To już dzisiaj. Chrzciny naszych dzieci. Przygotowania trwają w najlepsze. Przyleciała moja mama, tato, siostra. Jest naprawdę bardzo sympatycznie. Za chwilę muszę pojechać po tort. Niestety nie było możliwości dowozu do naszego domu. Ale to nic. Cukiernia jest niedaleko.
- Skarbie ja pojadę po ten tort.- mówi Harry.
- Nie Harry. Ja jadę, a ty pomożesz chłopakom w dekoracji. Lecę paa.- mówię, po czym wychodzę z domu.
- Pa uważaj na siebie.- mówi mój mąż. Nie wiem dlaczego,ale zawsze boi się kiedy jeżdżę gdzieś sama.
***
Ashley stoi w wielkim korku. Harry dzwonił do niej już cztery razy od jej wyjazdu z domu. Było to zaledwie piętnaście minut temu. W końcu w wielkim sznurze samochodów zaczęło się coś ruszać. Auta powoli ruszały. Ash tak samo. Kiedy korek w końcu sie zmniejszył Ashley przyspieszyła z obawą, że może nie zdążyć. Kiedy dotarła do skrzyżowania, rozejrzała się uważnie we wszystkie strony. Spokojnie mogła jechać. Kiedy wjechała na okrągły objazd z lewego zjazdu nagle pojawił się ogromny tir. Po chwili samochód Ashley został przygnieciony wielkim pojazdem. Kilka minut po wypadku na miejsce przyjechała karetka, straż pożarna i policja. Kobieta żyła, ale cały czas była nieprzytomna. Kiedy jej rodzina przygotowywała przyjęcie, jej życie wisiało na włosku.***
- To moja wina. Dlaczego ja ją puściłem? Mogłem jechać sam po ten cholerny tort.- mówi Harry cały zapłakany. Stoimy właśnie wszyscy przed blokiem operacyjnym. Operacja Ashley trwa już co najmniej z trzy godziny. Nie mogę w to uwierzyć, że miała wypadek.- Harry, nie obwiniaj się. Wszystko będzie w porządku. Nie dopuszczają nawet myśli, że ona.... Że ona może umrzeć. Rozumiesz?- potrząsam bratem, który opada po ścianie na podłogę. Jest strasznie przygnębiony. Nagle do poczekalni wbiegają Natalie i Niall.
- Co z nią? Gdzie ona jest? Żyje?- pyta zdenerwowana Natalie.
- Operują ją. Idźcie stąd. Nie powinnaś się denerwować.- mówię do dziewczyny, która cała się trzęsie.
- To moja przyjaciółka. Do jasnej cholery miała wypadek.- krzyczy. Podbiega do Harry'ego przed którym także opada na kolana i mocno go przytula. Ten, w tym samym czasie zaczyna płakać.
- Natalie, co ja zrobię jak oni jej nie uratują? Co ja zrobię?- krzyczy cały czas płacząc.
- Hej, nie mów tak. Wszystko będzie dobrze. Uwierz w to. Ashley to silna kobieta. Walczy. Ma o co. Musi żyć. Musi być tu dla was. Dla ciebie. Słyszysz.- próbuje go pocieszyć.
- Sama nie wierzysz w co mówisz. Muszę ją zobaczyć. Chce ją dotknąć, pocałować. Nie mogę jej stracić. To moja mała królewna.- mówi, po czym wstaję i zaczyna walić w ścianę. Niall podchodzi do niego i odciąga go od niej, żeby nic sobie nie zrobił. Ten wpada w jego ramiona,dalej płacząc.
- Harry, nie stracisz jej. Nie mów tak idioto. Ona tam jest. Musisz się modlić o to, żeby wszystko się udało. Słyszysz? Wszystko będzie dobrze.- mówi do niego. Po kilku minutach z bloku wychodzi lekarz.
- Operacja się udała. Nie było łatwo, ale pana żona będzie żyła. Jest w śpiączce. Musimy czekać aż się wybudzi.- mówi do Harry'ego. Widać, że kamień spadł mu z krzesła.
- Dziękuję panie doktorze. Nie wiem jak się panu mogę odwdzięczyć.- mówi przytulając lekarza.
- To moja praca. Za chwilę poproszę pana do gabinetu. Opowiem co i jak.- mówi lekarz, po czym znika za szklanymi drzwiami.
***
Siedzę przy niej. Jest taka blada. Wszystko dookoła pika. Głowa boli mnie już od tego dźwięku, ale nie wyjdę stąd. Muszę być przy niej do puki się nie obudzi. Muszę być pierwszą osobą jaką zobaczy.- Skarbie, obudź się proszę. Już wszystko w porządku. Będziesz żyła. Musisz. Masz dla kogo. Dla dzieci, dla mnie. Potrzebuję cię. Nie poradzę sobie bez ciebie. Obudź się słoneczko. - mówię do Ashley, która nadal jest w śpiączce. Trzymam ją cały czas za rękę. Od czasu do czasu głaszcze po twarzy i całuję. Jej usta są takie bezsilne. Oczy nawet nie drgną. Jedyne co podtrzymuje moją świadomość o tym, że ona żyje to te wszystkie pikające urządzenia. Do pomieszczenia co chwilę wchodzi pielęgniarka. Sprawdza kroplówkę, mierzy ciśnienie. Coraz bardziej zaczyna mnie to niepokoić. Czuję, że czegoś nie wiem.
***
Od wypadku minął tydzień. Ashley nadal jest w śpiączce. Dzisiaj jest decydujący dzień. Jeśli nie obudzi się do wieczora, odłącza ją od maszyn, które podtrzymują ją przy życiu. W głębi serca wierzę, że to właśnie dzisiaj zaskoczy wszystkich i wybudzi się z śpiączki. Tak jak zwykle to robiła. Niezapowiedzianie, ale z klasą. Taką właśnie kobietą, jest Ashley, moja żona, matka moich dzieci.- I jak tam skarbie? Wiesz Lola o ciebie pyta. Pardzo tęskni. Bliźniaki tak samo. Lauren nadal ma kolkę. Luke też zaczyna odczuwać ból. W nocy kurczył nóżki,ale nie płakał tak jak Lauren. Bardzo nam ciebie brakuje, wiesz? Dan urodziła wczoraj. Louis jest zachwycony dziewczynami. Twoja mama też tutaj przychodzi. Rozmawia z tobą. Słyszysz nas prawda? Obudzisz się dzisiaj, wierzę w to. Musisz. Nie możesz odejść. Potrzebujemy cię królewno. Kto będzie nam robił w soboty naleśniki? Kto będzie krzyczał na mnie kiedy będziemy musieli wychodzić? Kto będzie wspierał mnie i nasze dzieci? Musisz się obudzić. Napisałem piosenkę, wiesz? Postanowiliśmy z chłopakami, że spróbujemy kariery solo. Piosenka jest z myślą o tobie. Jak tylko się obudzisz, zaśpiewam ci ją. Loli bardzo się podoba. Nawet pomagała mi przy refrenie. Śpiewaliśmy razem. Będzie genialną piosenkarką. Śpiewa tak pięknie jak ty. Musisz ją usłyszeć.
***
Siedzę tutaj już od czterech godzin. Nagle powieka Ashley drgnęła. Po chwili ręką, którą trzymam także się poruszała. Kilka sekund później, moja żona otworzyła oczy. Rozgląda się po pokoju i koduje wszystko co znajduje się obok.- Ashley, wiedziałem. Wiedziałem, że się obudzisz. Kochanie. Wiesz jak bardzo cię kocham.- mówi ze łzami w oczach. Widzę, że próbuje coś powiedzieć.
- A-ale, k-kim je-jesteś?- pyta, a ja czuję jak ziemia zapada się pod moimi nogami. Dlaczego ona nic nie pamięta?
Przyznam szczerze, że przy pisaniu płakałam. I to bardzo. Jak widać, będzie się teraz troszeczkę działo. Jak myślicie? Ashley odzyska pamięć, czy będzie to trudniejsze niż się każdemu zdaje? Piszcie w komentarzach jak podoba się rozdział. Pozdrawiam i do następnego.