Portier

34 1 0
                                    

Znasz to uczucie, kiedy bardzo chcesz wiedzieć, co się dzieje wokół Ciebie lub Twoich znajomych? Wiesz jak to jest, kiedy ktoś zna jakąś informację, ale nie chce się z Tobą podzielić? Albo, co jeżeli widzisz, że wszyscy wokół Cię okłamują? Odpowiedz sobie na te pytania i poznaj historię o tym, jak nie mogłem poznać prawdy... 

Pracowałem w hotelu. Zwykły portier, który wydawał klucze, udzielał informacji i pomagał w przewiezieniu bagaży. Od czasu do czasu był szał i dostawałem jakieś ekstra możliwości, np. mogłem zdecydować, kto mnie zmieni po całej nocy pracy. Wiecie jak to jest, kiedy otrzymuje się kawałek władzy. Człowiek chce to wykorzystać i zrobić coś takiego... bezczelnego i zepsutego. Jedna zmiana kończyła się o 6 rano, więc kiedy otrzymywałem tę władzę, to musiałem wybrać osobę, która nienawidziła przychodzić na rano do pracy. Zawsze tak robiłem, ale sam nie wiem dlaczego. Z jednej strony satysfakcjonowało mnie zrujnowanie komuś dnia a jednak czułem, że właśnie rozwalam komuś dzień. 

Nie wiem, czy byłem lubiany. Uważałem, że nie, gdyż naraziłem się chyba każdemu w pracy, w rodzinie i wśród znajomych. Ale czy to oznacza, że miałem czuć się jakoś samotny? Nie bardzo, ale zawsze zastanawiałem się, czy to nie jest tak, że tylko według siebie nie jestem lubiany, a ludzie po prostu unikali tego tematu. No cóż, czasu nie cofnę i swoich poglądów jakoś nie zamierzałem zmieniać. 

Ale powróćmy do mojej historii, którą łaskawie chciej wysłuchać. 

Jak wspomniałem, pracowałem w hotelu o dosyć dużej renomie. Dziesięć pięter, dwa baseny, jedna ale za to ogromna jadalnia, parking dla stu samochodów nie wliczając miejsca dla dwudziestu pięciu pracowników i ich pojazdów. Pięć gwiazdek i liczne certyfikaty typu "zaufany hotelarz" czy "hotel z klasą". Sam nie wiedziałem czy mają one jakieś znaczenie, ale wisiały wszędzie, gdzie mogły. Przez szklane wejście widziałem świat, który w godzinach pracy był dla mnie nieosiągalny. jednak ten zakazany owoc był niczym wobec tego, co działo się w innej części budynku. 

Jako portier miałem wpisane w swoich zadaniach żeby sprawdzać co godzinę inne piętro, czy wszystko jest na swoim miejscu. Przeważnie było spokojnie, aczkolwiek zdarzały się perełki pokroju bójek czy krzyków. Moje ulubione nieprzyjemności należały do osób po libacjach alkoholowych. Dokonywały one rzeczy niesamowitych, przez co zawsze otrzymywały przydomek "Wielki". Dlaczego? Ponieważ niczym król Kazimierz Wielki osoby te zastawały podłogę drewnianą a zostawiały haftowaną. I kto musiał to sprzątać? Władca portierni i mistrz mopa, czyli ja. 

Najgorsze było szóste piętro, tam zawsze coś się działo. Wejść na nie i mieć spokój to jak spotkać słonia bez trąby, albo mojego szefa bez jego dumy. Jednym słowem, niemożliwe. Na wspomnianym piętrze incydentów było multum. Raz wszedłem i zobaczyłem dwóch kolesi przebranych za czerwonego i niebieskiego Power Rangers'a. Nie wiem, co wtedy robili i do kogo przyszli, ale musiałem ich wyprosić z hotelu, ponieważ zakłócali ciszę nocną. Innym razem na szóstce (tak mówiliśmy o tym piętrze, by było szybciej) zobaczyłem dziewczynę, która prawie rodziła na korytarzu. Nie myśl, że przyjąłem poród i stałem się bohaterem hotelu. Zrobiłem to, co należało do moich obowiązków, czyli poprosiłem grzecznie o opuszczenie budynku lub pokazanie kluczy do pokoju. Niestety nie miała ich ta dziewczyna, dziecko też nie, więc chcąc nie chcąc wyszła z hotelu. 

Często będąc w portierni zastanawiałem się, co się dzieje na szóstce, że jest tam tak specyficznie. Znałem ten budynek jak własną kieszeń. Nie zamierzałem się bawić w detektywa, musiałem jedynie wykonywać swoją pracę. Przyznam się Tobie, że specjalnie chodziłem na to szóste piętro, by podglądać, co się dzieje i to co widziałem, to była jakaś maskara. Nie wiem, czy chciałem widzieć te wszystkie sceny, które zostałem zmuszony obejrzeć. Czy po tym krótkim wstępie nadal chcesz wiedzieć, co się tam działo? 

Pokój 605Where stories live. Discover now