Wiem o tym

4K 523 581
                                    

Zgubiłem go podczas przerwy obiadowej, ale miałem przeczucie gdzie może być. Stał w progu schowka w naszej hali sportowej. On opierał się o jedną framugę, ja oparłem się o drugą.

- Jak strasznie wszystko musiało się pomieszać – mamrotał. – Że to miejsce wydaje mi się najlepszym na świecie?

- Wiesz... To tylko schowek – powiedziałem. – Wydaje mi się, że są gorsze miejsca niż schowek.

- Na przykład?

- Na przykład mógłbyś siedzieć podczas burzy z piorunami na szczycie jakiegoś drzewa.

Widziałem jak przechodzą go dreszcze.

- Ta burza była straszna – wymamrotał. – A potem...

- To też była część planu Shiby. Zobacz jak świetnie to wykombinował. Wykorzystał burzę na swoją korzyść. W czasie jej trwania mało kto miał w okolicy dostęp do internetu. Kiedy wszystko się uspokoiło, nagle wszyscy weszli na facebooka, gdzie już czekał Shiba. Afera tym większa im więcej ludzi ją zobaczyło.

- Wkurza mnie, że omawiasz to jak problem w matematyce – Hinata założył ręce na piersi.

- To tylko głupi plan jednego nastolatka – prychnąłem. – Naprawdę nic nam nie będzie.

Czułem, że ktoś mnie obserwuje. Na hali pojawił się nasz kapitan. Pewnie słyszał o czym rozmawiamy.

- Miałeś rację – westchnął kapitan, patrząc na mnie. – Zaczęła się prawdziwa wojna. Jak sobie radzicie?

Wzruszyłem ramionami, ale Hinata wbił wzrok w ziemię. Kapitan chyba zaczął rozumieć co miałem na myśli, mówiąc, by bronić Hinaty za wszelką cenę od bycia wciągniętym w to wszystko.

- Jeśli was to pocieszy – prychnął kapitan. – To za tydzień mamy obóz sportowy w Tokio.

Teraz nawet Hinata się ożywił.

- Na serio? – zapytał.

- Serio, serio.

- To już coś – powiedział. – Trzeba wytrzymać tylko tydzień...

Spojrzałem na kapitana. Jak dobrze, że miałem go do pomocy. Dwie rzeczy dobrze działają na Hinatę. Jedzenie i siatkówka. Dostanie więc obie. Tylko, że wytrzymać w tej szkole o zdrowych zmysłach okazało się strasznie trudno. Dosłownie, wszyscy żyli tylko tą jedną wiadomością. Że jesteśmy parą.

Widziałem uśmieszki Shiby i jego kumpli. Obserwowali mnie i czekali, kiedy stracę panowanie nad sobą. Im mocniej czułem się przez nich obserwowany tym mocniej się pilnowałem i nie odstępowałem Hinaty na krok. Lepszego planu już nie wymyślę.

Sytuacja trochę się polepszyła, kiedy do miasta wróciła pani mama i Natsu. Hinata mógł wrócić do domu i choć fajne się nam razem mieszkało, cieszył się jak nigdy, że jego mama już jest.

- Ktoś pokazywał mi wasze zdjęcia w internecie – powiedziała na wstępie. – Jesteście parą?

Hinata tylko uderzył głową w ścianę.

- Nie – odparłem za niego. – Nie jesteśmy.

- Och – pani mama szczerze się zasmuciła. – To szkoda.

- Mamo! – wrzasnął Hinata. – Nie zaczynaj!

- Przecież jeszcze nic nie powiedziałam.

- Jeszcze?!

- Ale skarbie, zobacz jaki Tobio-kun jest fajny...

- MAMO!

- Okej, już nic nie mówię.

Mimo trudnego początku, nic nie mogło popsuć humoru Hinaty, kiedy wrócił na swoje. Kiedy byłem u niego, dostałem jeszcze więcej domowego ciasta i dobroci serca jego matki. Coś dużo lepszego niż moje cztery ściany, w których siedzę sobie sam.

- Dziękuję ci, kochany – powiedziała do mnie pani mama, kiedy miałem już wychodzić. – Za to, że zająłeś się Shoyo. Chyba nie mógł zrobić nic lepszego niż wybrać ciebie – rozejrzała się konspiratorsko i nachyliła ku mnie. – Wydaje mi się, że jest w tobie zakochany.

Jakoś samoistnie wyszczerzyłem się zupełnie jakbym był Hinatą. Chyba przejmuję ich nawyki.

- Wiem o tym – powiedziałem.

- Och – mruknęła. – To świetnie!

Wtedy, kiedy dla czystej przyjemności wracałem do własnego domu piechotą, myślałem nad tym co zrobiłem i co jeszcze muszę zrobić żeby osiągnąć mój plan. Myślałem, że mam wszystko przygotowane. Że sam siebie przygotowałem. Że zostało mi tylko oglądać przedstawienie przy popcornie.

Ciekawi mnie ilu wielkich ludzi przegrało tylko dlatego, że w którymś momencie zaczęło myśleć o sobie lepiej niż było naprawdę. Pozwoliłem sobie wmówić, że cały ten chytry plan Shiby kręci się wokół mnie. Wiecie kiedy sobie pomyślałem, że jestem głupi? Kiedy było już za późno.

Ale na razie, pewny zwycięstwa, schodziłem sobie ze wzgórz, obserwując jak banda jakiś kretynów usiłuje wspiąć się na nie. 

Moje prywatne słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz