Nie obudził mnie budzik. Ojciec wparował do mojego pokoju i otworzył okno jak szeroko się dało. Dostałem w twarz wodą. Najwyraźniej musiało mocno padać.
- O której wróciłeś? – zapytał mnie.
- A ty?
Popatrzeliśmy sobie w oczy. Widziałem uśmiech czający się na jego twarzy.
- Nie mam nic przeciwko żebyś czasem poszalał, w końcu jesteś w liceum, ale... Wracanie do domu nad ranem w środku tygodnia to nie do końca dobry pomysł.
- Już to do mnie dotarło – ledwie wstałem z łóżka, a już czułem, że nawet odrobinę nie wypocząłem.
- Podziękowałeś tej pani?
- Podziękowałem. Dałem jej kwiaty. Zjadłeś to co mi dała?
Po jego minie poznałem, że mój zapas jedzenia na tydzień skurczył się do resztek dla jednej osoby. Nawet mi je łaskawie postawił na stole żebym potraktował to jako śniadanie. Cholerny ojciec.
- Wracasz do Osaki jutro wieczorem czy pojutrze rano? – zapytałem go.
- Raczej rankiem, a czemu pytasz?
- Zdążę jeszcze coś ugotować – widziałem jego wzrok. – Kogo chcesz oszukać? Pewnie jesz głównie te zupki błyskawiczne z supermarketu. Dostaniesz wrzodów żołądka na starość.
Wychodząc, słyszałem jak mamrota coś o zarozumiałych smarkaczach. To mój ojciec, ale przysięgam, wszystko jest prostsze, kiedy jednak jesteśmy daleko od siebie.
Bardziej wleciałem do szkoły niż wbiegłem, bo pogoda się pogarszała i groziło mi zostanie zdmuchniętym. Ale lepiej wyglądał tylko Hinata. On oczywiście, niezależnie od wszystkiego, jeździł do szkoły rowerem. Żeby nie przemoknąć, ubrał się w nieprzemakalny kostium i teraz ścigał z siebie foliowe spodnie. Kiedy nasz wzrok się spotkał, larwa poczerwieniała.... bardziej zbordowiała na twarzy. Złapał swoje rzeczy i uciekł.
Wmurowało mnie w ziemię. Spodziewałem się, że może być... no nie wiem... zły albo coś... ale to, że uciekł? Kto wiedział?
Kiedy polazłem za nim do tej świątyni, nie miałem zamiaru wypytywać go o cokolwiek, bo bałem się, że Hinata spanikowałby i uciekł przed tym. Poza tym, nie byłem do końca pewien czy byłem gotowy znać prawdę a czułem, że JEGO prawda mogłaby mnie zwalić z nóg. Po prostu za nim poszedłem, cholera wie po co.
- Kageyama? – pisnął, pociągając nosem. – Co ty tu robisz?
- Śledzę cię – powiedziałem pierwsze, co przyszło mi na myśl.
- Weź nie żartuj! To nie jest śmieszne. Moja mama cię nasłała?
- A wie gdzie jesteś? Czy raczej myśli, że poszedłeś biegać?
W czasie tej krótkiej wymiany zdań podchodziłem coraz bliżej do niego. W tym półmroku bardzo słabo go widziałem. Zdecydowanie za grube ubranie, jak na tę porę roku sugerowało, że miał zamiar tutaj dłużej posiedzieć. To źle. Zamarznę jeśli będę tutaj tak siedział w bezruchu.
- Nie mów mojej mamie, że kłamałem – poprosił. – Obiecałem, że nie będę jej okłamywać.
- Dobrze ci idzie – sarknęłam, ale chyba tego nie słyszał.
- Jak tu trafiłeś?
- Mówiłeś mi o tym miejscu.
- Naprawdę? – był szczerze zaskoczony. – Muszę chyba myśleć co mówię.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.