Prolog

936 57 3
                                    

   -Chris, do cholery, poczekaj! - krzyknął Sam, mało nie potykając się o kłodę w szaleńczym pędzie - Daj nam wszystko wytłumaczyć!

Mięśnie jasnoskórego mężczyzny synchronicznie pracowały w biegu. Przed nim, pomiędzy drzewami ledwo mignęła sylwetka niższego od niego chłopaka, który wybił się ze skał i przeskoczył na drugą stronę dość wąskiej rzeki.

-Chris! Chris, proszę! - zawołał powtórnie alfa i gwizdnął krótko.

Nagle zza drzew wyskoczyło pięć wilków, o nienaturalnie dużych rozmiarach. Każde zwierzę było innej maści, niektóre osobniki urosły większe niż inne. Ale miały jedną cechę wspólną. Wszystkie były szybkie jak błyskawica.

Wilki zaszczekały krótko i rzuciły się do przodu, za uciekinierem.

-Zostawcie mnie! - wrzasnął niemal piskliwie młodzieniec, cały czerwony od długiego biegu. Jego zwykle niemal biała skóra lśniła teraz od potu, a jasne, połyskujące srebrem włosy były zmierzwione przez wiatr.

-Chcemy ci pomóc - nalegał nadal Sam i wskoczył na największego z wilków.

-Tak, na pewno - prychnął srebrnowłosy rozpaczliwie przyśpieszając tempa.

Ale zwierzęta były coraz bliżej. Pędziły teraz zwartym, półokrągłym szykiem, zbliżając się z każdą sekundą do uciekiniera.

Drzewa były coraz rzadsze, a rowy między nimi coraz głębsze. Chris zapadał się w głęboką ziemię. Nie mógł uciekać w nieskończoność. Walczył jakby z żywiołem...

-Zabiliście Xanthe - wyrzucił z siebie jedno, krótkie zdanie - Nie jestem taki jak wy!

-To był nieszczęśliwy wypadek - odpowiedział mu krzykiem Sam i zeskoczył z wilka, by zrównać się z wycieńczonym młodzieńcem - Nie możesz uciekać przed przeznaczeniem.

Chris roześmiał się krótko:

-Nie wierzę w przeznaczenie.

I właśnie wtedy drzewa rozstąpiły się i szkarłatnym oczom Chrisa ukazała się jasna, szeroka polana. I gwałtowny spadek na jej końcu. Urwisko.

Próbował wyhamować, zatrzymać się, ale nie zdążył. Nie mógł zdążyć...
Ziemia niemal wyskoczyła mu spod nóg. Srebrnowłosy usiłował się chwycić krawędzi, ale mokre od potu dłonie znacznie mu to utrudniały.

Wtedy do urwiska dopadł Sam i chwycił uciekiniera za rękę i powoli zaczął go wciągać na grunt. Wilki zatrzymały się tuż nad krawędzią i poszczekiwały co jakiś czas, krążąc wzdłuż linii załamania gruntu. Chris prychnął i zaparł się nogami o skały. Wbił paznokcie w skórę alfy i syknął przez zaciśnięte zęby:

-Wolę zdechnąć, niż przyjąć od ciebie jakąkolwiek pomoc...

Mówiąc to odepchnął się nogami od klifu i wyrwał Samowi. I spadł...

***
Postanowiłam wstawić na Wattpada coś nowego. Więc proszę... Oto coś dla fanów wilkołaków!

Qutorka :**

Spróbuj mnie pokochać...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz