Na dobrą sprawę, stwierdził w myślach Harry, starając się przylgnąć jak najbardziej do ściany i nie wyjrzeć za wcześnie za róg korytarza, by zobaczyć, co robi Quirrell, mógłby wreszcie użyć jakiegoś cholernego zaklęcia, by obejść tego cholernego psa.
Harry spędził wiele nocy, śledząc Quirrella i pod tymi drzwiami siedział piąty raz. Zaczynało go to nudzić. Blizna nie bolała go już od przebywania w obecności Quirrella, a ten nie wymykał się też do Zakazanego Lasu, by wypić krew jednorożca albo wykonać jakiś niesamowity rytuał na hipogryfie. Po prostu przychodził pod te drzwi i mówił albo krzyczał na siedzącego za nimi psa, póki ten nie zaczynał szczekać – co się powinno za chwilę zdarzyć – a to skłaniało mężczyznę do odwrotu.
Harry zaczynał się skłaniać ku myśli, że Quirrell nie był aż tak wielkim zagrożeniem dla Connora, jakim się z początku wydawał. Ostatecznie to nie on sprowadził tu Lestrange'ów i nie on opuścił osłony anty–aportacyjne wokół boiska do quidditcha; Harry uważał, że gdyby Quirrell był do tego zdolny, to mógłby sprawić o wiele więcej kłopotów. A jeśli napił się krwi jednorożca... to z pewnością świadczyło o tym, że profesor był wariatem, ale przecież nikt nie powiedział, że tylko poplecznicy Voldemorta mieli wyłączność na szaleństwo.
Ale był też ten zimny głos, który przemówił w lesie, i to on był powodem, dla którego Harry nie ustawał w swoim śledztwie. Jego sny też mówiły, że coś było nie tak, ale Harry im nie ufał. Nigdy nie miał talentu...
W korytarzu rozległy się odgłosy zbliżających się kroków. Harry pośpiesznie narzucił na siebie zaklęcie kameleona. Argus Filch nigdy go nie przyłapał, choć parę razy węszył w pobliżu.
Harry wyjrzał z ciekawością i wyczekiwaniem, dzięki czemu zobaczył zbliżającą się postać w czarnych szatach. Być może wreszcie pojawił się tajemniczy zdrajca Quirrella, chcąc mu udzielić pomocy. To by znacznie urozmaiciło obserwacje Harry'ego.
To był profesor Snape.
Harry zgrzytnął zębami. Nieznośny profesor eliksirów raczej nie zauważył, że ktoś zgrzytał na niego zębami i oparł się o przeciwległą ścianę niedaleko Harry'ego. Chłopiec spojrzał na niego spode łba i zastanowił się, czy udałoby mu się uciec, gdyby teraz rzucił w niego jakąś klątwą. Pewnie nie. Ale Merlin jeden wiedział, że Snape sobie nagrabił za to, jak przez kilka ostatnich dni na zajęciach z eliksirów traktował Harry'ego jak skrzata domowego.
Zastanowił się nad kilkoma klątwami, które mógłby rzucić, nie wydając dźwięku – mimo że Lily jeszcze nie zaczęła z nim omawiać zaklęć niewerbalnych – i bez natychmiastowego skutku, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, tak jak to zawsze miało miejsce. Rozdygotany Quirrell wyszedł za róg, mnąc rękami naciśnięty głęboko na głowę turban.
Snape wyłonił się z cienia niczym obudzony nietoperz. Quirrell obrócił się, zobaczył go i zagapił się zaskoczony.
– S-Severus – wyjąkał, brzmiąc jak zawsze.
– Quirrell – powiedział Snape, celowo nie zająkując się, by, jak uznał Harry, brzmieć dużo groźniej. Nauczyciel eliksirów zrobił krok do przodu, sięgając do kieszeni szaty po różdżkę. – Co ty tu robisz, hmmm? Nigdy nie sądziłem, że okażesz takie zainteresowanie tą częścią szkoły. Przecież wiesz, co tam jest na dole.
Na dole? zastanowił się Harry. To możliwe, że pies strzeże jakiejś podziemnej komnaty, ale gdyby tak było, to czemu nie umieścili jej na parterze albo w lochach, gdzie mogliby zanurkować prosto pod ziemię?
Quirrell zaśmiał się i nawet to zabrzmiało fałszywie. Harry skoncentrował się, ale nie wyczuł od niego żadnej niebezpiecznej magii. Tym, co można było od niego wyczuć, był jedynie nieznośnie silny odór czosnku, który zawsze go otaczał.
CZYTASZ
Ratując Connora
FanficPierwszy tom Sagi Poświęcenia AU, (bardzo) Ślizgoński Harry. Harry ma brata bliźniaka, Connora, który jest Chłopcem, Który Przeżył i Harry postanowił poświęcić życie chroniąc go - samemu przy tym pozostając niezauważonym. Ale pewni ludzie nie pozwol...