Rozdział 19

248 26 11
                                    

Las przerzedził się. Śnieg padał coraz mocniej. Zerwał się porwisty wiatr sprawiając, że biały, miękki puszek siekł jak sztylety. Kitsune nie narzekała. Opatuliła się płaszczem i zacisnęła zęby. Przyzwyczaiła się do zimna. Bose stopy posiniały. Piekły. Starała się to zignorować. Jeśli już zdecydowała się pójść z Itachi'm nie powinna być ciężarem. Mógł ją wtedy zostawić, a śnieżyca z każdą minutą przybierała na sile. Raczej nie przeżyłaby bez pomocy.

- Musimy znaleźć schronienie!- krzyknął chłopak.

Pokiwała głową na znak zrozumienia. Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu kryjówki. Jak na złość teren był pozbawiony czegokolwiek mogącego spełniać tę funkcję. Szare pnie osłaniały ich jedynie trochę od wiatru.

- Cholera!- przeklną pod nosem długowłosy- Widzisz coś?!

- Nie!- jej głos z trudem przebił się przez zawieruchę.

Tumany śniegu uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek oddalonego o więcej niż kilka kroków. Lodowate płatki wdzierały się do ust i nosa; wyziębiony oddech nawet nie tworzył nikłej mgiełki.

Poprawiła kaptur zsuwający się z posklejanych brudem i zlodowaciałych włosów. Potarła ręce. Bolały. Nie tak jak stopy, ale szczypały i potwornie piekły. Beznadziejna sytuacja. Byli na pustkowiu, bez jedzenia i wody, w samym środku burzy, przemarznięci i dysponujący tylko jednym, cienkim płaszczem. Odetchnęła głęboko. Nie wierzyła, że zaraz TO powie.

- Zostaw mnie. Inaczej oboje zginiemy. Sam przeżyjesz. Poradzę sobie.- zapewniła.

- Żartujesz?! Równie dobrze mógłbym pozwolić temu grubasowi Cię skatować. Nie zostawię Cię!

Zwiesiła ręce zrezygnowana. Czy on tak na serio? Nic ich przecież nie łączyło. Nie powinien narażać się na śmierć z jej powodu. Powinna być dla niego obcą, nic nieznaczącą osobą, nędzarką przez przypadek spotkaną w lesie. Potrafi wytrzymać więcej niż inne dzieci. Potrafił unieść więcej, jest trochę szybsza i zwinniejsza. Znosi większy ból. Da sobie radę. Przetrwa jak zawsze. Nie jest przecież cholernym bachorem, o którego trzeba się martwić!... Prawda?

Zatrzymała się gwałtownie i usiadła po turecku. Zamknęła oczy. Peleryna smagana wiatrem poderwała się do góry zrywając kaptur z głowy dziewczynki.

- Musimy iść dalej!- szarpnął lekko jej ramię.

- Za chwilę.- mruknęła.

- Zamarzniesz.

- Chwila.

- Idziemy!- złapał jej rękę.

- Powiedziałam 'za chwilę', więc pójdę za chwilę!- wrzasnęła podrywając się.

Oczy błysnęły dziko. Źrenice zwęziły się. Potrząsnęła głową. Usiadła z powrotem. Obłoczek pary wydobył się z jej ust i natychmiast rozwiał. Czarnowłosy stał w pobliżu obserwując uważnie. Zastanawiał się co dziewczynka zamierza zrobić.

Zacisnęła mocno powieki. Spokój. Spokój. Zachowaj spokój... Opuszki palców powoli odzyskiwały zdrowy, różowawy koloryt. Ból zniknął. Wstała, ściągnęła płaszcz.

- Załóż.- podała okrycie zaskoczonemu Itachi'emu.

Pokiwał niepewnie głową. Trudno było go zaskoczyć, a jednak Kitsune się udało. Wichura osłabła. A może to on przestał zwracać na nią uwagę?

- Jak to...?

- Nie Twój interes.- fuknęła.

Odwróciła się na pięcie i dziarskim krokiem odeszła parę metrów. Prychnął, ale ruszył za nią. O tak, zdecydowanie przypominała mu Sasuke. Chyba właśnie znalazł wkurzającą, młodszą siostrzyczkę.

Odsunął dłoń od czoła Kitsune. Poczuł jak chłodne palce zaciskają się na materiale jego ubrania. Przytulił ją mocniej. Kilka kropli wsiąknęło w brązową kamizelkę i czerwoną koszulkę. Drżenie ciała powoli ustało.

- T-też to widziałeś?- zapytała pociągając nosem.

- Tak.- pogładził delikatnie jej plecy. Przygryzła dolną wargę.

-Mógłbyś o tym zapomnieć? To było dawno. Byłam tak beznadziejnie słaba... Byłam tylko ciężarem. Chciałam się poddać... To było kompletnie żałosne.

- Nie potrafię i nie chcę zapomnieć.- przyznał- Nie ukrywam, że nie lubię Akatsuki i idę do nich tylko i wyłącznie by Cię chronić, lecz może nie są tak bezduszni jak myślałem. I nie jesteś ciężarem. Nigdy nie byłaś.

- Uratowali nam życie. Nie zapominaj.- rzuciła chłodno.

Po chwili uśmiechnęła się czego z oczywistych względów zobaczyć nie mógł. Potrafił leczyć, ale rendgenu w oczach nie posiadał. Szturchnęła go w bark i odsunęła się.

- Dzięki. Za wszystko.- otarła wierzchem dłoni oczy- Musimy ruszać. Co jak co, ale spóźnienie jest niedopuszczalne. Dalsza zwłoka działa na naszą szkodę. Zapewne Pain oczekuje punktualnego powrotu. Nie możemy go zawieść.

...

Udało im się przemknąć niezauważonymi przez bramę. Zmiana warty okazała się bardzo na rękę. Nie rozmawiali. Cisza im nie przeszkadzała. Biegli przeskakując z gałęzi na gałąź około kilometr od głównego traktu. Ostatnie promienie słońca muskały czubki drzew. Pachniało lasem.

- Kitsune.

- No?- mruknęła.

- Tak się zastanawiam... Dlaczego ludzie uważają Pain'a za boga? Jest człowiekiem. Czy to nie nas powinni czcić?

Popatrzyła na niego z... Mieszanymi uczuciami. Czerwone, ogniste oczy wyrażały jednocześnie politowanie, smutek i rozczarowanie.

- To...- szukała odpowiedniego słowa-... Interesujący punkt widzenia.

- Serio pytam.

- Wiem.- zamyśliła się- Ludzie mają tendencję do strachu przed potęgą mogącą im w jakiś sposób zagrozić. Pain jest potężny. Nie... Cholernie potężny. Niewielu mogłoby spróbować mu się przeciwstawić. Ludzie... Potrzebują kogoś kto powie co mają robić. Nie przyznają się do takiej oczywistości i tym samym pozwalają sobą sterować. Człowiek tak genialny jak on zasługuje na miano boga. My... Nas się boją. Jego nie, bo jest człowiekiem, jednym z nich. Rozumiesz?

- Chcesz powiedzieć, że...

- To tu.- przerwała.

Faktycznie, dotarli na polanę. Kisame i Itachi czekali pod zwalonym drzewem, ale... Nie byli sami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się już pewnie zorientowaliście fabuła opowiadania znacznie odbiega od oryginału. Spowodowane jest to tym, że anime oglądałam dawno, a do scen z pełnym składem Akatsuki nie doszłam wcale. Mam jednak nadzieję, że i tak ff jest dobre i się Wam podoba.

ANBU |ɴᴀʀᴜᴛᴏ| ⌫︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz