Rozdział 13

366 34 10
                                    

Dedykuję sakuja_3 za jej cudowne teksty z YOI. Dzięki niej miałam natchnienie, by szybko napisać ten rozdział.

- Kto tu jest rybą, smarkulo?!- wrzasnął wyższy mężczyzna- Tak Ci przyje...

- Spokojnie, Kisame. Nie jesteśmy tu byś darł się na dzieci.- upomniał go drugi widząc chęć mordu na czerwonowłosej za użycie tego "pieszczotliwego" określenia.

Młodszy, niższy kilka centymetrów, o długich, ciemnych, spiętych z tyłu w niski kucyk włosach miał czarne, nieprzeniknione oczy. Obaj, szatyn i rekinowaty, niebieskoskóry, nosili identyczne czarne płaszcze w czerwone chmurki. Ręce ich były schowane w szerokich, długich rękawach. Na plecach wyższy nosił miecz owinięty bandażem. Ten sam, który genjutsu ukazało obok pnia.

Kitsune nie lubiła być nazywana "dzieckiem". Każdy delikwent, który by wypowiedział to słowo w jej kontekście piszczałby sopranowo jak mała dziewczynka próbując wstać z podłogi, ale nie ten człowiek. Itachi Uchiha, widziała go w księdze poszukiwanych, nigdy osobiście nie poznała. Była o tym święcie przekonana do czasu gdy nie ujrzała jego mrocznych jak dwie studnie bez dna, skrywających emocje oczu. Elementy układanki, fakty schowane w głębi pamięci prowadziły do jednego, przytłaczającego, choć tak upragnionego wniosku. Zdjęła maskę ANBU upuszczając ją. Drewno opadło na trawę z cichym stuknięciem.

- To ty.- szepnęła. Na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.- To jesteś ty!- wykrzyknęła podbiegając i rzucając się na szyję szatynowi.

Wszystko niespodziewanie stało się jasne i klarowne. Mistrzostwo w iluzji, zainteresowanie Sasuke, imię zaczynające się od samogłoski, długie włosy. To było tak oczywiste. Zaczęła się śmiać z ulgą. Że też wcześniej nie rozwiązała zagadki. Przytuliła się mocniej.

- Tak długo Cię szukałam! Chciałam Ci podziękować! Za wszystko! Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej, braciszku!- brzmiała dziecinnie i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. "Braciszku"? Tak, chciała to powiedzieć od dawna. Nie obchodziło jej, że zabił cały swój klan i, że zrobił to by "się sprawdzić". Ona była pół-demonem, on mordercą. Co z tego?

Zduszony chichot Kisame przerwał tą wzruszającą scenkę.

- Co się szczerzysz jak głupi?!- warknęła gniewnie rudowłosa.

Rekinowaty zgiął się w pół chwytając za brzuch i rechocząc jeszcze głośniej na widok srogiej miny dziewczyny.

Kitsune poczuła jak czarnowłosy delikatnie obejmuje ją w tali. Zrobił to pewnie, bez wachania. Odsunął ją od siebie. Nie protestowała. Przez chwilę bała się jeszcze, że zaprzeczy jakoby to on był "jej mistrzem iluzji", ale nic takiego nie nastąpiło. Uniósł tylko głowę ku niebu. Patrzył tak chwilę po czym obdarzył granatowowłosego wzrokiem jakiego bazyliszek by mógł pozazdrościć.

- Idziemy Kisame.- rozkazał Itachi.

- A-ale... Co ze mną?- zapytała bliska płaczu dziewczyna.

- Mamy misję, a ty nieprzytomnego członka drużyny na głowie.- wskazał sugestywnie na rozwalonego na ziemi Kakeru.

- I czyja to wina?- spytała sarkastycznie.

- Niemniej...- westchnął-... Nie możemy pozwolić sobie na większą zwłokę.

- To co zrobimy? Nie myśl sobie, że pozwolę Ci znowu zniknąć na lata i wykasować mi pamięć.- prychnęła.

- Wrócisz do wioski razem z tym tu.- zaproponował Hoshigaki- My zrobimy swoje, a potem...

- Zabierzecie mnie ze sobą.- klasnęła ochoczo w dłonie- Spotkamy się na tej polanie za dwa dni o zachodzie słońca. Świetny pomysł, rybciu!- rozpromieniła się. Nie przyjmowała sprzeciwu. Oj, nie było mowy.

- Tak~.Już nie mogę się doczekać ponownego spotkania.- wycedził z trudem powstrzymując się od dodania "i przypadkowego skręcenia Ci karku, smarkulo".

- Idziemy.- powiedział Uchiha i mężczyźni zniknęli pomiędzy drzewami.

Rozejrzała się czy nikt nie patrzy i podskoczyła kilkukrotnie piszcząc jak opętana z radości. Znalazła go! Znalazła go! Gdy nie mogła dłużej ani piszczeć przez zachrypnięte gardło, ani skakać przez zmęczone kolana upadła plackiem na trawę. Rozłożyła szeroko ręce i nogi. Popatrzyła na białe, leniwie płynące po lazurowym niebie obłoczki i przymknęła na moment powieki. Zachichotała jak zakochana panienka i podniosła się gwałtownie. Odnalazła szybko maskę. Bez większego trudu przerzuciła sobie Kakeru przez ramię i niespiesznie ruszyła w stronę wioski. Miała całe dwa dni na czekanie. Była pewna, że nie będzie łatwo, czas będzie wrednie zwalniał, ale jakoś zdoła wytrzymać mając w pamięci perspektywę spotkania z braciszkiem i rybcią. Już uwielbiała irytować tego drugiego. Zabawnie się złościł.

Brunet nawet nie drgnął kiedy przerzuciła go na drugie ramię. Itachi musiał mocno go uśpić. Chyba, że... Przyłożyła dwa palce do tętnicy szyjnej nieprzytomnego (aka martwego) nastolatka. Wyczuła puls. Kamień spadł jej z serca. Nie niosła na próżno trupa.

Poprawiła zwisającego jak kukła chłopaka. Mimowolnie przejechała dłonią po jego opalonych plecach. Miał niby koszulkę i kamizelkę, ale... Zarumieniła się przyjmując barwę idealnie buraczkową. Barszcz mógł być z niej dumny.

"Co ja wyprawiam?"- zganiła się w myślach-" To tylko mega przystojny, nieprzytomny chłopak, którego niosę przez las. Jesteśmy sam na sam, a ja nie potrafię przestać głaskać go jak jakiegoś pudla. To oczywiście całkiem normalne i w absolutnie żaden sposób nie dziwaczne."

- Ta, może jak powtórzę to tysiąc razy uwierzę.- mruknęła pod nosem bez przekonania uśmiechając się lekko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział jak dla mnie uroczy. Podoba mi się "rybcia" i tak ogólnie całokształt. Starałam się też wpleść wątki komediowe XD A z jakim skutkiem to nieco inna historia...

ANBU |ɴᴀʀᴜᴛᴏ| ⌫︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz