Dobra, przyznaję się bez bicia. Lubię patrzeć jak lata. Normalnie ludzie skaczą. Na ułamki sekund wiszą w powietrzu a potem opadają ciężko na ziemię. Hinata lata. Wystawiłem mu ze zwykłej próżności. Asahi miał czystszą pozycję, ale to był już koniec treningu. Larwa wyglądała jakby miała zaraz znowu paść z wyczerpania. Zaryzykowałem. Posłałem piłkę wysoko i trochę wolniej niż zazwyczaj. Tak, by zdołał do niej skoczyć. Kiedy drużyna przeciwna nie dała rady do niej podbiec, Hinata cieszył się jak dziecko.
- Kageyama-kuuun! Widziałeś to? – pisnął. – Widziałeś jakie to ładne było?!
Nie, to nie było ładne, tak chciałem mu powiedzieć. Jesteś tylko małą larwą, która psuje dziewięćdziesiąt dziewięć procent odbiorów, osiemdziesiąt procent zagrywek i ledwie radzi sobie z blokiem. Raz na jakiś czas udaje ci się zdobyć punkt, bo wcześniej spędzam mnóstwo czasu przygotowując sytuację dla ciebie. Jeśli coś tu jest ładne, to ja i moja gra.
Ale w życiu nie powiedziałbym tego człowiekowi, którego zasmuca widok bezpańskiego psa.
- Tak, to było ładne – ledwie przeszło mi to przez gardło.
Kolejny kciuk w górę od kapitana. Powinienem dostawać naklejki, łatwiej byłoby je liczyć.
- Dobra, koniec na dzisiaj! – zarządził Daidzi. – Rozciągamy się!
I dzięki Bogu. Dwa razy oberwałem w moją obitą twarz. Raz to mógł być jeszcze przypadek. Ale za drugim ktoś tutaj bardzo chce swojej śmierci. Tak, mówię o tobie pieprzony Dinozaurze.
Pomogłem pozbierać piłki i obróciłem się.
- Iuć!
Hinata wpadł na mnie i rąbnął o ziemię. Szybko postawiłem go na nogi.
- Uważaj jak łazisz – westchnąłem. – Nie jest ci słabo?
Pokręcił przecząco głową.
- Obiecałem mamie, że nie będę się już przetrenowywał – powiedział. – A właśnie! – pisnął. – Mama zaprosiła cię na ciasto. Specjalnie się dzisiaj postarała.
Zerknąłem na zegarek. Jak ja mam jeszcze ogarnąć lekcje?
- No nie wiem, Hinata – mruknąłem. – Jest trochę za późno.
- Aaa... Twoi rodzice będą źli?
- Nie o to chodzi – odparłem zgodnie z prawdą, bo ostatnio mojego ojca widziałem tak gdzieś z tydzień temu. – Pamiętasz? Szkoła i te sprawy. Też powinieneś się pouczyć.
Zrobił taką minę jakbym mu kazał jeść brokuły.
- Tak Hinata, szkoła – powtórzyłem dla pewności i mimowolnie roztrzepałem mu włosy. – Jedź już na szczyt tej swojej góry.
- Jesteś niemiły, Kageyama-kun.
Nie, po prostu jeśli nie zdasz to wtedy kapitan uzna, że to wina mojego niedopilnowania obowiązków. Pomachałem mu, słysząc za sobą pogardliwe prychnięcie.
- Coś ci nie pasuje? – warknąłem.
Dinozaur tylko wzruszył ramionami.
- Wciąż zadziwia mnie jakim dobrym przyjacielem potrafisz być – powiedział okularnik.
- Masz jeszcze jakieś mądrości?
Rozejrzał się dyskretnie.
- Słyszałem ostatnio coś, co brzmiało jak plan rozkwaszenia ci twarzy.
- Shiba?
- Shiba.
Odruchowo dotknąłem opuchlizny.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.