Rozdział 11

132 22 4
                                    

Piekący ból. Pierwszą rzeczą, jaką poczuł Chris był właśnie ból.

Rozchodził się falami, od jego ust aż do palców, zdawał się z sykiem oplatać jego kończyny i pożerać je od środka. Chłopak zacisnął zęby. Poczuł impuls, uciśnięcie szyi, a następnie cichy pisk.

Wszystko wokół niego zdawało się wirować, a on sam miał uczucie, jakby spadał w bezdenną otchłań. Tylko jego dłoń była nadal "na tamtym świecie", a na jego palcach zaciskało się coś gorącego. Czyjaś ręka.
Nagle jego nieświadomość przerwał wybuch wrażeń, prawie go ogłuszając. Najpierw wrzaski, potem przyciszone rozmowy, z których nie potrafił wychwycić żadnego słowa. Ale wszystkie były cholernie wyraźne, a jednak w innym języku.

Przez ciało czerwonookiego przetoczył się wstrząs, ochładzając temperaturę wokół niego. Jego palce jakby skostniały, zamienione w lód... Albo kamień.

Wtedy poczuł nieznaną energię, która wypełniła jego całego. Chłopak w jednej chwili zerwał się z łóżka i otworzył oczy.

-Kurwa - przeklnął uderzając głową o coś twardego, co okazało się głową Mercy.

Dziewczyna podskoczyła jak oparzona, oddalając się trzy metry w tył.
Wszyscy zaprzestali rozmów. W pokoju był również Sam, Mercer, Marcus i Lasey, która jak zwykle schowała głowę w ramieniu swojego ukochanego. Tchórz. To zaczynało się robić irytujące...

Sam zmarszczył brwi i przerwał czytanie jakiejs książki, odkładając ją na bok. Mercedes zamrugała i nieufnie znowu usiadła na łóżki Chrisa.

Białowłosy jednak ledwo zauważył jaki szok spowodowało jego ocknięcie się. Obserwował. A miał co. A raczej czym. Jego wzrok wyostrzył się, ale pole widzenia zaciemniło. Skupił się na oknie. Dostrzegł każde ździbło trawy w ogrodzie, każde inne od pozostałych. Przeniósł wzrok na Mercy. Teraz wydawała mu się jeszcze piękniejsza...

Mógł dostrzec każdy błysk w jej oku, oddzielnie przeanalizować jej usta, pomalowane bordową pomadką.

-Chris? -odezwała się Mercy wyrywając chłopaka z rozmyśleń.

Białowłosy potrząsnął głową, chcąc przywrócić swój wzrok do normalności.

-Tak? -mruknął, zwieszając nogi z krawędzi łóżka i rozglądając się.

Wszyscy byli śmiertelnie poważni. Nawet Mercer nie odzywał się ani słowem, a na jego twarzy nie było cienia uśmiechu.

Sam podszedł bliżej, krzyżując ramiona. Lasey skrzywiła się nadąsana i wcisnęła w fotel.

-Jak się czujesz? - zapytał wreszcie Sam i zlustrował wzrokiem siedzącego.

Chłopak odpowiedział spojrzeniem na spojrzenie i dopiero zauważył, że alfa nie wyszedł z walki bez ran. Miał podpuchnięte oko i obwiązaną bandażem szyję, a to i tak niewiele w porównaniu z resztą watachy.
Właśnie... Gdzie jest David i Reyna?

-Dobrze, na tyle ile to możliwe - mruknął Chris i przysunął się odruchowo do Mercedes.

Dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu, ale zaraz ją zabrała ze wzdrygnięciem.

-Jesteś zimny - skrzywiła się, blednąc - Zbyt zimny jak na wilkołaka.

Chris uniósł brew pytająco.

-Zimno to domena wampirów, prawda? - upewnił się spoglądając na Sama.

-Właśnie, Chris - alfa kiwnął głową - Wampirów.

-Odchodzimy - odezwał się Sam po kilku minutach ponurej ciszy.
Wszyscy wymienili zdziwione spojrzenia.

-Co? - Lasey wspięła się na palce by spojrzeć na swojego ukochanego - Sam, o czym ty mówisz?

Mężczyzna westchnął i przytulił do siebie rudowłosą.

-Nie mamy ani siły, ani środków by walczyć z wampirami - powiedział odgarniając z twarzy włosy.

Chris pokręcił głową i wstał. Jak na gust Lasey, która go obserwowała, zbyt szybko i cicho.

-Nigdzie nie idziemy -  odezwał się stanowczo i stanął na palcach, by wydawać się chociaż trochę wyższym.

Od czasu przybycia do siedziby urósł o kilka centymetrów, ale wciąż było mu za mało.

-Chris, to nie ty tu rządzisz - warknął Sam już mniej przyjaznym tonem - I nie walcz ze mną tak, jak na początku.

Czerwonooki skrzyżował ramiona.

-A właśnie, że będę walczyć. Ale tym razem dosłownie.

***
Jestem chora :c

A z lepszych rzeczy, zbliżam się do 100 followersów! <3

Qutorka ;**

Spróbuj mnie pokochać...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz