Chciałbym, żeby historia tego, jak wylądowałem u dyrektora, była emocjonującą opowieścią o walce i poświęceniu. Pobożne życzenia. Zamiast tego siedziałem na niewygodnym krześle i modliłem się żeby opuchnięty nadgarstek był tylko obity a nie skręcony. Jestem, do cholery, wyjściowym rozgrywającym. Nie mam prawa być kontuzjowany. Jestem też cholernym egoistą, widać prawda? Martwię się teraz o nadgarstek zamiast o to, że za drzwiami obok Hinata i jego mama rozmawiają z dyrektorem. Mojego ojca też by wezwali, gdyby ten kiedykolwiek interesował się czymś takim jak moja szkoła. I gdyby w ogóle był w tej części kraju.
To bardzo, bardzo krótka historia. Sprowadza się do tego, że Shiba przebił opony w rowerze Hinaty a ja w zamian, rozbiłem jego łeb o ziemię. Prawie rozbiłem... w każdym razie próbowałem. I bardzo żałuję, że mi się nie udało.
Mieliśmy trochę szczęścia z Hinatą. Nie był pewien czy aby na pewno przypinał rower więc poszliśmy to sprawdzić. Wszystko było jasne. Shiba klęczący przy jego rowerze z gwoździem w ręku? Co innego mógł robić? Miał bardzo głupią minę, kiedy go przyłapaliśmy. Potem jeszcze głupszą, kiedy Hinata się na niego rzucił. Ale równie dobrze mógłby dostać liściem targanym przez wiatr więc użyłem czegoś boleśniejszego niż rozpędzona larwa. Sam się na niego rzuciłem.
Może to przesada. Ale, cholera jasna, zaraz przypomniały mi się rzeczy Hinaty całe w czerwonej farbie, które wyrzuciliśmy do śmieci. I sam Hinata, który był mistrzem w powstrzymywaniu łez przez uśmiechanie się. A teraz to. Nie wytrzymałem. Coś we mnie puściło. Nie wystarczyło raz go uderzyć. Chciałem żeby po prostu zniknął.
Tak, całkiem możliwe, że przesadziłem.
Kiedy drzwi od gabinetu dyrektora się otworzyły, ze środka wyszedł Hinata z mamą, Shiba z ojcem i sam dyrektor. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Doszliśmy do porozumienia – powiedział dyrektor. – Będzie sprawiedliwie jeśli nie wpiszemy tej bójki do waszych akt. Obaj z Shibą dostaniecie za to karę.
Wzrok pani mamy Hinaty wystarczył żeby zachować spokój. Dogadałaby się z kapitanem, przysięgam. Skłoniłem się lekko przed dyrektorem.
- Dziękuję za wyrozumiałość – wymamrotałem.
- No już dobrze – dyrektor machnął ręką. – Jesteście młodzi, trzeba mieć to na uwadze. Już po sprawie.
Dla mnie, nie było po sprawie. I nigdy nie będzie. Patrzyłem na Shibę a on na mnie i wiedzieliśmy, że już niedługo – może jutro a może za kilka tygodni – spotkamy się znowu w takim miejscu jak to, tylko że wtedy jeden z nas nie będzie już uczniem tej szkoły. Jak na razie bardzo grzecznie pożegnaliśmy się i zostałem na pustym korytarzu razem z Hinatami.
- Jak twój nadgarstek? – zapytała szybko larwa oglądając z każdej strony moją rękę.
- Jutro idę na prześwietlenie – odparłem.
- Oby nie była skręcona, bo...
- Ekhm, ekhm.
Wpadliśmy w identyczne przerażenie i Hinata prawie schował się za mną.
- Chłopcy – zaczęła z przesadnie łagodny sposób. – Możecie mi wyjaśnić coście najlepszego zrobili? – warknęła. – Ale nie tu. Jedziemy do domu i tam porozmawiamy na spokojnie.
Rzuciłem Hinacie błagalne spojrzenie, ale nie mogliśmy nic zrobić. Nie miałem prawa decydować o tym czy chcę z nimi jechać czy nie. Po chwili byliśmy już na wzgórzach.
- Gdzie Natsu? – zapytał cicho Hinata, kiedy jego mama otwierała drzwi.
- Wysłałam ją do jej przyjaciółki – odparła pani mama. – Mamy cały dom tylko dla siebie.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.