2.2

1.2K 83 10
                                    

Max prowadził mnie do pokoju, w którym znajdowała się moja rodzina. Chłopak wydawał się niezwykle podekscytowany zaistniałą sytuacją. Wręcz drżał z podniecenia. Mijaliśmy po drodze wielu jego sprzymierzeńców. Niemal każdy z nich wyglądał na psychopatycznego mordercę, co jeszcze bardziej potęgowało mój niepokój. W powietrzu unosiła się negatywna aura. W skupieniu i milczeniu pokonywaliśmy kolejne korytarze, aż w końcu dotarliśmy do tego właściwego. Ich zapach stał się bardzo intensywny... Czułam smutek matki, Strach Zoe i gniew Tylera. Instynktownie wyprzedziłam Maxa i podbiegłam do drewnianych okazałych drzwi, za którymi niegdyś znajdowała się sypialnia rodziców. Drżącą dłonią chwyciłam za klamkę. Zastygłam w bezruchu. Max pogwizdując, podszedł do mnie.
- Zamierzasz kiedyś otworzyć te drzwi?
- Zamknij się. - Warknęłam, przełykając ciężko ślinę.
Bałam się. Nie wiedziałam, jak się mam zachować wobec rodziny. Czekałam na dzień, gdy będę mogła przytulić matkę, ale nie sądziłam, że będzie mi to dane zrobić w tak okropnych okolicznościach.
Delikatnie uchyliłam drzwi. Chwiejnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Łzy spłynęły mi po policzkach.
- Phoebe! - Melodyjny dziecięcy głosik wywołał u mnie falę dreszczy.
Zoe rzuciła się w moją stronę. Od razu wzięłam siostrzyczkę w ramiona i mocno ją do siebie przytuliłam. Zaraz potem dostrzegłam przy sobie matkę. Wyglądała okropnie. Włosy w nieładzie. Twarz opuchnięta od płaczu. Była taka chuda... Zoe niechętnie odsunęła się ode mnie i wycofała się w bok, umożliwiając mi tym samym dojście do rodzicielki. Elizabeth Marshall zamknęła mnie w silnym uścisku, zanosząc się przy tym płaczem.
- Mamusiu jestem już przy was. - Wyszeptałam w jej włosy.
Kobieta ścisnęła mnie jeszcze mocniej.
- To niezwykle wzruszające....
No tak. Zapomniałam, że Max wciąż jest za mną.
- Mógłbyś zostawić nas samych? - Wyrzuciłam z siebie, nawet się do niego nie odwracając.
- Jak sobie życzysz kochanie. Pogrzeb Charlesa odbędzie się po zmroku. Macie trochę czasu, żeby się przygotować.
Max opóścił pomieszczenie, pogwizdując przy tym radośnie. Elizabeth w końcu wypuściła mnie z silnego uścisku. Niestety dalej milczała. Drżącymi dłońmi musnęła moje policzki, po czym znów zaczęła płakać. Pomogłam rodzicielce dokuśtykać do łóżka. Kobieta usiadła na nim i schowała twarz w dłonie. Usiadłam obok niej i pozwoliłam, by ta znów do mnie przywarła. Dopiero teraz dostrzegłam, że Tyler obserwuje nas, trzymając się w kącie pomieszczenia.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
Mój głos zadrżał. Tyler wyglądał... zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że zmężniał.
- W końcu raczyłaś do nas wrócić. Szkoda, że ojciec musiał zginąć, byś wreszcie ruszyła dupę.
- Tyler! - Ku mojemu zdziwieniu to Zoe zabrała głos.
- No jasne. Broń ją! - Brat był wściekły.
- Chciałam do was wrócić, ale ojciec... - Usiłowałam się bronić.
- Tak, tak... zawsze znajdziesz jakąś wymówkę.
Nie poznawałam własnego brata. To już nie był ten sam chłopak. Tyler w końcu ruszył się z miejsca. Powędrował w stronę starego radia, które stało na komodzie. Włączył pierwszą lepszą stację i podszedł do mnie.
- Masz jakiś plan?
Sprytne. Muzyka zagłuszała naszą rozmowę.
- Wydostanę was stąd.
- Niby jak? Masz jakąś armię? Tylko w taki sposób możesz pokonać tego gnoja.
- Tyler... - Znów upomniała go dziewczynka.
Matka dalej niepokojąco milczała. Zdawała się nas w ogóle nie słuchać.
- Mój chłopak szuka przyjaciół ojca. Tych, którym udało się uciec i tych, którzy dotychczas nie zareagowali.
- To bez sensu. Nie pomogą nam. Max jest zbyt potężny. Ma ogromne wpływy. Nikt nie zaryzykuje.
- Myślę, że to może wypalić. Potrzebują jedynie kogoś, kto ich poprowadzi.
- Niby kto to ma być?
- Ja.
- Nie było cię tyle czasu... masz status wygnanej córki, która była niegodna, by mieszkać wraz z rodziną i myślisz, że inne stada tak po prostu się do ciebie przyłączą.
- Tak, jeżeli chcą zakończyć ten terror.
- Nie zrobią tego.
- Potrafię być przekonywająca. Musimy jedynie sprawić, by Max stracił czujność.
- Nie będę się przed nim płaszczyć, jeżeli ci o to chodzi. - Tyler warknął złowrogo.
- Musimy współpracować. Wieżę, że nam się uda, ale to może trochę potrwać.
- Jesteś głupia.
- Lepsze to niż nic. Od czegoś trzeba zacząć!
- Żebyś się tylko nie rozczarowała...

Zbliżał się czas pogrzebu. Wraz z Zoe przygotowywałyśmy matkę do wyjścia. Tyler natomiast postanowił udać się do swojego pokoju. Na szczęście Max wydzielił dla mojej rodziny całe piętro i nikt z jego ludzi nie miał prawa się tu pałętać. Delikatnie rozczesałam szczotką długie włosy mamy. Kobieta wpatrywała się ślepo w lustro. Znów gdzieś odpłynęła...
- Jest z nią coraz gorzej. - Jęknęłam mała Zoe. - Od śmierci taty w ogóle się nie odzywa.
Zmartwiło mnie to jeszcze bardziej.
- A jak ty się trzymasz. - Spojrzałam na dziewczynkę, która siedziała na krześle obok nas. Miała na sobie czarną sukienkę z ogromną kokardą przepasaną w pasie.
- Muszę być silna. Tego chciałby tata. - Dziewczyna podniosła do góry główkę i zamrugała kilkakrotnie.
- Owszem.
- Cieszę się, że tu jesteś. Tak między nami... naprawdę wieżę, że jesteś w stanie tego dokonać.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niej.
Nagle z rozmowy wyrwało nas czyjeś pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi, a na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Max... Chłopak nie czekając na pozwolenie, wparował do pokoju.
- Wszyscy już na was czekają! - Danvers miał na sobie elegancką czarną koszulę z podwiniętymi rękawami do łokci i tego samego koloru eleganckie spodnie. Włosy jak zawsze miał w ogromnym nieładzie, a jego błękitne oczy wręcz błyszczały w półmroku, który panował w pomieszczeniu.
- Mamo... jesteś już gotowa? - Spojrzałam na rodzicielkę.
Ta w końcu nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. Rzecz jasna nie odezwała się. Jedynie skinęła delikatnie głową. Zoe poderwała się z krzesła i złapała Elizabeth za rękę. Kobieta ruszyła wolnym krokiem do wyjścia z pokoju. Wstałam z łóżka i wygładziłam dłońmi sukienkę, którą wzięłam wcześniej ze swojego pokoju. Ostatni raz miałam ją na sobie na pogrzebie wujka, którego zamordował mój ojciec.
- Pięknie wyglądasz. - Z zamyślenia wyrwał mnie Max, który zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
Instynktownie się od niego odsunęłam, co mu się nie spodobało.
- Spokojnie wilczku.
Chłopak ujął w dłonie moją twarz i zmusił do tego, bym spojrzała na niego. W tej samej chwili zacisnęłam dłonie w pięści, a moje oczy przybrały żółtą barwę.
- Tylko bez scen Phoebe... to w końcu pogrzeb twojego ojca...
Przełknęłam głośno ślinę, na co Max się jedynie uśmiechnął. Bez zbędnych komentarzy wysunął w moją stronę łokieć, bym złapała go pod rękę.
- Chyba zwariowałeś...
- Naprawdę chcesz o tym dyskutować? Czy mam pstryknąć palcami by moi ludzie rozerwali na strzępy twoją rodzinę?
Przygryzłam mocno wargi. Poczułam w ustach krew. Bez słowa zapałam Maxa pod rękę i zeszliśmy na dół. Pogrzeb ojca miał odbyć się za posiadłością. Max wyprowadził mnie wraz z rodziną na główny plac, na którym znajdował się tłum ludzi. Żadnego z nich nie znałam. Mężczyźni i kobiety spoglądali na nas z ciekawością wymalowaną w oczach. Karciłam się w duchu, że tak nisko upadłam i trzymam się Maxa. Wilkołaki tworzyły ogromny krąg. W środku znajdował się niewielki drewniany podest bogato przyozdobiony, a na podeście spoczywał mój ojciec. Poczułam ogromny smutek, gdy go zobaczyłam. Max mniej więcej w połowie drogi do podestu zatrzymał się, by pozwolić mi wyswobodzić się z jego uścisku.
- Czyń honory. - Wskazał dłonią na mego ojca.
Wraz z matką, która nie mogła powstrzymać się od płaczu i rodzeństwem, które starało się tłumić uczucia, weszłam w środek kręgu. Max założył dłonie na piersi i z uwagą wpatrywał się we mnie. Rozejrzałam się dookoła. Czułam się nieswojo w towarzystwie tych wszystkich nieznanych mi osób. Charles Marshall ubrany był w jego garnitur na specjalne okazje... Wraz z rodziną podeszliśmy do niego. Zoe nie wytrzymała. Chciała przytulić się do ojca, lecz Tyler złapał ją za nadgarstek. Dziewczyna usiłowała wyrwać się bratu. Ten jednak nie odpuszczał.
- Daj jej się pożegnać. - Wyszeptałam.
Tyler rzucił w moją stronę wrogie spojrzenie, po czym puścił Zoe. Ta od razu przylgnęła do ojca, szlochając w jego ramię. Mimo wszystko Max doskonale się nim zajął. Od śmierci ojca minęło trochę czasu, a jednak mężczyzna wyglądał naprawdę dobrze. Wręcz można by powiedzieć. Dostojnie. Zupełnie tak, jakby nie był martwy, a tylko spał... Gdy Zoe w końcu odsunęła się od ojca, następna w kolejce była matka. Kobieta dostała kolejnego ataku. Jej płacz zamienił się w przeraźliwy skowyt. Razem z Tylerem oderwaliśmy ją od martwego ojca. Kobieta w końcu skapitulowała i upadła na kolana. Zrozpaczona Zoe przytuliła się do niej. Tyler rzucił w stronę Maxa mordercze spojrzenie, po czym z powrotem spojrzał na Charlesa.
- Zapłaci nam za to. - Wysyczał przez zęby, po czym dołączył do matki i siostry, które stały już w znacznej odległości od podestu.
No i w końcu przyszła kolej na mnie. Chwyciłam ojca za chłodną dłoń. Nie wiedziałam, czy mam coś powiedzieć. Szukałam słów, które mogłyby odwzorować moje uczucia. Ostatecznie postanowiłam milczeć. Spojrzałam na rozpaloną pochodnię, która stała przy podeście. Max pozwolił, by mój ojciec miał pogrzeb, który od pokoleń był w naszej rodzinie tradycją. Ostatni raz spojrzałam na twarz taty. Przejawiał się na niej niepokój. Zupełnie tak, jakby nawet po śmierci się o nas martwił. Wzięłam do ręki pochodnię i zbliżyłam ją do drewnianego podestu. Usłyszałam za sobą krzyk matki. Znów siłowała się z Tylerem. Podpaliłam jedną z drewnianych belek. Również zaczęłam płakać. Drewno zajęło się ogniem. Zaraz potem ciało mego ojca. Zapanowała cisza. Podeszłam do rodziny. Wzięłam w ramiona matkę i zaczęłam szlochać w jej włosy. Tyler przytulił do siebie Zoe. Ogień w końcu pochłonął Charlesa Marshalla. W tej samej chwili stała się rzecz, której nikt się nie spodziewał. Tym samym dała nam ona nadzieję. Nie byliśmy sami. Z okolicy dotarło do nas wycie. Nie był to jeden osobnik. Było ich naprawdę sporo! Wycie dobiegało z różnych stron. Wycie żałobne. Działo się tak, gdy Alfa stada umierał. Wtedy cała jego wataha zbierała się w jednym miejscu i wyła do księżyca na cześć swego przywódcy. Poczułam na ciele dreszcze.
- Nie jesteśmy sami! - Krzyknęłam do brata, który stał w osłupieniu.
Wycie nie ustępowało. Max wpadł w szał.
- Zabić ich! Wszystkich!
Jego ludzie, którzy wcześniej tworzyli krąg, rozproszyli się na wszystkie strony. Tyler spojrzał na mnie porozumiewawczo. Razem zawyliśmy do naszych sprzymierzeńców. Nie byliśmy sami. Mieliśmy wsparcie. Gdzieś tam są wilkołaki, które mogą nam pomóc zgładzić Maxa.
Wściekły Danvers podszedł do mnie i złapał mnie mocno za ramię.
- Zostaw mnie! - Warknęłam i przybrałam postać wilkołaka.
Max jednak tylko wzmocnił swój uścisk. Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, jego pomocnicy pochwycili moją matkę, Zoe i Tylera.
- Nie rób głupot.
Wróciłam do postaci człowieka. Nie mogłam ryzykować.
- Do domu! Już! - Chłopak pchnął mnie w stronę wejścia do posiadłości.
Nim przekroczyłam próg wejścia, usłyszałam z oddali kolejną falę wycia. Tym razem jednak była ona wzmocniona o jeden dodatkowy ryk. Ryk, który doskonale znałam. Wszędzie bym go rozpoznała.
- Derek. - Wyszeptałam.
Wtem wycie ustało.  

Lost And Found (Anulowano)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz