LI. Hiacynt

434 53 46
                                    


ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY


Madara załączył nieoczekiwanie w oczach Wiecznego Mangekyo Sharingana i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się w kierunku marionetkarza.


***


Konan wydała z siebie zaskoczony okrzyk, a Sasori skoczył zdumiony do tyłu, zupełnie instynktownie wysuwając z ręki swoje ostrza. I zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, by osłonić się przed atakiem wściekłego Madary, który praktycznie znikąd dobył naraz aż trzech kunai. Marionetkarz stęknął pod naporem jego miażdżącej siły i przytłoczony równie agresywną chakrą, został nagle odepchnięty na ścianę obok drzwi. Uderzył w nią bezwładnie, nie czując co prawda bólu jako takiego, ale takie zderzenie z całą pewnością nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych.

– Madara! – Pein poderwał się tymczasem na równe nogi, ale czarnowłosy mężczyzna zupełnie go zignorował. Wyprostował się jedynie i nonszalanckim gestem przerzucił jeden z kunai do drugiej ręki. Z jakiegoś powodu, tylko ten jeden atak sprawił, że wróciła mu nagła jasność myśli.

– Chyba nie wyraziłem się  dostatecznie jasno. – Madara podszedł wolno do Sasoriego i zwinnym ruchem chowając wszystkie kunie, chwycił go raptownie za przód koszulki i szarpnął gwałtownie. Różnica we wzroście dała o sobie znać i Akasuna niemal zawisł w powietrzu. Mrużąc wściekle orzechowe oczy spojrzał wyzywająco w tonące w czerwieni oczy Madary. Niespodziewanie jednak uderzyła go głębia tego rozwścieczonego spojrzenia, które wygładziło się nieoczekiwanym spokojem.

Z nagłą trwogą, która najbardziej zdumiała jego samego, odwrócił wzrok.


W jakiś niepojęty sposób, tylko w tym jednym spojrzeniu Sasori ujrzał przerażającą różnicę jaka ich dzieliła. I choć do tej pory uważał się za tego, który miał na swoich rękach najwięcej krwi, tak dzisiaj po raz pierwszy pomyślał, że istniały osoby zdecydowanie bardziej pogrążone w śmierci niż on.

– Suiren Uzumaki uciekła. A z tego, co sobie przypominam, rozkazałem, by pozostała w kryjówce jako nasz jeniec.

Madara uniósł tymczasem nieco głowę i spojrzał na Sasoriego z góry.

– Zdaje się, że od mojej śmierci wiele rzeczy uległo zmianie. Chyba jestem w takim razie zmuszony nauczyć was, w jaki sposób za moich czasów karano niesubordynację i brak szacunku. Zapewniam, że nawet dla kogoś takiego jak ty znajdzie się całkiem pokaźny arsenał tortur, które z najczystszą przyjemnością ci pokaże.


Madara nie był głupi. Wbrew pozorom.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że członkowie Akatsuki nie byli mu wierni. O ile względem Peina wykazywali zróżnicowane pokłady lojalności, o tyle jego w żaden sposób nie traktowali poważnie. W takim układzie, jeśli jego nazwisko nie wystarczało, by przywołać ich do porządku, Madara musiał własnoręcznie zadbać o to, by każdy z nich drżał na samą myśl o jego imieniu. Szacunek i wierność można było wypracować na wiele sposobów. Uchiha z własnego doświadczenia wiedział, że przemoc na dłuższą metę nie była dobrym rozwiązaniem, ale jak słusznie podejrzewał, tylko ona była obecnie w stanie przemówić do tej zgrai płatnych morderców.


Jak się spodziewał, na jego słowa Sasori podniósł na niego lodowaty wzrok, a swoją nieprzeniknioną twarzą nie różnił się teraz niczym od swoich własnych marionetek. Pein tymczasem sprzeciwił mu się głośno.

[Zawieszona] Suiren Uzumaki - The legend of red zeroWhere stories live. Discover now