Porzucony

7 1 0
                                    

Biegłem z Lucasem przez park. Spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy wielkie poruszenie w pokoju 605. Wiedzieliśmy, że mnie szukali i chcieli mnie ukarać za to, do czego zostałem zmuszony przez duchy i przez szefa. Nie miałem innego wyboru wtedy przecież. Lucas spojrzał na mnie, dotknął moich policzków i powiedział, że musimy dalej biec, aby wszystko zakończyło się dobrze. Ja złapałem go na przedramieniu i wpatrzyłem się w jego oczy. Ruszyliśmy przed siebie, aby nie tracić więcej czasu. Wybiegając z parku Lucas stanął i powiedział, że on nie puści tego miejsca. Musiałem biec sam na policję. Nie odwracałem się za siebie, ale czułem jego spojrzenie na sobie. Wiedziałem, że na mnie czekał, aczkolwiek nie mogłem zaprzątać sobie głowy tym, dlaczego został w parku. Dobiegłem na policję, ale było pusto. Na drzwiach wisiała kartka z napisem "Zaraz Wracam". Nie miałem tyle czasu, by czekać. Zmęczony zacząłem wracać do hotelu. Po drodze wszedłem do parku. Lucas siedział na ławce i trzymał swoje ręce na twarzy. Opierał je na kolanach. Podszedłem do niego i zapytałem, co się stało. Ten powstał i mnie przytulił. 

W tym uścisku byliśmy jakieś dwie minuty, kiedy to powiedział, że jego czas już nastał i wie, że umrze. Patrzyłem na niego przerażony i zdezorientowany. Pytałem ciągle, dlaczego tak mówi, ale Lucas jedynie płakał i mówił o tym, że ktoś go zabije. Znowu położył swoje dłonie na moich policzkach, po czym zbliżył się do mnie. Nasze usta się spotkały. Całowaliśmy się bardzo długo, jak na tamten czas, namiętnie, bez opamiętania. Jakby jutra miało nie być. Słońce powoli wschodziło i zaczynało ogrzewać nasze twarze. Lucas powiedział, że zawsze się mu podobałem i chciał to zrobić. Kochał mnie, ale nie chciał, żebym poczuł się źle. Chciał, abym był szczęśliwy z Klarą. Było to uczucie dziwne, ale przyjemne. Wtem, usłyszałem strzał dobiegający z hotelu. Lucas oparł się o mnie bezwładnie, niczym słomiana kukła. Ktoś go postrzelił w plecy i trafił w serce. Przestał się ruszać, jego ciało traciło ciepło i powoli osuwał się na ziemię. Przytuliłem go ostatni raz i pomyślałem o tym, by zajebać skurwiela, który to zrobił, a moje podejrzenie padło na Evansa. Ciało leżało twarzą do ziemi, nie musiał patrzeć na to, co zamierzałem zrobić. Przez chwilę zacząłem odczuwać stratę jedynej osoby, która chciała mi pomóc i zrozumieć. Chyba po kryjomu go pokochałem, za to, co chciał dla mnie zrobić. Poświęcił się dla mnie. Pomógł mi ukarać szefa za morderstwo. Ukrywał miłość do mnie, a ja nawet nie potrafiłem być z nim nigdy szczery, tylko udawałem przyjaciela. Musiałem pomścić jego osobę, był cudownym przyjacielem. 

Ruszyłem w stronę hotelu bardzo szybkim krokiem. Wchodząc do budynku spodziewałem się ataku ze strony kierownika, ale nie widziałem go. Pewnie nadal był w 605 i mnie szukał. Słońce było coraz wyżej na niebie, a ja miałem większą nienawiść w sercu do tego ohydnego człowieka. Podszedłem do szafki z narzędziami, wziąłem parę śrubokrętów i nóż do papieru. Nie miałem nic do stracenia. Nigdy nie zadziera się z taką osobą. Ojciec powtarzał mi całe życie, aby bronić swojego honoru i tych, których kochamy. Straciłem Lucasa i poświęciłem Klarę. Evans... Eagle miał przesrane u mnie. Dopóki ja oddychałem nie mógł liczyć na spokojne życie w nowym miejscu pracy. Wszedłem na szóstkę i rozejrzałem się po korytarzu. 

- Eagle! - Krzyknąłem. Nikt nie odpowiedział. Podszedłem do pokoju 605 i zajrzałem do środka. Był całkowicie zdemolowany przez tych wszystkich ludzi. W moich oczach była nie tylko chęć zemsty, ale również narastające podniecenie związane z zadaniem tego samego bólu, co on innym. Pojawił się nagle duch kobiety. Opowiedziała mi do końca historię morderstwa. Pamiętała jak Evans wbił jej nóż, ale sama nie wiedziała, w które miejsce. Otworzyła mu drzwi i chciała wyjść z pokoju, kiedy ten zadał ostateczny cios. Mogła tamtego dnia opuścić wcześniej hotel, albo w ogóle nie przychodzić, ale podobnie do mnie, chciała pomścić osobę, która kochała. Osunęła się na podłogę i jedyne, co zdążyła zobaczyć to jego spodnie, które spuścił. Wiedziała, że zostanie zgwałcona... na szczęście po raz ostatni. Po tym wszystkim zniknęła. Jej dusza była wolna. Powiedziała całą prawdę, a ja wiedziałem, że nie kłamała. To było dla mnie znakiem, że musiałem mieć czyste serce, o którym kiedyś wspominał mi duch mężczyzny. Musiałem uwolnić jeszcze jego. 

Zszedłem na dół. W holu hotelu czekało mnóstwo dziennikarzy, którzy rozmawiali z Evansem o tym, dlaczego pracownicy zniknęli bez śladu. Odpowiadał z udawaną skruchą, że chciałby ich odnaleźć, lecz musiał zmienić pracę i przecież nie mógł zacząć poszukiwań na dwa dni przed swoim wyjazdem. Kiedy jeden z dziennikarzy mnie zobaczył, krzyknął do reszty, aby zaczęli mnie nagrywać. Stałem się ich główną atrakcją, a ja jedynie obserwowałem Evansa, tego chuja. Patrzyłem na niego niczym lew na swoją ofiarę. Teraz to ja byłem orłem, który chciał uratować już umierającego zwierzaka przed wężem. Wyjąłem nożyk z kieszeni i powiedziałem, żeby się szykował na śmierć. Powiedziałem na głos tak, aby każdy reporter usłyszał, że to nie jest Felix Eagle tylko Frederick Evans, który zamordował w 1997 roku Kristę Tamm. Był gwałcicielem i despotą. Jedyne miejsce, do którego mógł się udać, to albo więzienie, albo cmentarz. 

Ruszyłem na niego pewnym krokiem. Rakesh i inni pracownicy zaczęli mnie trzymać, abym nie mógł się dostać do niego. Evans wziął zamach i uderzył mnie z pięści w prawy polik. Upadłem na ziemię i poczułem krew w ustach. Wstałem, pomimo tego, że nie mogłem złapać równowagi. Rzuciłem w jego stronę parę obraźliwych słów, aby wiedział, że zadarł z niewłaściwą osobą. Wymijając kolegów z pracy rzuciłem się na niego z wysuniętym nożem. Chybiłem, ale nie przestałem atakować. Miałem przewagę wieku nad nim, ale on nie był tak zmęczony jak ja. Po oddaniu paru celnych ciosów, Rakesh złapał moje ręce i wygiął je w taki sposób, abym nie mógł nimi ruszać. Nie miałem pojęcia, że on potrafił zrobić takie cuda. Evans zaczął mnie bić niczym worek treningowy, a ja jedynie mogłem krzyczeć z bólu. Niektórzy pracownicy próbowali go złapać, ale ten się wyrywał i kontynuował napaść. Dla dziennikarzy byliśmy wspaniałą sensacją. Nagrywali nas, sporządzali notatki, a my robiliśmy swoje. Nagle przypomniała mi się znajoma twarz kobiety ze zdjęcia Eagle'a z pracownikami hotelu. Tamta kobieta... to była matka Klary. Dlaczego sobie o niej przypomniałem? Ponieważ była reporterką, która, tak jak inni dziennikarze, nagrywała naszą bójkę. Nie miałem pojęcia, że wcześniej pracowała w hotelu. Patrzyłem na nią swoimi zmęczonymi oczyma, które nie miały żadnego wyrazu. Ona podbiegła i zaczęła okładać Evansa krzycząc, żeby przestał krzywdzić ludzi. 

Kiedy Eagle był obijany przez matkę Klary, ja próbowałem wybłagać Rakesh'a, by mnie puścił. Poluzował delikatnie uchwyt, dzięki czemu mogłem w końcu dorwać szefa. Wbiłem w niego nóż tak, jak on niegdyś w Kristę. Wypluł krew na moją twarz i patrzył na mnie swoim pustym wzrokiem. Uśmiechnąłem się i podziękowałem za pracę w hotelu. Zamknął oczy i już nigdy nie mógł skrzywdzić innego człowieka, nie żył. Wezwano policję i pogotowie. Dziennikarze pytali, co się stało, ale ja jedynie byłem w stanie im powiedzieć, aby wzięli dokumenty z jego biura i je przeczytali. Tak uczynili, miałem nadzieję, że przekażą wszystko dalej. Świat musiał poznać prawdę na jego temat. Czułem się lżej. Pomściłem w końcu Kristę i Lucasa, którego pewnie to on zabił, żeby nikomu nic nie powiedział na wypadek, gdyby tylko on przeżył. Położyłem się na podłodze w holu i płakałem. Jednak, kiedy usłyszałem dźwięk syren wstałem i resztkami sił dostałem się do pokoju 605. 

Duch mężczyzny siedział na parapecie. Uśmiechnął się do mnie. Zszedł z parapetu i podszedł do mnie:

- Dziękuję, że ją uwolniłeś. - Spojrzał na mnie, po czym zrobił parę kroków do tyłu, jakby czekał na mój ruch, jak w szachach. Spojrzałem na nóż w mojej ręce. Był cały zakrwawiony przez Evansa. Wszedłem do łazienki. Obmyłem go pod ciepła wodą. Ostrze skierowałem w stronę swojego serca. Podjąłem najważniejsza decyzje w swoim życiu. Wbiłem nóż szybko, tak abym poczuł jak najmniej bólu. Upadłem na ziemię, twarzą do podłogi, podobnie do Lucasa. Policja wbiegła do pokoju, ale zobaczyła jedynie moje ciało, czekające na wyniesienie z pomieszczenia. Tak zakończył się mój żywot. 

Duch opuścił moje ciało. Poczułem, że nigdy nie wyjdę z pokoju 605. To było moje więzienie. Chłopca już nigdy nie zobaczyłem. Pewnej nocy podszedł do mnie duch mężczyzny. Rozmawialiśmy o tym, jak cudownie było zająć się sprawą Kristy. Cieszyliśmy się tym, że była wolna. Jej koszmar się skończył, ale nasz trwał... do czasu. Po przeczytaniu dokumentów, jeszcze za życia, zrozumiałem kim był mężczyzna, który chciał uratować Kristę. Podszedłem do niego i położyłem rękę na jego barku. Odwrócił się do mnie, a ja powiedziałem:

- Bądź wolny... Seth. 

Pokój 605Where stories live. Discover now