Rozdział 2

399 30 2
                                    

-Nie - powiedział stanowczo Chris.

-Tak - odpowiedziała swoim stalowym głosem Mercedes.

-Nie - nie ustępywał nastolatek.

-Tak.

-Nie.

-Tak.

-Nie.

-Zamknąć się oboje - warknął w końcu Sam.

Jego mate, Lasey opierała się o ramię alfy. Chris od razu, gdy ją zobaczył uznał dziewczynę za najodważnjejszą i jednocześnie jedną z bardziej urodziwych śmiertelniczek.

Była prawie kompletnym przeciwieństwiem Mercedes. Miała falowane, rude włosy, okalające jej delikatnie zaokrągloną buzię. Różowawa cera była skropiona piegami. Nad małym, zadartym noskiem znajdowały się duże, szkliste, brunatne oczy, wiecznie błyszczące. Tak, stanowczo była piękna. Drobna, rudowłosa istotka o miłym i wesołym usposobieniu. Nawet charakter miała ciekawy... Ale Chris z bólem odwrócił od niej wzrok. Mógł nienawidzić watachy, mógł byc wściekły na Sama. Ale nie miał zamiaru nikomu odbijać dziewczyny, nawet najgorszemu wrogowi.

Czas więc poczekać na inny, chociaż w jakimś stopniu podobny... Model...

-Chris... Chris, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - klepnął białowłosego w ramię David, beta Sama, i wyrwał dziewiętnastolatka z rozmyśleń.

-Nie - wzruszył ramionami czerwonooki, uśmiechając się przy tym złośliwie - Mam kompletnie wywalone na to, co do mnie mówicie.

Sam przewrócił z irytacją oczami.

-Musimy przetestować twoje umiejętności, czy tego chcesz czy nie.

-Po co? - jęknął Chris - I tak nie pozwolicie mi odejść, wiem, ale możecie przynajmniej mnie do niczego nie zmuszać...

-Jesteśmy na polanie - wtrącił się Marcus, najmłodszy z watachy- Nikt cię tu nie zobaczy. Poza nami oczywiście...

Mercedes, mając dość użerania się z nowym, podeszła do niego i chwyciła go za ramię w żelaznym uścisku i zaciągnęła na środek.

-Już. Przemieniaj się. Teraz - powiedziała patrząc na niego niezłomnie.

-Nie umiem... - przyznał w końcu Chris, czerwieniąc się.

Wtedy, gdy Xanthe... Odeszła... Zadziałał instynktownie. Po prostu skoczył w naglym przypływie siły i bólu. A teraz nie miał motywacji. Był po prostu obolały, zrezygnowany i zmęczony. A Sam nie pozwolił mu spokojnie przyzwyczaić się do nowego miejsca.

-Spróbuj się uspokoić. Nie zwracaj na nas uwagi. Zapragnij wolności, spróbuj wyzwolić z siebie siłę - doradził spokojnie Sam i gestem nakazał innym się odsunąć - Myśl o braku ograniczeń. Poradzisz sobie...

Chris kiwnąć głową. Nie było sensu dalej się z nimi sprzeczać, prędzej czy później i tak by go zmusili. Zamknął oczy. Ale nie posłuchał się rad alfy. Nie chciał się uspokajać. Zamiast tego cofnąć się myślami do walki z watachą.

Obserwował tą scenę, widział, jak Xanthe strzela, a potem atakuje ją Mercedes w wilczej postaci. I to z niego wyzwoliło instynkt. Znowu poczuł palący ogień, który zaczął trawić jego mięśnie, wywołując gorące dreszcze. Obraz Xanthe w szczękach wilka. Jej zduszony krzyk. Pod jego zaciśniętymi powiekami zaczęły zbierać się gorące łzy wściekłości. I wtedy poczuł ostateczny wstrząs.

Podskoczył przepełniony wściekłością i ryknął, ale to nie był ludzki krzyk. Warkot pomieszany ze szczeknięciem i wyciem rozniósł się po lesie. Nagle cały ból ustał. Była po prostu lekkość i przyjemne ciepło. I siła. Chris poczuł, że stoi na czterech kończynach. Wszystko widział ostrzej, potrafił dojrzeć każdy szczegół. Wygiął plecy w łuk i zawył, uwalniając całe cierpienie. Teraz, całe jego ciało pokrywało srebrno-białe futro. Nie musiał się niczym martwić. Mógł wszystko. Był wszystkim...

Sam pokiwał głową z uznaniem. Lasey zacisnęła powieki, wyraźnie wystraszona tym, co właśnie stało. Do tej pory nie potrafiła się przyzwyczaić do przemian. Za każdym razem wyglądało to potwornie. Ale teraz, była bardziej przestraszona efektem końcowym.

Przed nią stał mały wilk, o drobnej budowie. Nie wyglądał w żadnym stopniu podobnie do jej ukochanego.
Sam w formie wilka był potężny, przewyższał wielkością wysokiego mężczyznę.

Natomiast Chris był po prostu wielkość przeciętnego wilczura. Miał srebrną, trochę dłuższą od pozostałych sierść. Obnażał swoje białe, ostre jak brzytwa, lśniące kły. Swoją wielkością nadrabiały ogólny wzrost zwierzęcia. Ale najgorsze były oczy. Szkarłatne, wpatrujące się w nienawiścią w Sama. Gdy wilk przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, Lasey odruchowo wcisnęła się w swojego ukochanego.

Wtedy Mercedes podskoczyła z gracją i przemieniła się w locie. Tuż przed Chrisem wylądowała większa od niego wilczyca o grafitowej, bardzo długiej jak na wilka sierści. Miała czarne, błyszczące oczy, które zawsze Lasey podziwiała.

Przez chwilę wilki mierzyły się wzrokiem, a po chwili ciemniejszy wydał z siebie głuchy warkot. Sam zrobił trzy kroki do przodu i wyciągnął rękę w kierunku srebrnego wilka. Chris przeniósł na niego nienawistne spojrzenie.

I wtedy jego lekkość się skończyła.

Nagle Chris poczuł, jak na jego barki spada ogromny ciężar. Nie był jednak materialny. Po prostu wyglądało to, jakby całe sklepienie upadło na niego. Zachwiał się, ale wbił łapy mocniej w ziemię i nie upadł. Coś lub ktoś naciskał na niego coraz mocniej. I nagle ustąpił...

-Wytrwały jesteś - uniósł brew Sam i zrobił krok do przodu stając bezpośrednio nad Chrisem- Christopherze Lucasie Calore, to będzie wręcz zaszczyt mieć cię jako towarzysza. Dołącz do watachy. Pozwól, bym cię przyjął. Połóż się. Pokaż swoją uległość i lojalność.

Chris zacisnął mocniej szczęki. Pragnął coś powiedzieć, ale w drugiej postaci nie potrafił mówić. Ale wiedział, że Sam nawet z jego mowy ciała wyczyta odpowiedź.
Coś podpowiadało mu, że nie może przemienić się w człowieka. Że jeszcze nie czas...

-Sam, nie możesz mu dawać takiego wyboru - mruknęła Mercedes na sekundę odzyskując ludzką postać, by zaraz z powrotem przemienić się w wilka o grafitowej sierści.

Przeskoczyła nad Chrisem i w locie znowu stała się czarnooką brunetkę

-Wszyscy wiemy, że się nie zgodzi... Z własnej woli...

Białowłosy westchnął patrząc na jej popisy, jak zwinnie zmieniała się w skoku. Patrzył z niesmaczeniem... Ale i z małą zazdrością. Robiła to tak szybko, tak zgrabnie...

Sam zawahał się:

-Chris, samemu wyraź zgodę, a nie będę musiał cię do niczego zmuszać.
Wilczur usiadł na ziemi, dumnie unosząc głowę.

-Dawałem ci wybór - mruknął jeszcze i zdjął koszulę.

Na jego klatce piersiowej widniał rozległy, czarny tatuaż przedstawiający wilka z obnażonymi kłami. Znak alfy...
Nagle tatuaż oddzielił się jakby od reszty ciała i stał się wielkim, jakby utkanym z cienia wilkiem. Wtedy Sam zniknął i zwierzę przybrało przybrał materialną postać. Wyglądało jak cień. Cień potwora...

Stanął nad Chrisem, który w porównaniu z nim wyglądał jak szczenię.
Spojrzał białemu wilkowi prosto w oczy. Złote tęczówki Sama zalśniły w promieniach słońca.

I dopiero wtedy Chris poczuł prawdziwy ból. Powietrze nagle zrobiło się ciężkie i napierało na jego grzbiet z wielką siłą. Alfa wydał rozkaz...

Białowłosy zaskomlał i zatoczył się na bok, ale nie położył się. Sam naparł mocniej. Chris mocniej się zaparł. Wygiął plecy w łuk i zawarczał cicho. Nie chciał się poddawać. Nie mógł się zmusić do uległości przed Samem.

Ale  alfa nie poddawał się. Na chwilę puścił. By zaraz zaatakować z pełną siłą i przygwoździć Chrisa do ziemi. Czerwonooki wcisnął pysk w liście i zamknął oczy. I dokładnie wtedy poprzysiągł, że kiedyś się zemści...

***
Nie jestem dumna z długości tego rozdziału, bo mógłby być dłuższy...

W każdym razie mam nadzieję, że przyjemnie się go czytało!

Qutorka :**

Spróbuj mnie pokochać...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz