zamienić się w tytana. Nie możesz umrzeć. Jednak jeżeli nie będzie takiej potrzeby nie próbuj tego zrobić!

-Ten gówniarz! -zawarczał i gdy stanął  na budynku zaczął się rozglądać. Z prawej strony zobaczył ruch ogromnej ręki zbliżającej się w jego stronę. 

Zdążył odskoczyć lecz podmuch wiatru wywołany siłą tytana odrzuciła go tak, że prawie spadł z dachu na kamienną drogę. Dał radę oddalić się od tytana by później z zaskoczenia rozciąć jego skórę. 

-Ten. Gówniarz!

Musiał go odnaleźć. Zaczął krążyć po okolicy licząc, że ujrzy szczyla i wtedy osobiście go zabije.  

-Jest! -Wykrzyknął w myślach.

Klęczał zakrwawiony opierając się o ścianę na materiałowej osłonce jednego ze straganów. Podleciał tam i zobaczył, że jest półprzytomny.   

-Coś Ty zrobił!? 

-Kap... - Eren spróbował spojrzeć na przybyłego. 

-Zabieram Cię stąd, i tak już nie powalczysz. -Schował miecze i zarzucił go sobie na plecy z łatwością.  

Jego ruchy były w ten sposób ograniczone, ale liczył da radę schować go na jakiejś części muru i będzie mógł szybko wrócić do walki. 

-Gdy moi żołnierze giną ja muszę taszczyć tego dzieciaka. -prychnął. -Trzymaj się. -Wziął głęboki wdech i przygotował sprzęt. Chciał już tylko jak najszybciej zaprowadzić go w bezpieczne miejsce. 

Podróż z Erenem wyglądała bardziej jak stoki z dachu na dach. Levi starał się by jak najmniej być w powietrzu i przebiegał po budynkach. Trzymał w końcu ręce pod nogami chłopaka, który z każdą chwilą zdawał się być coraz cięższy.

-Kapitanie Levi! -Żołnierz wstrząśnięty tym co zobaczył zawołał go.

-Dieter. -odwrócił się w jego stronę. -Chodź...

-Kap... - Eden próbował coś powiedzieć, ale był za słaby. Wtedy Levi spojrzał i zobaczył biegnącego w ich stronę odmieńca. Manewr z chłopcem był wręcz niemożliwy. Levi zdążył zaczepić tylko haki o ścianę budynku i skoczyć by razem uniknąć zderzenia z cielskiem, lecz obaj upadli na drogę. Piętnastolatek przeturlał się parę razy oddalając się od Kapitana. Gdy Levi próbował wstać dostał się w łapska jednego z potworów.

Zaszczyt bycia Zwiadowcą [POPRAWIONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz