Kiedyś też bałem się burzy. Co dziwne, przestałem, kiedy zacząłem mieszkać sam. To pewnie dlatego, że zmuszałem się do bycia odważniejszym niż byłem naprawdę. Ważne, że pomogło. Hinata chyba nigdy nie został postawiony przed podobną sytuacją, bo bałem się, że zaraz mi tu umrze.
Myśl, Bakayama, myśl. Trzeba go jakoś odseparować od tej zasranej burzy.
W tym mieszkaniu, kuchnia, salon i łazienka nie mają okien. Kuchnia odpada, bo będzie słuchać gwizdy wiatru przez wentylację. Salon? A jak Hinata zasłabnie albo zwymiotuje? Nie dostaniesz się po ciemku szybko do kibla. No i właśnie łazienka...
- Okej Hinata – powiedziałem. – Przenosimy się.
- Co? – wymamrotał słabo i drgnął, bo doszło do nas echo odległego pioruna.
- Przenosimy się w cichsze miejsce. Bierz futon.
To nie był dobry pomysł prosić go o coś takiego, bo nie wydawał się być zdolny do jakiegokolwiek wysiłku, trzęsąc się jak osika. Wziąłem futon w jedną rękę a jego w drugą. Jedno i drugie zostawiłem w łazience, wziąłem z kuchni butelki z wodą, latarkę, zapasowe baterie i nasze telefony. Jego już padł, mój niedługo to zrobi. Ech...
Chyba jestem gotowy.
Odpowiednie rozstawienie latarek z wykorzystaniem lustra dało całkiem dużo światła. Zamknąłem drzwi a szparę między podłogą a drewnem zatkałem ręcznikiem. Efekt potężnego rozbłysku możemy wyeliminować. Został tylko sam dźwięk toczącej się ponad nami burzy.
- Suń się – mruknąłem do Hinaty.
- Co?
- Mamy jeden futon a wyobraź sobie, że nie chcę marznąć – powiedziałem. – Suwaj się.
Teraz to nawet ja byłem pewien, że piorun rąbnął w mój dom. A Hinata to już kompletnie spanikował. Owinął się wokół mnie rękami i nogami i czułem jak przyciska głowę do mojej piersi.
- Okej, udusisz mnie – wymamrotałem.
Nawet na to nie zareagował. Siedział pod kołdrą, dusząc mnie a wokół panuje burza. Cudowna noc. Pioruny uderzały to bliżej, to dalej i bez przerwy wył wiatr a ja marzyłem tylko o tym żeby móc zasnąć. Pewnie bym to zrobił, gdybym był sam. Zatkałbym czymś uszy i poszedł spać.
- Spać – ziewnąłem.
Mój telefon wskazywał na trzecią w nocy. Drugą ręką odruchowo głaskałem Hinatę po głowie, co jak odkryłem jakąś godzinę temu, nieco go uspokajało. Dopiero teraz pokazało mi, że jest tutaj jakikolwiek zasięg. Jak tylko się pojawił, mój telefon rozdzwonił się jak szalony. Dzwoniła pani mama i dzwonił mój ojciec. Jako, że mam jakieś priorytety, zadzwoniłem najpierw do matki Hinaty.
- Halo? – zapytałem niepewnie, bo dziwne, że ktoś odebrał o trzeciej w nocy.
- Och, Tobio-kun?! – prawie wrzasnęła mi do ucha. – Dzięki Bogu... nic wam nie jest?
- Nie, aczkolwiek Hinata...
- Wiem, boi się burzy – wymamrotała. – Da radę ze mną porozmawiać?
Odsunąłem słuchawkę i potrząsnąłem tą kupką przerażenia, która dusiła mnie od paru godzin.
- Ej, Hinata. Twoja mama dzwoni. Chcesz z nią porozmawiać?
Miał zaciśnięte powieki i usta i tylko pokręcił przecząco głową.
- Chyba nie da rady – powiedziałem pani mamie.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.