- Więc nie wiesz kto ro zrobił? – zapytał szkolny pedagog.
- Nie wiem – przyznał Hinata. – Nie widziałem... stałem tyłem... W następnej chwili ktoś mnie wepchnął do szafki i zatrzasnął ją... Słyszałem tylko śmiech... więc na pewno był to chłopak.
- A co z monitoringiem szkolnym? – wtrąciłem. – Przecież były tam kamery.
- Sprawdzaliśmy je – powiedział pedagog. – Ale ta szafka to akurat martwy punkt. Widać tylko nieznaczny ruch... nic więcej.
- Więc można zrobić komuś coś takiego i być bezkarnym?! – byłem bliski tego stanu, w którym rozbijam czyiś łeb o ścianę i chyba pedagog to wyczuł, bo odsunął się ode mnie.
- Proszę mi wierzyć, Kageyama-kun, że nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej...
Naprawdę bym go walnął gdyby nie to, że Hinata ściskał moją dłoń z siłą imadła. Wydawał się spokojny, ale to tylko złudzenie. Cały się trzęsie i nie chce puścić mojej ręki a to nie jest coś, co robi zazwyczaj. Jego mama obiecała, że przyjedzie tutaj jak tylko zostawi u kogoś chorą Natsu. Do tej pory ja z nim siedziałem. Plus ten bezużyteczny pedagog. Czułem, że każda chwila, w której nie przerabiam Shiby na miazgę to chwila stracona. Nikt mi nie wmówi, że to nie był on. I pozwala sobie na coraz więcej.
Pani mama przyjechała dziesięć minut później. Wyglądała jakby zrezygnowała ze strojenia się na rzecz pośpiechu. Założyła bluzkę na lewą stronę.
- Dziękuję, kochany – uśmiechnęła się do mnie a potem spojrzała na pedagoga tak, że musiał uznać mnie za miłego człowieka. – Kto to zrobił mojemu synowi?!
- Nie wiemy, pani...
- Cytując pana dyrektora z chwili, kiedy zapisywałam tu Shoyo, podobno macie tutaj stuprocentowe bezpieczeństwo uczniów i brak tolerancji dla przemocy – pani mama też z trudem powstrzymywała się przed pobiciem kogoś. – Więc dlaczego do cholery przyjeżdżam tutaj co tydzień żeby wysłuchiwać jak ktoś znęca się nad moim synem?! – spojrzała na mnie. – Czy to był ten Shiba?
- Albo on albo ktoś z jego kumpli – powiedziałem.
- Nie ma na to dowodów... - zaczął pedagog.
- Chrzanić dowody – powiedzieliśmy jednocześnie.
- Tylko on ma jakiś problem – dodałem.
- Może ja z nim porozmawiam? – mruknęła pani mama.
Pewnie zrobilibyśmy niezłą rozróbę w szkole gdyby nie przyszedł wtedy dyrektor. Wyrzucił mnie stamtąd i uspokoił matkę Hinaty. Nie wiedziałem co mam z sobą zrobić poza pójściem do Shiby i zabiciem go. I co z tego, że nie mam dowodów? Potrzebuję jakiś żeby kogoś zabić?
Pół godziny później wyszedł dyrektor.
- Za mną, Kageyama – powiedział.
- Ale...
- Po prostu milcz.
Nie zostało mi nic innego jak pójść za nim. Zapukał do jednej z klas.
- Czy mogę poprosić Shibę? – słyszałem jak to mówi.
Z klasy wyszedł Shiba we własnej osobie. Ludzie wyciągali szyje żeby zobaczyć co się dzieje. Dyrektor kazał nam pójść za sobą do swojego gabinetu. Po drodze mogliśmy tylko patrzeć na siebie z nienawiścią. Dyrektor zamknął za sobą drzwi i usiadł za biurkiem.
- Słuchajcie mnie obaj – po głosie poznałem, że chyba jest wkurzony. – Mam dosyć was obu i waszej głupiej wojny. Trzeci raz tłumaczę się pani Hinacie, że wcale nie robię wszystkiego żeby zabić jej syna. A to jest kobieta, która sprawiła, że najlepsze gimnazjum w prefekturze jest teraz na szóstym miejscu. Nie chcę tego samego tutaj. Shiba – spojrzał na irokeza.
CZYTASZ
Moje prywatne słońce
FanfictionWidziałem go wiele razy wcześniej, ale wtedy zobaczyłem go naprawdę po raz pierwszy. Hinata Shoyo, człowiek, który potrafi latać. Patrzyłem na niego i już wiedziałem, że nie umiem odwrócić wzroku. Że zmusi mnie do patrzenia na siebie przez wieczność.