Jeśli mam mówić szczerze, nie dostałem pełnej odpowiedzi na żadne pytanie więc albo jestem tępy, albo są sprawy, o których nie dowiem się inaczej niż od źródła. A nie jestem w stanie zapytać źródła, bo wiem, że niektóre z tych rzeczy powodują, że tak po prostu wybucha płaczem. Nie jestem sadystą. Chcę, żeby był szczęśliwy. Próbuję go uszczęśliwić. Próbuję go chronić. Nie mogę być tym, który go męczy.
- W waszym gimnazjum musiało się coś stać Hinacie – powiedziałem im wtedy. – Dyrektor powiedział mi, że mama Hinaty sprawiła, że wasze gimnazjum spadło z pierwszego na szóste miejsce jeśli chodzi o ranking szkół w prefekturze. Pomyślałem, że te dwie rzeczy muszą być ze sobą powiązane.
Spojrzeli wtedy po sobie.
- To nie jest coś o czym można tak sobie opowiadać – odpowiedział mi jeden z nich. – Ważne jest tylko to, że w kontekście tamtych zdarzeń, zawiedliśmy Shoyo. Widzieliśmy, że jest nieszczęśliwy a mimo to nikt nie zareagował.
- Wszyscy myśleliśmy, że to nie nasza sprawa – wtrącił inny, zwieszając głowę. – Że nie będziemy mieszać się w cudze problemy. Po co sobie komplikować życie takimi sprawami?
- Dlatego ty, przy nas, wydajesz się być prawdziwym przyjacielem – powiedział jeden z nich, a wszyscy mieli te same, cierpkie uśmiechy. – Obiecasz Kageyama-kun? Obiecasz, że naprawisz to, co my schrzaniliśmy... że ty nie odwrócisz wzroku?
Uśmiechnąłem się do nich szczerze.
- Oczywiście, że zajmę się nim – powiedziałem im. – I nie potrzebuję do tego tej obietnicy.
To tyle jeśli chodzi o rozterki moralne. Jedno pytanie to nadal więcej niż nic. Muszę wykorzystać ten tymczasowy spokój, kiedy Shiba trzyma się jeszcze ode mnie z daleka. Nietykalność Hinaty oznacza, że pajac musi teraz pomyśleć nad subtelniejszymi sposobami na terroryzowanie nas. Układ, który wymyślił dyrektor jest dobry, ale nie najlepszy. Jeśli i ja i Hinata mamy dożyć trzeciej klasy, Shiba musi tę szkołę opuścić – żywy lub martwy, akurat to nie jest dla mnie ważne.
Wszystko, czego się dowiedziałem lub co wydedukowałem, rozrysowałem sobie na kartce. W środku tego wszystkiego było ,,Jak załatwić pajaca?". To mój priorytet. Cel numer dwa: dbać o Hinatę. Powiesiłem to sobie na lodówce obok kartki ,,Zabiję cię". Gdyby ktoś wszedł teraz do mojego mieszkania, uznałby mnie za psychopatę.
A propos gości... Kiedy usłyszałem dzwonek, wrzuciłem te kartki za kredens. Za drzwiami stał Hinata z wielką torbą podróżną a za nim jego mama i siostra.
- Dzień dobry – powiedziałem niepewnie.
- Nie przeszkadzamy? – zapytała pani mama.
- Oczywiście, że nie. Proszę wejść.
Serce waliło mi jak oszalałe tylko dlatego, że dziękowałem sobie w myślach, że wczoraj, niemal w nocy, zachciało mi się sprzątać dom. Dlatego teraz kobieta, którą bardzo szanuję, weszła do miejsca, które wygląda jak przyzwoicie utrzymany dom.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem – powiedziała pani mama, rozglądając się. – Jesteś bardzo samodzielny, Tobio-kun i... Czy ja czuję curry?
Pokazałem jej na garnek, który stał na kuchence.
- Akurat gotuję – powiedziałem. – Szkoda, że nie mam żadnego ciasta żeby was poczęstować.
- Nie, nie kłopocz się! – dostałem najpiękniejszy uśmiech pani mamy. – Właściwie to przyjechałam tylko na chwilkę, żeby z tobą porozmawiać i ewentualnie, prosić cię o przysługę.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.