Zwrot ,,musimy porozmawiać" brzmi jakby zaraz ktoś miał oświadczyć, że ma raka albo że właśnie zamordował szczeniaka czy coś w tym stylu. Nic dziwnego, że kiedy Hinata to usłyszał, uznał, że zaraz dowie się czegoś potwornego. Tak jakby już nie było źle.
- Kageyama, ty o tym wiedziałeś? – zapytał zanim jeszcze posadziłem go w swojej kuchni.
- Niby skąd? – wymamrotałem, robiąc nam kolejną porcję herbaty. – Ale chyba nie jestem do końca szczery. Przeczuwałem, że to się może tak skończyć.
Nadal przeglądał całe masy zdjęć i komentarzy na moim facebooku. Gdyby ci wszyscy ludzie cokolwiek mnie obchodzili to od zawartości tych komentarzy mógłbym teraz spokojnie pójść się powiesić. Na całe szczęście, mam ich gdzieś. Hinata najwyraźniej nie.
Ktoś zrobił nam zdjęcia. Mało tego. Ktoś nas nagrał. I to w prawdopodobnie najgorszym możliwym momencie. Część to pewnie moja wina, bo jakbym był przytomny umysłowo to pewnie uniknąłbym sytuacji, w której teraz utknęliśmy.
To było tuż po tym jak wyciągnąłem Hinatę z tej pieprzonej szafki. Był kompletnie przerażony, na początku nie chciał mnie w ogóle puścić. Jedno zdjęcie jak Hinata obejmuje mnie za szyje a ja przyciągam go do siebie. Pewnie gdybym tego nie zrobił, to upadłby na ziemię, ale szczegół. Drugie zdjęcie, nieco później, jak siedzimy przed gabinetem dyrektora. Hinata ma przymknięte oczy, opiera głowę o mnie. Ściska moją dłoń. Tutaj to nawet ja uznałbym, że jesteśmy parą.
Plus było jeszcze to nagranie. Bardzo krótkie. Pamiętam, że byłem wtedy pewien, że Hinata zaraz mi się rozpłacze. Więc nachyliłem się i wyszeptałem mu coś pocieszającego do ucha. Dlaczego musnąłem ustami jego czoło? Boże, żebym to teraz wiedział. Nawet nie pamiętam tego. Na tym nagraniu wszystko wygląda jednoznacznie
W tamtym momencie myślałem o wszystkim tylko nie o tym jak mogę zostać odebrany. To stało na samym końcu listy zaczynającej się od uspokojenia Hinaty, przez zabicie Shiby i znalezienie pani mamy. Teraz będę musiał sobie z tym poradzić.
Uznałem, że lepiej żeby Hinata nie zaczytywał się za bardzo w to co ludzie tam piszą. Miałem pewność, że cokolwiek to jest, nie jest dobre. Zamiast tego podałem mu herbatę.
- Spodziewałeś się tego...? – wyszeptał Hinata.
- Posłuchaj mnie – westchnąłem. – Przepraszam za to – pokazałem na telefon. – Gdybym się lepiej pilnował, może nie byłoby teraz tego problemu. Więc naprawdę, naprawdę przepraszam – popatrzyłem mu w oczy, ale uciekł od tego. – Tylko, że to niczego nie zmienia. Wszystko przez to, co powiedział dyrektor.
- Przecież ten układ... - wymamrotał Hinata. – On jest idealny.
- Pod pewnym względami, tak – przytaknąłem. – Muszę przyznać, że dyrektor świetnie to wykombinował. Sprawił, że nie tylko Shiba nie może cię ruszyć, ale jeszcze musi cię bronić. Tylko, że wielkim minusem tego układu jest to, że musimy wykazać, że zdarzyła ci się fizyczna krzywda. Co teraz powiemy? Że ludzie mówią o tobie? Dla ciebie to dużo, ale dyrektor potraktuje to jak plotki. Nic nie będzie mógł z tym zrobić.
Widziałem jak do Hinaty dociera to, co ja uświadomiłem sobie niemal od razu. Że ten układ to tylko początek prawdziwej wojny, dużo gorszej niż zamykanie w szafce.
- Poza tym... - zmusiłem go żeby na mnie spojrzał. – Jest jeszcze układ między mną a Shibą. I mówi mniej więcej, że ten, który zacznie bójkę, wylatuje ze szkoły. Wygrywa więc ten, który lepiej sprowokuje drugiego. Shiba właśnie mnie prowokuje.
- Te zdjęcia... - wyszeptał Hinata. – Ale ty się nie wkurzyłeś.
- Mówiłem, spodziewałem się podobnej zagrywki. Wiedziałem, że będzie próbował mnie sprowokować i że wykorzysta do tego ciebie a zrobić z nas parę i wcisnąć to innym to chyba najlepsze wyjście. Mogłoby przejść gdybym faktycznie się przejmował.
- Dlaczego się nie przejmujesz?! – Hinata aż uderzył ręką w stół. – Dlaczego ciebie to nie obchodzi?!
- Bo ludzie, którymi się jako tako przejmuję, nie nabiorą się na to – odparłem i dla mnie było to oczywiste. – A cała reszta równie dobrze mogłaby nie istnieć.
Hinacie opadły ręce.
- Naprawdę? – wyszeptał. – Potrafisz być aż takim bucem?
- Jak widać, nawet to się przydaje.
- Ale ja tak nie umiem! Widziałeś co tam ludzie piszą? Żebyśmy zdechli, że najchętniej by nas zabili. I to są ludzie z naszej szkoły.
- I cudownie – zaśmiałem cię. – A w szkole obowiązuje układ o nietykalności ciebie i Shiba musi pilnować żeby żaden nie zrobił ci nic poważniejszego od wyzywania ciebie. Jak dostaniesz pogróżkę, pajac wylatuje. Jak ktoś podstawi ci nogę, wylatuje. To, że będą nas teraz nazywać gejami i pedałami i cholera wie co jeszcze... to można po prostu przeżyć.
Widziałem jak rozpatruje moje słowa pod tym kątem.
- A ty? – zapytał. – Jak ty jego sprowokujesz?
- Już to robię – naprawdę chciało mi się śmiać. – Pewnie teraz gratuluje sobie geniuszu i czeka aż przyjdę do niego żeby go zabić. A co zrobi jak zignoruję to? Jak będę mieć głęboko gdzieś to wszystko?
Czekałem aż Hinata mi odpowie.
- Wkurzy się? – wymamrotał.
- Wkurzy się i pewnie przyjdzie mnie zabić. A wtedy wylatuje. Cudowny układ. Nie muszę nic robić jak tylko czekać.
Patrzyłem na tę małą kulkę słońca. Chciałem go chronić i długo myślałem nad różnymi wariantami. Nad tym co może pójść nie tak. Opcja, która teraz się rozgrywa, może i nie jest najprzyjemniejsza, ale jest najbezpieczniejsza. Niczym więcej nie ryzykujemy jak tylko tym, że przez pewien czas powytykają nas palcami.
Jednak łatwo było mówić coś takiego, kiedy siedziało się bezpiecznie w moim mieszkaniu i było się mną. Z Hinatą tak łatwo to nie pójdzie. Stąd moja misja. Pilnować go jak nigdy.
Ta noc, choć też burzowa, to obyła się bez piorunów i mogłem się w końcu wyspać w moim łóżku. Co innego Hinata. Kiedy zadzwonił budzik i spojrzałem na niego z góry, wydawało mi się, że nawet nie zmrużył oka. Miał głębokie ciebie pod oczami i był już nie blady a siny.
- Musimy tam iść? – zapytał mnie. – Nie możemy tu zostać? Tak przez dwa lata co najmniej? Aż Shiba wyjdzie ze szkoły?
- Nie. Obiecałem twojej mamie, że cię przypilnuję.
Obiecałem wiele rzeczy wielu ludziom, ale większość tych obietnic się pokrywa. I mam zamiar ich dotrzymać. Dlatego zapakowałem mu drugie śniadanie i wyciągnąłem z mieszkania. Wlókł się smętnie za mną a im bliżej szkoły byliśmy tym bardziej zwalniał. Przed samym wejściem po prostu się zatrzymał. Ludzie już pokazywali nas sobie palcami.
- Chodź – powiedziałem. – Pamiętaj, że dajesz wygrać Shibie za każdym razem jak myślisz o ucieczce.
- Więc wygrał już jakieś milion razy – odparł Hinata i wyglądał jakby zaraz miał wpaść w panikę. – Ja tam nie wejdę. Nie ma mowy.
Dobra, plan B.
Splotłem nasze dłonie.
- Co ty wyrabiasz?! – pisnął.
- Próbuję ci pomóc.
- Teraz to już na pewno wezmą nas za parę!
- A niech sobie myślą co chcą.
- Kageyama, zabiję cię!
Puścił moją rękę i po prostu wbiegł do szkoły.
Tak. To był dokładnie tak okropny dzień jak sobie wyobrażacie. Szkoda tylko, że dopiero pierwszy z tych wszystkich, które jeszcze miały nadejść.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.