Czas start

15 0 0
                                    

Była przed szóstą, a ja szedłem na poranną zmianę. Zawsze wolałem chodzić na noc, ponieważ mniej się w tedy działo, oprócz oczywiście niedawno zdobytych kompanów do rozmów. Wchodziłem na teren hotelu zadowolony, że zaraz zacznę pracę, a w momencie, w którym zobaczę szefa, otrzymam zgodę na wejście do archiwum. Specjalnie na te okazję przygotowałem się dzień wcześniej. Czytałem książkę o savoir-vivre, by wiedzieć jak precyzyjnie i elegancko podać dłoń, w jaki sposób się kłaniać witając się bez kontaktu fizycznego i innych potrzebnych w mojej pracy zwrotów czy gestów. Wszedłem z uśmiechem na twarzy do hotelu i od razu ruszyłem na portiernię, tam już czekała Klara, która była gotowa do wyjścia. Jak to facet, spojrzałem na nią tym męskim wzrokiem, z którego można było wyczytać jedno: "wezmę cię tutaj, na tym blacie". Oczywiście z zewnątrz nie mogłem tego ukazać, byłem ubrany w szyty na miarę czarny garnitur, do tego skórzane buty koloru jasnego brązu i kapelusz po moim ojcu, oczywiście czarny. Czułem się jak jakiś kowboj z dzikiego zachodu, który wchodząc do pobliskiego saloonu powie jakiś historyczny tekst i zostanie zapamiętany jako ten niezwyciężony i potrafiący użyć odpowiedniej riposty. 

Odebrałem wszystkie dokumenty od Klary. Spojrzałem na nią spod kapelusza i uśmiechnąłem się pod nosem, tak by to widziała, jednak nie zdradzając, że mi się podoba. Zdjąłem nakrycie głowy i położyłem na blacie portierni, rozpiąłem marynarkę i usiadłem na wygodnym, obrotowym fotelu. Dzisiaj nie byłem zwykłym portierem, tylko recepcjonistą z poważną misją, która wymagała zaangażowania i ogromnego poświęcenia. Spojrzałem na zegar, który wskazywał dziesięć minut po godzinie szóstej. Zakładałem, że kierownik przyjdzie około godziny dziewiątej lub dziesiątej, by zjeść darmowe śniadanie i dopiero potem zając się wszelkimi sprawami związanymi z jego królestwem. Wpisałem się do księgi, którą kazał nam prowadzić, dzięki temu wie, kto był na jakiej zmianie i wiadomo, na kogo zrzucić winę za jakieś niepowodzenie w pracy. 

Wybiła siódma. Miałem jeszcze jakieś dwie godziny zanim zjawi się szef. Postanowiłem, że spiszę na kartce wszystkie informacje od zjaw, żebym wiedział, co dokładnie mówić do kierownika. Wziąłem białą kartkę i długopis z nazwą naszego hotelu. Zapisałem, że muszę sprawdzić akta sprzed minimum dwudziestu lat. Oczywiście na marginesie miałem dopisane, że potrzebuję swoich dokumentów z dnia podpisania pierwszej umowy do Urzędu, ale tym się nie przejmowałem, tak jak dwa dni temu, ponieważ nigdy nic nie zrobiłem źle i nie było na mnie żadnych skarg. 

Pierwszy klient wszedł do hotelu. Zamówił pokój na drugim piętrze, więc nie miałem się czym stresować. Zaprowadziłem mężczyznę na jego piętro i otworzyłem pomieszczenie. Był zadowolony z obsługi, było to widać w jego nastawieniu do mnie. Wróciłem do swojego królestwa. Usłyszałem zegar. Godzina dziewiąta. Od tej chwili musiałem uważać, ponieważ każda kolejna osoba w hotelu mogła okazać się kierownikiem. Po raz pierwszy w pracy nie czytałem gazety i nie zajmowałem się niczym innym. Byłem wzorowym pracownikiem. Zobaczyłem podjeżdżający samochód. To był on. Czerwony, elegancki samochód z przyciemnianymi szybami. jedyny taki w mieście. Odźwierny otworzył drzwi jego samochodu a on bardzo dostojnym ruchem z niego wyszedł. Przywitali się ze sobą i szef ruszył pewnym krokiem do hotelu. Donośnym głosem powitał wszystkich w holu słowem "dzień dobry", po czym usłyszał od nas odpowiedź z podobnym entuzjazmem. Podszedł do mnie i podał rękę, dlatego też nie mogłem nie zareagować. Uścisnąłem jego dłoń mocno, ale nie tak, by odciąć jemu dopływ krwi do dłoni. To było perfekcyjne przywitanie. Zaprosiłem szefa na śniadanie, jednak ten odmówił. Zestresowałem się, ponieważ nigdy tak nie robił. Za to wszedł do windy i pojechał na górę. Po jakiś dwudziestu minutach zjechał i szedł z tym mężczyzną, który dwa dni temu wynajął u nas pokój 605. 

Podeszli do mnie. Szef od razu zapytał mnie:

- Czy to prawda, że naszemu gościowi grożono a pan nic z tym nie zrobił? - zapytał groźnie. Czułem się bezbronny i zdezorientowany. Odpowiedziałem speszony, że faktycznie klient mówił o jakichś groźbach, jednak w pokoju nikogo nie było, dlatego zaproponowałem jemu zmianę pokoju, którą odrzucił. I wtedy sprawy się posypały jak domek z kart, który był układany przez niesforne dziecko. 

Pokój 605Where stories live. Discover now