Kolejne dni przynosiły jedynie niewyspanie. Wracałem do domu około siódmej rano, zaraz po zmianie nocnej, a około piętnastej musiałem iść do archiwum. Dodatkowo zmuszony byłem znaleźć czas na codzienne, domowe obowiązki, więc niestety, ale musiałem rezygnować ze snu na poczet ważniejszych kwestii. Nawet nie zauważyłem tego, że wszelkie priorytety mi się pozmieniały w przeciągu tych paru dni. Zdarzyło się wiele dziwnych i niewyjaśnionych rzeczy w tym okresie. Najpierw poznałem tę kobietę z chłopcem, później kolejnego ducha zamkniętego w pokoju, spotkanie z Ministrem Turystyki i fakt psychopatii Klary, którą musiałem dosłownie spalić. Nie mieściło mi się to w głowie, ale musiałem wziąć się w garść i kontynuować sprawę śmierci kobiety z pokoju 605. Zrobiłem już pierwsze kroki i wziąłem za nie odpowiedzialność, dlatego też nie wchodziło w grę poddanie się, ani samobójstwo, jak ten mężczyzna. Nie chciałem, by moja dusza błąkała się po hotelu, ponieważ jakże paradoksalnym musiałby być fakt, że po śmierci miałbym żyć tam, gdzie pracowałem przez cały czas.
Zmęczony wszedłem do hotelu i resztkami sił odpowiadałem wszystkim kolegom i koleżankom z pracy. Dopytywali, co się dzieje, ale ja jedynie uśmiechałem się i mówiłem, że miałem trudną i nieprzespaną noc. Może i wszyscy byliśmy znajomymi, ale nikogo nie wiązały poważniejsze relacje, więc moje kłamstwa i tak ich satysfakcjonowały. Nikt nie chciał się przejmować jakimś portierem i w sumie słusznie. Otworzyłem archiwum i wszedłem do środka. Nadal było tam pełno kurzu, który nie pozwalał swobodnie oddychać, ale już po tych wszystkich wydarzeniach nie miałem na co narzekać. Byłem wykończony fizycznie i psychicznie. Przeszukiwałem kolejne kartony w poszukiwaniu nazwiska "Tamm" w księdze gości. Udało się ją znaleźć. W roku 1996 Krista przychodziła do hotelu średnio co tydzień i wynajmowała różne pokoje, przeważnie otrzymywała, a jakże, 605. Nie towarzyszył jej żaden mężczyzna, więc ona prawdopodobnie nie znała tego ducha. Myślałem o tym, że faktycznie musiał znaleźć ją już martwą tamtego dnia. Musiałem sprawdzić jeszcze jedną rzecz, która mnie wtedy zaintrygowała. Kobieta mówiła o tym, że chciała pomścić matkę, więc pewnie szukała szefa hotelu, czyli pana Evansa. Musiałem koniecznie zobaczyć, kto wtedy był kierownikiem, ale długo nie mogłem znaleźć jakichkolwiek dokumentów na ten temat.
Otworzyłem karton z kolejnego roku i był pusty. Nie było w nim nic, nawet tego zasranego kurzu, który wypełniał moje nozdrza. Ktoś próbował coś zatuszować, ale na szczęście to ja byłem detektywem. Kolejne kartony były niekompletne. Nie wyglądało to za ciekawie, więc postanowiłem sprawdzać dokumenty z roku 1995 i tam zobaczyłem, że szefem był Frederick Evans. Miałem przypuszczenie, że ówczesny kierownik, albo odchodził na emeryturę, albo musiał coś ukryć przed światem. Potrzebowałem informacji od swojego szefa, od kiedy tutaj pracuje, ale wiedziałem, że takich informacji nie otrzymam, ponieważ wkraczam w jego personalną karierę zawodową. Wyszedłem z archiwum i postanowiłem szukać odpowiedzi wśród starszych stażem pracownikach. Najpierw spotkałem się z ogrodnikiem. Joshua pracował w hotelu od ponad piętnastu i już wtedy znał szefa. Miałem już jakiś trop, aczkolwiek potrzebowałem danych z lat 90-tych. Ogrodnik nie mógł mi więcej pomóc, więc zacząłem pytać, kto pracował dłużej od niego. Odesłał mnie do osób ze stołówki.
Wchodząc tam poczułem zapach spaghetti, który zawsze można było wyczuć. To chyba było sztandarowe danie kucharek. Podszedłem do okienka i zapytałem, czy dzisiaj jest Sarah. Nie był dziwnym fakt, że była emigrantką z Meksyku, która specjalizowała się w swojej kuchni narodowej, jednak kazano jej gotować po włosku, czego nienawidziła. Podeszła do okienka, ale ja poprosiłem ją o to, byśmy usiedli przy stoliku na sali i w spokoju porozmawiali. Była niechętna do tego pomysłu. Zawsze bała się tego, że szef nakryje ją na unikaniu pracy. Miała około metr i siedemdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu (nie wiem, czemu nie uważałem ją za osobę o wzroście metr osiemdziesiąt), krótkie włosy koloru podobnego do kasztanowego. Jej głos pozwalał uspokoić każdego, nawet największego agresora. Była niczym dobra mama, albo ciocia, zależy, jak kto ją traktował. Zaczęliśmy rozmowę o tym, od kiedy tutaj pracuje i powiedział, że pracowała już w hotelu ponad dwadzieścia lat. "Bingo!" pomyślałem sobie i zacząłem drążyć temat ciągle nakierowując rozmowę na kierownika. Pytałem o to, kiedy spotkała go po raz pierwszy, ale każda moja próba dowiedzenia się czegoś więcej kończyła się na jej nerwowym patrzeniem w różne strony, jakby była zastraszona. Starałem się jakkolwiek sprawić, żeby poczuła się bezpiecznie i by mogła mi zaufać. Po paru minutach doszły do nas odgłosy z kuchni, aby Sarah wróciła do pracy, ponieważ trzeba było robić kolację dla gości. Wtedy podawano podłużne, kruche pieczywo z różnymi dodatkami, takimi jak sosy, roztopiony ser i inne. Ona wstała i chciała tam pójść, ale ja złapałem ją za rękę i zapytałem po raz ostatni:
- Czy szef komuś coś zrobił? - Ta spojrzała na mnie szeroko otwierając oczy. Do oczu napływały jej pierwsze łzy. Miała delikatnie otwartą buzię, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego z siebie wykrztusić. Po chwili wyrwała rękę z mojego uścisku i popędziła do kuchni. To była istotna reakcja. Oznaczało to, że Sarah była świadkiem czegoś, a kierownik ją zastraszał. Przypominałem sobie wtedy rozmowę z szefem, która miała miejsce właśnie na stołówce, a jego jedzenie przynosiła Meksykanka, nikt inny. Zacząłem snuć różne teorie na ten temat, że może Sarah miała podpisaną umowę podobną do pani Tamm, ale nadal nie dawało mi to odpowiedzi na pytania dotyczące braku dokumentów w archiwum. Wychodząc ze stołówki odwróciłem się ostatni raz i dostrzegłem leżącą kartkę na parapecie w okienku. Wziąłem ją i otworzyłem: "Szef zrobił coś złego. Idź do jego gabinetu". I to było zadanie wręcz niemożliwe do zrealizowania, ponieważ nikt nie miał zapasowego klucza do biura kierownika.
Wróciłem do archiwum próbując poskładać wszystkie myśli. Zaglądałem ponownie do kartonów, jednak nic w nich się nie pojawiają, ani nie znikało. Wziąłem jeszcze raz puste opakowanie na dokumenty z 1997 roku. Spojrzałem na inne kartony i zauważyłem, że różnią się od siebie. Wszystkie miały kolor ciemnozielony, oczywiście były zakurzone. Ten pusty był granatowy, więc ktoś musiał zabrać oryginalny, by coś ukryć i wtedy zrozumiałem, że musiał to zrobić szef. Odpowiedź zatem faktycznie znajdowała się w jego gabinecie. Miałem dwa dni do jego przyjazdu. Mogłem zrobić to dzisiaj lub jutro.
Duch mężczyzny krążył po pokoju 605, jakby usilnie czegoś poszukiwał. Czasami przystawał przed oknem i długo patrzył na park. Rzadko zachowywał się, jak tamtego felernego dnia. Kucał w przedsionku, jakby widział tam ciało kobiety, a potem wchodził do łazienki i udawał, że przecina sobie żyły. Jego mina nie zdradzała żadnych emocji, niczym twarz idealnego pokerzysty. Po takiej sekwencji wracał do spacerowania po pokoju i tak w kółko. W pewnym momencie pojawiła się kobieta, która po raz kolejny przytuliła się do mężczyzny. Ten nie zwracał na nią uwagi, jedynie patrzył w okno rozmyślając nad czymś bardzo intensywnie. Ona co jakiś czas zerkała na niego i płakała. Chłopiec pojawił się w pokoju trochę później i patrzył na nich cały czas. Wszyscy milczeli. Usiedli w różnych miejscach, tak samo jak ostatnio i nie odzywali się do siebie ani słowem. W pewnym momencie kobieta wstała i wyszła z pokoju. Zachowywała się tak, jakby chciała coś załatwić. Mężczyzna pozostał w środku z chłopcem, który nie wiedział co robić, więc machał nogami, ponieważ nie dotykał ziemi, siedząc na łóżku. Duch kobiety schodził po schodach na najniższe piętro. Podeszła do archiwum i próbowała otworzyć drzwi, które były zamknięte.
Spojrzałem na drzwi do gabinetu szefa. Na nich była przymocowana złota tabliczka podpisana jego imieniem i nazwiskiem: "Felix Eagle". Pomyślałem sobie o tym, że w tym hotelu bardzo lubią pokazywać soje bogactwo. Musiałem jednak spróbować otworzyć te cholerne drzwi, ale były zamknięte na cztery spusty. Mogłem się tego spodziewać, ale nie byłbym sobą, gdyby nie podjął tej próby. Zacząłem szukać klucza do biura. W doniczkach, za obrazami i innych miejscach, gdzie można było coś ukryć. Moje poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Kolejny dzień musiałem zakończyć tylko z niewielkimi postępami podjętych przeze mnie spraw. Poszedłem na portiernię. Założyłem kamizelkę i zaproponowałem koledze, aby poszedł do domu wcześniej o te pół godziny. Zastąpiłem go, nie spotykając się z większym oporem z jego strony. Otworzyłem swój niezawodny, ostatnimi czasy, notatnik i zapisałem kolejne informacje. Do recepcji podeszła ta kobieta. Spojrzałem na nią i zaprosiłem do siebie, aby zobaczyła, co zdążyłem ustalić. Jej twarz nie wyrażała zbyt wiele, ale nie oczekiwałem większych aplauzów po tylu dniach poszukiwań i wycieńczenia organizmu. Kiedy chciałem spojrzeć na nią ponownie, jej już nie było. Najpierw zająłem się zwykłą pracą, a później próbowałem jakoś odespać ostatni okres.
Zasnąłem w pracy i miałem podobne sny do tych z dnia poprzedniego. Obudziłem się około piątej nad ranem, więc spałem prawie sześć godzin. Odźwierny nie miał mi tego za złe, ponieważ on miał swoją pracę do wykonania, a że nie było gości, to mogłem sobie na to pozwolić. Zrobiłem sobie i jemu herbatę dla poprawy nastroju. Chwilę porozmawialiśmy i dowiedziałem się od niego, że szef szykuje się do odejścia. Z plotek wynikało, że kierownik otrzymał propozycję prowadzenia innego hotelu, pięciogwiazdkowego na północy kraju. Jeżeli w tamtym kartonie były dowody na to, że dokonał jakiś złych czynów, to rozumiałem dlaczego chciał się ich pozbyć. Nie mogłem pojąć tylko, dlaczego dał mi klucz do archiwum, żebym pomógł jemu w odszukaniu jakiejś prawdy, o która prosił. Jednak szybko sobie uzmysłowiłem, że to nie było ważne. Istotne było to, iż powoli wiedziałem coraz więcej i musiałem ustalić, co wydarzyło się tamtego dnia i w jaki sposób zginęła ta kobieta.
YOU ARE READING
Pokój 605
Mystery / ThrillerJeżeli ciekawi Cię historia tajemnicy to zapraszam. Ostrzegam, ja nie znam prawdy i chcę byś Ty mi ją wyjawił.